Wydawca: W.A.B
Data wydania: 1 marca 2017
Liczba stron: 352
Przekład: Dominika
Cieśla-Szymańska
Oprawa: twarda
Cena det.: 39,99 zł
Tytuł recenzji: Szwajcarski smutek
Nie rozumiem, dlaczego o tej
książce się nie mówi, i liczę na to, że zacznie się mówić. „Sonata Gustava”
daje tę niezwykłą przyjemność wydobycia z gąszczu literatury rzeczy niezwykle
wzruszającej i pięknie napisanej. Rose
Tremain opowiada o deficytach miłości i o życiu w kraju, który zawsze wymagał
od swych obywateli panowania nad sobą. Do tego przyuczane jest smutne i
zamknięte w sobie dziecko. To dziecko, które w dorosłym życiu będzie
porządkować otoczenie, bo nie potrafi uporządkować pustki w swym sercu.
Rzadko zdarza się książka tak silnie działająca na emocje, a jednocześnie tak
sprawna językowo, przechodząca w subtelne rejestry narracyjne, gdy opowiada o
różnych punktach widzenia na zdarzenia i tych zdarzeń przeżywaniu. Byłaby to
powieść rewelacyjna, gdyby Tremain chwilami nie opowiadała jednak za dużo.
Staje się dydaktyczna, gdy werbalizuje za czytelnika wszystkie te stany
emocjonalne, które można odczytać i zrozumieć w sferze niedopowiedzeń. To
jedyna zasadnicza wada tej książki. Przejmującej opowieści o niekochanym
człowieku, który całe życie bezradnie, lecz dzielnie walczył o miłość. Całe
życie czekał w rodzinnym miasteczku, wrastając w nie tak, jak wrasta w swój
smutek i melancholię. Jedna z piękniejszych książek ostatnich lat. Opowieść
intymna, ale też specyficzna rozprawa z mentalnością Szwajcarów. Powieść
wydobywająca się z potworności wojny, a później pokazująca potworność kalekich
relacji między ludźmi, których wojenne i powojenne doświadczenia powinny
zbliżyć.
Gustav
od najmłodszych lat kocha swoją Mutti miłością wielką, bezwarunkową i
przepełnioną tęsknotą. Dlaczego? Bo matka nie kocha jego. Nie może zdobyć się
na miłość, ale Gustav nie rozumie, dlaczego tak się dzieje.
Tymczasem widzimy, jak konsekwentnie jest wprawiany w samodzielność i powagę.
Mały Gustav ma być jak Szwajcaria potrafiąca zachować neutralność wobec piekła
wojny. Matka wie, że tylko surowe wychowanie uczyni z niego prawdziwego
mężczyznę. Tego, którego przed laty straciła, a wraz z nim – wszelkie marzenia
o dobrym życiu. Pozostał Gustav, mroczne wspomnienie. Dziecko nad wyraz poważne
i skoncentrowane na każdym wykonywanym zadaniu. Chłopiec mający w swym ubogim
domu tylko jedną zabawkę. Zamknięty w czterech ścianach skromnego lokum z
udręczoną wspomnieniami matką, która do końca życia nie pozbędzie się goryczy i
zgorzknienia.
Gustav tymczasem poznaje
przyjaciela. Takiego, któremu w przedszkolu potrafi otrzeć łzy. Wydobędzie z
niego radość, choć sam nie ma jej w sobie wcale. Takiego, który niebawem na
lodowisku nauczy Gustava, co to znaczy śmiać się i cieszyć. Odczuwać z kimś
prawdziwą bliskość. Anton szybko stanie się drugim po Mutti punktem odniesienia
w życiu tytułowego bohatera, który na razie jest chłopcem i rozumie tylko
bezwarunkowość trwania przy smutnej matce oraz perspektywę rodzącą się z
kontaktu z Antonem. Żydowskie pochodzenie jego rodziny doskwiera rodzicielce
Gustava. Emilie ma swoje powody, by trzymać dystans do rodziny przyjaciela
syna. Projektuje sobie ogrom swojego nieszczęścia jako kontrast do tego, co spotyka
rodzinę chłopca zbliżającego się do Gustava. A może czegoś im zazdrości?
Prawdziwej treści życia, prawdziwej bliskości? Gustav po latach zorientuje się,
że tylko wśród bliskich Antona mógł odnaleźć prawdziwą rodzinną przestrzeń.
Uciec od smutku matki przywołującej nieżyjącego ojca jako bohatera, gdy
tymczasem rządziły nim instynkty. A jednak był poczciwym, dobrym człowiekiem.
Jaka była konsekwencja poczciwości i dobroci w Szwajcarii ogarniętej wojną i
wiecznie oczekującej na hitlerowski atak?
Rose
Tremain tak dobiera historię, by nieco zmanipulować pogląd na neutralność
państwa w czasie konfliktu zbrojnego. Gra na emocjach, ale jednocześnie
wypowiada kilka znaczących pytań w swej narracji. Czy neutralność to
jednoczesna obojętność na krzywdy innych? Panować nad sobą po szwajcarsku to
znaczy nie dostrzegać zła? Gustav stara się nie dostrzegać innych
spraw. Tego, że wrasta w samotność i nie robi niczego, by zmienić ten stan.
Jego matka przenosi odium okrucieństwa i obojętności swojej rodzicielki na dziecko,
które niewiele wie, niewiele rozumie. Gustav jest matczynym wyrzutem sumienia.
Wspomnieniem o życiu, które nigdy nie nadeszło. Ofiarą życia bez miłości,
której rozpaczliwie poszukuje u boku Antona. Tam, gdzie ktoś wreszcie go doceni
i zauważy. Będzie blisko w wymiarze, o jakim Gustav marzy.
Tremain
portretuje losy dwóch chłopców – jeden jest dzieckiem spełnionych marzeń i
rodzicielskich pragnień, drugi staje się stygmatyzowany, przypomina o
rozczarowaniach, upadku, chaosie i pożegnaniu marzeń o godnym życiu. Ta
specyficzna bliskość stanie się trudna. Gustav będzie starał się unieść na
swoich barkach dylematy przyjaciela, który zmaga się z poczuciem niedocenienia
jego talentu przez świat. Będzie jednocześnie przewodnikiem i opoką matki.
Kobiety, która zwyczajnie odpuściła. Nie umiała być blisko z dzieckiem niosącym
ze sobą zbyt wiele traumatycznych wspomnień. Niezawinione i niewypowiedziane
cierpienia u Tremain portretowane są w rzeczywistości, w której pozornie nic
się nie dzieje. Szwajcaria nie doświadczyła wojny. Stała się pewną ideą, a nie
państwem z tradycją i historią. Gustav to uosobienie ducha Szwajcarii, ale
jednocześnie dziecko, a potem mężczyzna wciąż na nowo zadający sobie pytanie o
istotę własnego wyobcowania. „Sonata Gustava” porusza, bo jest także historią o
tym, ile w człowieku potrafi być dobroci i okrucieństwa jednocześnie.
Portretuje wojnę w tle, by wyznaczyć jej wpływ na bohaterów w kolejnych
pokoleniach, wiele lat po jej zakończeniu. Rose Tremain pokazuje, do czego
możemy się posunąć, okazując troskę innym, oraz jak bardzo możemy zamknąć się w
sobie, gdy nikt nam tej troski nie daje.
To ujmująca narracja o tym,
że szukamy miłości zawsze, nie będąc gotowymi na jej odnalezienie. Książka,
która najpierw stawia pytania, potem jednak na zbyt wiele z nich stara się
odpowiadać. Tremain wie, że pisze o
smutku, wyobcowaniu i melancholii. Wie, jak sugestywnie sportretować spragnione
czułości dziecko, które wciąż poszukuje tego samego, wciąż na nowo zadaje
pytania o to, kto może pokochać. Przygnębiające są losy prawie wszystkich
bohaterów tej powieści, ale najbardziej przykre jest to, że nie umieją się oni
odnaleźć obok siebie, wciąż podążając za złudzeniami albo uciekając do
traumatycznej przeszłości. „Sonata Gustava” to opowieść o tym, jak jesteśmy mali
ze swoimi uczuciami. Także o tym, że potrafimy być wielcy i niekiedy te uczucia
nazwać oraz wyrazić. Zapada w pamięć. Wyjątkowo czule opowiada o smutku i o
radości, gdy uda się choć na chwilę z tego smutku wydobyć.
2 komentarze:
Niestety, ja nie jestem tak entuzjastyczny wobec tej powieści. Jest to niewątpliwie bardzo dobra proza, bardzo sprawnie napisana, zapadająca w pamięć. Bardzo pogrąża ją jednak to, o czym wspominasz:
"Byłaby to powieść rewelacyjna, gdyby Tremain chwilami nie opowiadała jednak za dużo. Staje się dydaktyczna, gdy werbalizuje za czytelnika wszystkie te stany emocjonalne, które można odczytać i zrozumieć w sferze niedopowiedzeń. To jedyna zasadnicza wada tej książki".
Właśnie w trzeciej części książka zupełnie traci impet. Relacje między Gustavem i Antonem przestają tchnąć autentyzmem. Za dużo tu przeskoków czasowych, za dużo opowiadania, za dużo wskazywania palcem tego, co oczywiste.
Niemniej uważam, że warto się z nią zapoznać.
Tak, to naprawdę zmienia postrzeganie tej książki. Tym niemniej to rzecz, która bardzo mnie wzruszyła, a rzadko której książce udaje się u mnie osiągnąć ten efekt. :)
Prześlij komentarz