Wydawca: Wielka
Litera
Data wydania: 27 września 2017
Liczba stron: 296
Oprawa: twarda
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Rodzina, śmierć i doświadczenie
Robert Rient napisał bardzo
wzruszającą powieść inicjacyjną o odkrywaniu własnej tożsamości pośród
mrocznych niedopowiedzeń. Myślę, że „Duchy Jeremiego” można czytać jako
uzupełnienie autoreportażu „Świadek”, w którym autor podkreślał, iż w drodze
zdobywania wiedzy o tym, kim się jest, każdy z nas pozostaje przez cały czas
samotny. Nastoletni bohater książki nie
znosi form opresji naznaczanych przez zbiorowość. Jego sytuacja pozornie jest
inna niż ta nakreślona w „Świadku”. A jednak obie książki Roberta Rienta –
reportaż sprzed dwóch lat i obecna propozycja beletrystyczna – stanowią w moich
oczach nierozerwalną całość. W powieści pojęciami kluczowymi będą czułość,
pamięć i dorastanie. Z reportażu wydobywa się pewien zbiór podstawowych
refleksji, wokół których zbudowana jest druga książka. „Duchy Jeremiego” to
także słodko-gorzka opowieść o wszechobecności śmierci. O tym, że niektórzy
zdobywają się na akt jej przywołania, a inni mierzą się z końcem, którego nie
akceptują. Niesamowita jest narracja, z której wydobywa się spojrzenie chłopca
na sprawy i pojęcia, z jakimi nie są w stanie mierzyć się dorośli. Ujmująca od
początku do końca, choć niepotrzebnie inkrustowana wulgaryzmami. Jeden lub dwa
byłyby zgrabnym i zasadnym przełamaniem. W nadmiarze – w tej właśnie powieści –
wybijają z rytmu, rozsadzają budowany nastrój, są zwyczajnie niepotrzebne.
Rient
chwyta za gardło już pierwszym zdaniem, które opisuje matkę śpiącą na podłodze.
Jej bezbronność i bezradność staną się cechami, wobec których syn musi przyjąć
zdecydowany sprzeciw. Jeremi, nieco zmanipulowany przez chorą
rodzicielkę, wie, że musi być czuły na przekór ojcu rezerwującemu czułość dla
innych, porzucającemu żonę i syna. Jeremi jest dzieckiem, ale wyraźnie zarzuca
sobie, że nie przestaje nim być, choć bardzo chce, i ta drobiazgowa czułość, o
którą być może chodziło matce, zaskakuje i uwodzi do ostatnich zdań powieści.
Młodziutki bohater naznaczony cierpieniem umierającej matki musi być męski,
twardy i zaradny. Ma jednocześnie do przeżycia wszystko to, co przeżywa każdy
dzieciak – wszelkie formy buntu, próby bliskości z ludźmi, kontestacje i dni
różnego rodzaju początków. Najtrudniejszy jest jednak początek pojawiający się
za wcześnie – konieczność mierzenia się z odchodzeniem bliskich. Babka
Jeremiego pożegnała się z życiem na własne życzenie, jego matka oddaje je
walkowerem. Babka widziała duchy zmarłych i nie potrafiła ich obecności unieść
w życiu. Jeremi spotka się ze swoimi, ale przede wszystkim z rodzinnymi
tajemnicami, wokół których narosło milczenie i nikt nie chciał zadawać pozornie
prostych, fundamentalnych pytań. Dziecko wobec Holokaustu – temat odważny i
trudny. Tu wyzwanie prozatorskie, któremu Rient jest w stanie sprostać.
Te pytania mają wydźwięk
egzystencjalny, ale dotyczą także tego, co ludzie potrafią sobie robić i jak
wiele lęku przed powtórkami piekła może nam towarzyszyć na co dzień.
Specyficzne są relacje chłopca z dziadkiem, do którego Jeremi ma ambiwalentny
stosunek. Dziadek przeżył każdy rodzaj strachu i upokorzenia, a dzisiaj walczy
z codziennością o pamięć i świadomość. Jeremi nie może pamiętać wiele, ale
chciałby zapamiętać przeszłość oczyma dziadka i towarzyszącej mu przyjaciółki.
Chce wejść w świat przeżyć człowieka asekurującego się w wypowiedziach
bezpieczną trzecią osobą. Dziadka, którego tak naprawdę nie zna. I matki, jego
udręczonej przez chorobę córki. Oni niosą w sobie ból i smutek, którymi nie
chcą dzielić się z Jeremim, bo ten ma mieć czas, by zwyczajnie beztrosko
dorastać. Nie każdemu jednak taki czas jest dany.
Robert
Rient opowiada o ekstremalnych doświadczeniach życiowych, punktując je na mapie
mentalnej nastolatka, dla którego półsłówka i wymijające odpowiedzi stanowią
źródło nieustającej frustracji. W postaci Jeremiego autor ukazuje ludzką
niegotowość do przyjęcia trosk tego świata, ale także trud zrozumienia, kim się
jest, ku czemu dąży i dlaczego najczęściej ma to związek z przeszłością, której
się nie rozumie. Poszukiwania egzystencjalne Jeremiego mają
ograniczony zakres. Przed potwornościami chcą chronić go bliscy, ale przecież
nikt nie jest w stanie zapobiec najbardziej bolesnemu doświadczeniu, z którym
potem trzeba iść przez życie. Droga życiowa Jeremiego, jego wybory – to
wszystko zdaje się nakreślone przez decyzje jego przodków. W jego rodzinie
smutek był obecny zawsze, bo zawsze kogoś brakowało, ktoś odszedł za wcześnie,
ktoś niesprawiedliwie został oceniony i nikt nikomu nie mówi tego, co naprawdę
czuje.
Czy ta powieść obrazuje
tylko dramat dziecka w zatomizowanej rodzinie, w której każdy pielęgnuje swoje
lęki i niepokoje? Niekoniecznie. To przede wszystkim książka o definiowaniu
bliskości – tej jest kilka rodzajów i Rient każdy z nich dokładnie opisuje. Ten
proces jest trudny i bolesny dla kogoś, kto czuje się wyobcowany, bo albo nie
zasłużył naprawdę, albo na tę prawdę jest za wcześnie. Za wcześnie też na
umieranie matki, która naznacza Jeremiego świadomością takiego rodzaju bólu, w
którym nie można już znaleźć miejsca na empatię i udźwignięcie tego, co może
boleć innych. „Duchy Jeremiego”
to z jednej strony bardzo intymna narracja o dorastaniu, z drugiej jednak –
powieść o pewnego rodzaju pokoleniowej formie odpowiedzialności za życie
innych. Rodzina sportretowana przez Rienta zdaje się nosić pewną gotowość
na śmierć i świadomość tymczasowości życia. To kwestie groźne i niestosowne dla
nastoletniego chłopca, który nie powinien być nimi obarczany. Świadomość
Jeremiego zbudowana jest zatem nie na tym, co zyskał, lecz na tym, co wciąż
traci. Rient nie opowiada o utratach sentymentalnie, nie stosuje oczywistych
środków wyrazu pokazujących niemoc i rozpacz. Jest w tej pięknie skomponowanej
powieści bardzo duży margines interpretacji. Jest przede wszystkim wiarygodna
perspektywa – kogoś, kogo los zmusił do tego, by wziął na siebie więcej, niż
może wzięli wszyscy jego przodkowie razem. Nie ma tu niepotrzebnego patosu,
jest dyskretnie przemycany komizm – dzięki niemu i czytający, i bohater mogą
znieść opresyjność przedstawianej rzeczywistości łatwiej, może bardziej godnie.
„Duchy
Jeremiego” to ujmująca książka o samotnym dziecku, którego samotność została
niejako przekazana przez tych, co zawsze i ze wszystkim musieli mierzyć się
sami. To jednocześnie głos w dyskusji o tym, jak wiele
doświadczeń może unieść na swych barkach i w emocjach dziecko. Dla wielu z nas
bowiem granica między dzieciństwem a dojrzałością pojawia się zbyt szybko i
jest nazbyt stanowcza w formie. Wartościowa, interesująca powieść. Chyba jednak
bardzo smutna, ale każdy znajdzie w niej swój własny, osobisty smutek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz