Wydawca: Plac
Wolności
Data wydania: 23 grudnia 2016
Liczba stron: 180
Oprawa: miękka
Cena det.: 29,99 zł
Tytuł recenzji: Mierzenie się z Islandią
Wędrowałem
po Islandii dość wygodnie – samochodem, autokarem, skorzystałem nawet z usług
islandzkich linii lotniczych proponujących gratisowe zawracanie kwadrans po
starcie z powodu problemów technicznych. Kuba Witek wybrał inny, trudniejszy
sposób podróży. Dla mnie niewyobrażalny i wzbudzający nieopisany podziw. Jego
rowerowa wyprawa to świadectwo mierzenia się ze specyficznym rodzajem
samotności na wyspie, gdzie tylko natura od zawsze ustala rytm naszego życia,
naszego przemierzania przestrzeni. Bezpretensjonalna
sprawozdawczość to zaleta tej książki. Autor nie sili się na jakąś narrację z
tezą, nie analizuje tego, co widzi, w jakichś szerszych kontekstach, nie
usiłuje nam sprzedać publicystyki ani tym bardziej jakiegoś przekazu
ideologicznego. „Ring Road” to prosta opowieść o doświadczaniu pięknej formy
świata. O wyostrzonych zmysłach pozwalających chłonąć islandzkie piękno.
Pośród kwitnącego łubinu, uśmiechów nieznajomych i własnych słabości, z którymi
autor się zmierzył. O takiej Islandii chce się czytać. Chce się tam pojechać i
ją poznać!
To
bardzo autentyczny i uczciwie napisany dziennik wędrowca. Nie turysty, lecz
wędrowca właśnie. Witek początkowo sam nie dowierza temu, co chce osiągnąć.
Jego cel to przejazd islandzką trasą nr 1. Nie ma drugiej takiej, bo tylko
jedna asfaltowa, a częściowo szutrowa nitka obiega całą wyspę. Perspektywa
poznawania Islandii na rowerze jest o tyle słuszna, że pozwala na to, co
dostrzeże tam każdy uważny podróżnik – bliski kontakt z naturą przez długie jej
obserwowanie. Autor zaznacza to, co w
Islandii jest naprawdę wyjątkowe. Każde wzniesienie, kanion, dolina czy
wodospad – wszystko może mieć inny kształt i barwę w zależności od tego, jak
padają promienie słoneczne albo jak układa się zachmurzone niebo. Rower czyni
możliwość obcowania z mijanym krajobrazem bardziej intensywną. Wymaga także
innego rodzaju intensywności. Kuba Witek mierzy się z własnymi słabościami –
słabościami organizmu, czasem się buntującego, i słabościami sprzętu, niekiedy
zawodzącego. To jednak przede wszystkim mierzenie się z nieokiełznaną i
nieprzewidywalną islandzką aurą. O tym przede wszystkim jest ta książka. Kartki
z dziennika człowieka, który pokornie znosi niedogodności serwowane przez
naturę, bo wie, że Islandia to jedno z niewielu miejsc na ziemi, gdzie tylko
natura może rządzić, ustalać zasady, wpływać na nasze plany.
„Ring
Road” to książka, po którą sięgnie każdy, kto już raz odwiedził wyspę, bo jest
bardzo dokładnym przewodnikiem po niej. Można się zaczytać z mapą pod ręką.
Przypomnieć to, co się widziało. Planujący podróż do Islandii wydobędzie z
historii Witka wiele informacji praktycznych i nabierze apetytu na więcej, dużo
więcej niż to, co serwują klasyczne trasy turystyczne. Autor nie oszczędza nas,
przytaczając wszystkie możliwe islandzkie nazwy własne. Każdą w jakimś celu.
Każde z opisywanych miejsc jest albo początkiem nowego dnia wędrówki, albo jego
końcem. Niektóre są jak drogowskazy. Jazda rowerowa może mieć przy nich wiele
znaczeń. „Ring Road” to uczciwie
napisana książka o tym, że jesteśmy w stanie osiągnąć niemożliwe, jeśli
właściwie zdefiniujemy swoje cele i uznamy, iż warto przekraczać granice. Kuba
Witek osiąga coś, co początkowo wydaje się mu nie do osiągnięcia. My dzięki tej
książce odwiedzamy wyspę, na której czas płynie zupełnie inaczej. Powoli, bez kontynentalnej nerwowości.
Można tego zasmakować, poznając te zapiski. Cieszę się, że to tak
sugestywna książka, choć operuje oszczędnym słownictwem i skupia się przede
wszystkim na bieżących problemach odbywanej wędrówki.
Myślę, że „Ring Road” sugeruje nam
także, iż w tak specyficznych warunkach można sobie wypracować zupełnie nową
definicję wolności. Że ta wolność jest czymś zupełnie innym, co w bezpiecznym i
przewidywalnym życiu uznawaliśmy za pewnik. Zrewidowane
poglądy Witka to coś, co zatrzymuje on głównie dla siebie. Te zapiski
sygnalizują jedynie momenty zmiany sposobu postrzegania świata i własnego
życia. Jazda rowerowa jest specyficznym punktem odniesienia do tego, w jaki
sposób człowiek przemierza świat. To przede wszystkim dziennik o przemierzaniu
bardzo konkretnej przestrzeni i to w niej, tej islandzkiej dzikości, Kuba Witek
definiuje kilka pojęć na nowo. My możemy podglądać i zazdrościć. Przeglądać
zdjęcia, które ubarwiają relację. Poznawać inne formy relacji z drugim
człowiekiem.
O
spotkaniach – przypadkowych i planowanych – autor pisze w sposób bardzo
taktowny. Nie stara się wydobyć z rozmówcy niczego, czego on sam nie chciałby
powiedzieć. Opowiada o spotkaniach z nieznajomymi ludźmi, którzy potrafią
obdarzyć człowieka wielką dozą serdeczności. Mijani podróżnicy także są w drodze.
Ale w tej opowieści pojawiają się również rodacy Witka, którzy z różnych
powodów osiedli w Islandii na stałe. Ich historie nie są opowiedziane, ale
poruszają wyobraźnię relacje z teoretycznie obcymi ludźmi, którzy wykazują się
specyficzną formą empatii. Ta islandzka
empatia, specyficzne poczucie humoru i umiejętność dzielenia się z innymi swą
radością życia to pewne cechy eksportowe Islandczyków, którymi powinni oni
zarazić europejski kontynent. Kuba Witek nie ma czasu na to, by zanalizować
relacje, jakich doświadcza, ale czytelnik może stanąć przed wyzwaniem
sprawdzenia, jak jest naprawdę – ze świadomością mieszkańców wyspy oraz
przybyszów z zewnątrz, którzy postanowili pozostać na wyspie.
To
opowieść o pewnej dozie heroizmu i szaleństwa. Historia człowieka, dla którego
nic nie było niemożliwe. Narracja zmuszająca do zastanowienia się nad tym, jak
wiele szczęścia miał w swej podróży Kuba Witek, bo nie każdemu Islandia jest
tak przyjazna. „Ring Road” jest bardzo dobrym przykładem pamiętnika, dzięki
któremu można uporządkować ogrom przeżyć. Zadziwiające, że przy tak dużym
wysiłku fizycznym i pośród wielu ekstremalnych sytuacji autor miał siłę i
motywację, by robić na bieżąco notatki. Książka bowiem powstała z zapisków,
które były czynione bezpośrednio w trakcie podróży. Zachowany czas teraźniejszy
narracji pozwala Witkowi przeżyć tę podróż ponownie. Widać, że książka w
takiej, a nie innej formie była potrzebna jemu samemu, ale dostrzec można też
coś jeszcze. To bardzo wiarygodna
opowieść o pasji, którą można zarazić innych. O tym specyficznym rodzaju
samotności, którego każdy z nas być może poszukuje. O samotności twórczej,
konsekwencji w działaniu i wrażliwości na niuanse. Tak, to bardzo
przekonujący obraz tego, czym może być Islandia w ludzkiej świadomości. „Ring
Road” udzieli kilku odpowiedzi na pytanie o magię wyspy. Bardzo rzeczowo,
zwykle wprost, czasem w oczywistych słowach o nieoczywistych sprawach. Świetny
jest ten dziennik podróży. Autentyczny i na tyle swojski, że każdy się w nim
odnajdzie. Poznając jednocześnie jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi.
PATRONAT MEDIALNY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz