2017-08-19

Sznurówki” Domenico Starnone

Wydawca: W.A.B.

Data wydania: 10 maja 2017

Liczba stron: 208

Przekład: Stanisław Kasprzysiak

Oprawa: twarda

Cena det.: 34,99 zł

Tytuł recenzji: Między nimi

Od współczesnych narracji obrazujących kryzysy małżeńskie nie oczekuję już naturalistycznego nerwu Augusta Strindberga, ale żywię przekonanie, że temat tak mocno wyeksploatowany literacko należy przekazać w sposób zasadniczo dynamiczny. Krócej – w opowieści o piekle małżeństwa chcę czuć żar tego piekła i ma mnie on solidnie sparzyć. Powieść Domenica Starnone jest przede wszystkim letnia. Mało przekonująca i dość wtórna. Posługująca się  prostym schematem ukazywania z różnych perspektyw tego samego cierpienia i zmuszająca do dystansu już od samego początku, kiedy czytamy listy porzuconej żony zmagającej się z utratą, walczącej ze sobą – między gniewem a rozczarowaniem, między niepewnością a rozgoryczeniem. Adresat listów podejmie się prób tłumaczenia ze swego zachowania, a trzecia część to nazbyt już oczywiste podsumowanie zaprezentowanej psychodramy oczyma tych, którzy wchłonęli z niej najwięcej tego, co najgorsze.

Starnone – jeśli już uznać, że opowiada ciekawą historię – bardzo interesująco portretuje obyczajowość włoską, w której spojrzenie na instytucję małżeństwa zmieniało się, pozostawiając zgliszcza emocjonalne zwykle po tej kobiecej, bardziej pokrzywdzonej stronie. Punktowana jedynie historia rodziców głównego bohatera to powojenny schemat rodziny, w której sankcjonowane jest to, że mężczyzna to tyran, kobieta cierpi w milczeniu i znosi wszelkie niedogodności w pokorze, bo takie są rola i status w małżeństwie. To schemat włoskiego powojennego związku, którego mroczne oblicze zabiera w dorosłe życie syn. Ten syn, który w latach siedemdziesiątych będzie starał się udowodnić, że kostyczny schemat funkcjonuje już inaczej. Żona wprawdzie nadal jest uzależniona finansowo od męża i dość mu podległa, ale oboje mają możliwości oraz narzędzia, by walczyć o własną wolność. Tu mamy do czynienia ze zdradą i jej skutkami, ale takie odczytywanie „Sznurówek” to mało zręczna próba oswojenia tego, co Starnone usiłuje przekazać, portretując ewolucję małżeńskiego modelu. On jest gotów odejść, by stanowić o sobie. Ona – mimo żalu i goryczy – zdobywa się na to, aby utrzymać spójność rodziny, zadbać o dzieci, szanować siebie w nowej roli i jednocześnie poszukiwać odpowiedzi na dręczące ją pytania. To, co potem robi on, jest już inną kwestią. Małżeństwo okazuje się związkiem, w którym rysy można uwypuklić, a żal w jakiś sposób przeanalizować wewnętrznie. Trzecie pokolenie, syn głównego bohatera, prezentuje już lekkomyślną modę na związki tworzone z wygody i dla zapewnienia sobie czasowej przestrzeni swobody. Jego dzieci i poszczególne kobiety, z którymi spłodził potomków, to świadectwa pewnej atomizacji. Związki nie mają już silnych struktur. Mogą być jednak tak samo toksyczne. W tym znaczeniu „Sznurówki” są interesującą powieścią o przemianach we włoskiej obyczajowości i uniwersalnym ugrzęźnięciu w rachunkach wzajemnych krzywd, które zawsze są te same i niczego nie zmieniamy, zmieniając odbiór instytucji małżeństwa.

To wszystko, co Domenico Starnone ma ciekawego do powiedzenia. Reszta to zbiór literackich klisz i powieść tonąca w truizmach być może dlatego, że stawia na narracje, a nie dialogi. Aldo postanawia uwolnić się od toksycznej żony. Kobiety, która kontrolowała jego życie i swą pokrętną logikę konfrontowała z nienazwaną głośno sferą uczuć mężczyzny. Aldo wie, że związek z Vandą to tylko złudzenie. Chce rozbić fasadowość tego, co stworzyli wspólnie w młodym wieku, ale nie jest gotowy na szantaże emocjonalne. Pyta sam siebie – na wygnaniu – o sens swojego życia i o własną tożsamość. Otrzymujemy opowieść o boleści kwestionowania męskości w kilku różnych rolach społecznych. Niezależnie myślący mężczyzna, który podejmuje być może pierwsze w życiu odważne decyzje, musi zmierzyć się jednak z małostkowością żony. Z tym, że na pewnym etapie życia to ona go zdefiniowała. Są przecież jeszcze dzieci. Gotowość do kompromisów to jedno, ale co przeżywają te dwie dorastające istoty i jak patrzą na konflikt rodziców?

Przyglądamy się małżeństwu po wielu latach, kiedy emocje okrzepły, a ślad po prawdziwej miłości Alda to już tylko sfera jego prywatnych fantazji. Ktoś demoluje mieszkanie, gdy Aldo i Vanda przebywają na urlopie. Rozsypany porządek domu, budowany głównie przez Vandę, staje się okazją do wiwisekcji dusz tak bardzo od siebie oddalonych. Tu Starnone sugestywnie teatralizuje i każe nam rozważyć wszystko, co mówią i myślą bohaterowie. Sznurówki” mogłyby manipulować czytelnikiem, ale tego nie robią. Spośród stwierdzeń wyłaniają się przede wszystkim pytania – często oczywiste i retoryczne. Ogrom cierpienia skonfrontowany jest z rzeczywistym chaosem, który wdarł się do mieszczańskiego domu, gdzie Aldo zawsze ulegał Vandzie, a dzieci z czasem przejęły jej perspektywę skrzywdzonej. Pośród bałaganu, symbolicznych ruin, odbędzie się kulminacyjne zderzenie. Tak się myśli, ale włoski autor ma w zanadrzu pozornie interesującą trzecią część. Warto zgrabnie zamknąć temat w formie tryptyku, jednak niewiele z tego, co dzieje się w zakończeniu, może być odkrywcze. Nawet dzieci jest dwójka, by solidnie i czytelnie podzielić rozkład traum i sposób, w jaki odbijają się one na dalszym życiu kolejnego pokolenia.

Domenico Starnone w mało odkrywczy i niewiele nowego mówiący sposób opowiada o tym, jak małżeństwo staje się przestrzenią – tu słowa bohatera – „uczuciowego ubóstwa”. Stara się udowodnić, że pod przykrywką stabilności i wypracowanych nawyków życia wciąż kumulują się emocje. Nie stara się ich ze sobą skonfrontować, lecz pozostawia osobne perspektywy do przemyślenia czytelnikowi. W jego toksycznym domu i wypalonym emocjonalnie małżeństwie nic nie jest już zagadką, wszystko w przewidywalny sposób brnie ku oczywistemu zakończeniu. Nie chodzi o to, że nie ma jakiegoś przełomu, momentu duchowego oczyszczenia, zazębienia konfliktowych racji czy nadmiernego tragizowania. Chodzi o to, że wszystko toczy się po jakimś dobrze każdemu znanym torze. Że przemyślenia bohaterów trącą banalnością. Że oni sami w swych osobnych cierpieniach są trochę fasadowi i nie ma tu dramatu z krwi i kości, nie ma uniesień emocjonalnych na miarę dobrze skrojonej powieści o tym, dlaczego tak wiele złego robimy sobie w związkach. Starnone nie opowiada po prostu historii, która zapada w pamięć. Opowiada o lęku i dominacji, potrzebie dopasowania się i ustalania ram wspólnego życia. Portretuje w gruncie rzeczy bardzo przeciętne małżeństwo z dość przeciętnymi problemami. Językowo także nie jest to powieść, która mogłaby zaintrygować. Parafrazując Tołstoja, można na koniec rzec, że nieszczęśliwa rodzina ze „Sznurówek” jest nieszczęśliwa wtórnie. Na swój sposób próbuje tę wtórność tylko wyrazić. Mnie ta historia niczego nie nauczyła, nie skłoniła do żadnych twórczych przemyśleń ani nie kazała się podziwiać. Ot, powieść o ludzkim piekle, z której nie wydobywa się ani odrobina żaru…

1 komentarz:

Anna91 pisze...

To jednak się na nią nie skuszę. Mogę polecić coś co bardzo mi się spodobało ostatnio - książkę "Zatrzymać Dzień". Myślę, że każdy coś dobrego wyniesie z lektury tej książki. Pozdrawiam :-)