Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 30 sierpnia 2017
Liczba stron: 188
Oprawa: twarda
Cena det.: 34,99 zł
Tytuł recenzji: Konfrontacje... ze sobą
Gdy Wioletta Grzegorzewska
zamykała „Guguły”, jej bohaterka nie miała odwagi ruszyć w świat. Hektary były
wszystkim, co rozumiała, pojmowała i co dawało poczucie bezpieczeństwa. „Stancje”
to opowieść o tym, co się wydarzyło po zmianie decyzji. O ruszeniu w ten wielki
świat, który symbolizuje najbliższa metropolia – Częstochowa. Czy Wioletta
Rogala jest gotowa na to, by wędrować? W tej momentami poetyckiej prozie
opowiadającej o realiach w gruncie rzeczy pozbawionego barw etapu studenckiego
życia czai się nie tylko strach głównej bohaterki, która niesie ze sobą
wspomnienia z rodzinnej wsi i łączy je w świadomości z tym, co opowiadają
ludzie w mieście. Jest w niej także ta bliżej nieokreślona forma świata, który
dopiero trzeba sobie złożyć w całość. Czasem myśląc o nieprzebytej materii
kosmosu, czasem przywołując śmierć. „Stancje” to opowieść o ważności wspomnień oraz o doświadczeniach w
relacjach międzyludzkich wywołujących obcość i pewną trwogę przed światem. To
też historia kobiecej uważności, delikatności i empatii w słuchaniu z
elementami subtelnego erotyzmu oraz dygresjami dotyczącymi różnych form życia,
bo przecież nieprzypadkowo Wioletta na zajęciach z łaciny odmienia czasownik „żyć”.
Grzegorzewska wie, w jaki
sposób opowiadać o świecie i jak na drodze opowiadania stawiać ludzi, którym
trzeba się uważnie przyjrzeć. Stosunek bohaterki „Stancji” do ludzi jest
enigmatycznie ambiwalentny, ale trafnie diagnozuje ją kochanek, którego śladów
poszukuje w wielkim mieście. Wioletta z jednej strony jest bardzo zdystansowana
i chłodna wobec otoczenia. Widzimy, że nie nawiązuje żadnych trwałych relacji z
rówieśnikami tak dobrze czującymi się na studiach w Częstochowie. Z drugiej
jednak strony przyciąga do siebie tych, którzy chcą opowiedzieć o swoich
rzeczach ważnych. Wydobywają z czasu minionego obrazy, które słuchaczka
zestawia z tym, jak sama postrzega wciąż nieoswojony, dziwny i zaskakujący
świat wokół. Ten, który mimo wszystko trzeba oswoić, bo powrót do Hektarów jest
już niemożliwy. Wioletta nie jedzie do domu na święta, zakotwicza się w obcych
przestrzeniach, prześladują ją wizyjne obrazki z przeszłości i niepokoi śmierć
w kilku wymiarach. Ta, wobec której bohaterka chce zachować pamięć, gromadząc
papierowe nekrologi. Ta, która się wydarzyła, ale nie została w świadomości
akceptowalna – jak śmierć córki jednej z dobrych dusz, która proponuje Wioletce
mieszkanie, ale w gruncie rzeczy chce ją zamknąć w swoim świecie wspomnień i
traum.
Stancje
są zasadniczo trzy, ale poza nimi kilka płaszczyzn życiowych, z którymi kontakt
jest źródłem nieustającego zdziwienia – nad kształtem świata i ukształtowanych
przez ten świat ludzi. Wioletta odnajduje przy farelce
bliskość z innymi mieszkańcami hotelu robotniczego, w którym nie zainwestowano
w ogrzewanie. Płynnie wchodzi w narzucone role i w codzienność życia zakonnic,
które oferują jej tymczasowy pokój na poddaszu. Kiedy w końcu decyduje się na
swoje lokum, nie jest ono tym, czego Wioletta mogłaby oczekiwać. Jest to
opowieść niedokończona i w zasadzie to historia pewnych początków, a czasami
dramatycznych końców. Tworzą ją ludzie wokół bohaterki i jej świadomość. To, co
pamięta – co chce zapamiętać i co w tej pamięci uwiera. W tym znaczeniu „Stancje”
zbliżają się odrobinę do debiutu prozatorskiego Weroniki Gogoli „Po trochu”.
Ale fraza i sposób obrazowania rzeczywistości Grzegorzewskiej to coś, co
zostało już dopracowane i we wszystkich szczegółach wymyślone w „Gugułach”. Czy
druga książka jest zatem wtórna? Bynajmniej. Oczekuje być może innego
odczytania, bo to historia pewnego otwarcia, a nie zamknięcia czasu, do którego
nie można już przecież powrócić.
Interesujące
zakończenie tej książki każe nam zrewidować każdy pogląd na temat tego, co się
wcześniej wydarzyło. Wioletta poszukuje możliwości czy je odrzuca? Stara się
dostosować czy dostosowuje to, co widzi, do ukształtowanych już wyobrażeń i
wrażliwości? Spotykani znajomi z Hektarów są już inni,
mają inne priorytety, wyglądają inaczej, inaczej się zachowują. Wioletta unika
bliskości, na jaką pozwalała wcześniej. Mierzy się z odejściem babki, które
naznacza ją na kilka sposobów. Częstochowa nie zbliża się do niej, to miasto
wciąż pozostaje zagadkowo obce. Można w nim spotkać nieszczęście pod postacią
agresywnych skinów, można też uciec w niebyt na kilka dni, by ocknąć się i
ponownie spróbować zmierzyć z prozą życia.
„Stancje”
to opowieść jednocześnie o bezradności i determinacji. O tym, w jaki sposób
żyją w nas wspomnienia, i o lęku przed wychodzeniem naprzeciw temu, co nowe.
Zbyt wiele wydobyło się stamtąd, skąd Wioletta Rogala wyjeżdża. Zbyt ciężki
bagaż emocjonalny ze sobą zabrała. Czy poszukuje własnej tożsamości? Może chce
rozpaczliwie wydobywać intymne okruchy z pamięci innych, by zatrzeć w swojej
to, co ją uwiera i stygmatyzuje? Grzegorzewska podpowiada
kilka tropów interpretacyjnych. Dlatego też ważne, że jej teksty są krótkie. To
takie punktowanie problemów, ale bardzo uważne i niepozbawione czułości. „Stancje”
wydobywają się z „Guguł”, ale są też narracją o czymś nowym. Bohaterka musi się
odnaleźć nie tylko w specyficznych przestrzeniach i pośród specyficznych ludzi.
Musi uwiarygodnić samą siebie, nazwać i określić swoje potrzeby, emocje.
Chciałoby się tę książkę nazwać opowieścią drogi, ale w gruncie rzeczy chodzi o
pewne zatrzymanie się i uważność. Pośród opowieści, które nie znaczyłyby
niczego, gdyby nie przyjmowała ich do siebie tak uważna słuchaczka.
Lata dziewięćdziesiąte
minionego stulecia ożywają w sposób wybiórczy i bardzo sugestywny. Pośród wojen
gdzieś daleko – Czeczenia czy Bałkany – toczy się też prywatna wojna o
samostanowienie. Na ile można wrócić do
tego, co kryją w sobie Hektary, a na ile próbować zakorzenić w nowym mieście i
z nowymi ludźmi? Co z rozczarowaniami, które malują Częstochowę w smutnych
barwach i dają do zrozumienia, że koloryt pozostał tam, gdzie rodzina i znajoma
okolica? Myślę, że „Stancje” domagać się będą uzupełnień i Wioletta
Grzegorzewska doskonale wie, o czym mogłaby napisać kolejne książki. Ta jest
melancholijna, zestawia przejawy witalizmu ze śmiercią, czaruje poetyckością
opisów tego, co wokół, i zastanawia nad skomplikowanym pejzażem emocjonalnym
głównej bohaterki. To też historia o tym, że na każdym etapie życia kształtują
nas doświadczenia innych. O czułości i empatii, którą można połączyć z
dystansem niezbędnym do uważnych obserwacji. Piękna książka. Dużo bardziej
skondensowane były „Guguły”, ale i tutaj mnogość ścieżek interpretacyjnych
poprowadzi nas przez zagadkowość istnienia i doświadczania świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz