Wydawca: Świat
Książki
Data wydania: 31 stycznia 2018
Liczba stron: 304
Przekład: Anna Zielińska
Oprawa: miękka
Cena det.: 36,90 zł
Tytuł recenzji: Siostrzane tajemnice
Anglojęzyczne bestsellerowe
thrillery zlewają się w jakąś masę, w której można zatonąć, obserwując próby
efektownych zwrotów akcji mających przyciągać uwagę czytelnika. Wówczas
bohaterowie wraz z motywacjami swoich działań stają się mało wiarygodni. Bardzo
często taki twór literacki chce się trzymać prawdopodobieństw, ale z powodu
wolt narracyjnych staje się groteską. Isabel Ashdown nie popełniła tego błędu.
Od początku do końca bardzo wyraziście nakreśliła zdarzenia, które nie silą się
na to, by zaskakiwać za wszelką cenę. „Manipulantka” jest wręcz statyczną powieścią jak na prezentowany
gatunek, ale autorka umiejętnie buduje napięcie gdzieś w tle. Bardzo ważne – i
tu nie unika sztampowości – będą retrospekcje dające szerszy ogląd tego, co
dzieje się w czasie teraźniejszym. Najważniejsze jednak są bohaterki, dwie
siostry połączone toksyczną więzią. Kobiety, które przez szesnaście lat nie
miały ze sobą kontaktu. Dziewczęta, którym nie było dane zaznać siostrzanej
bliskości. Każda z nich jest świetnie sportretowaną postacią przeżywającą
dramaty, które będziemy obserwować z dwóch różnych perspektyw. W mroczny sposób
uzupełnią się dwie narracje – jedna dystansuje nas od bohaterki, a ta druga,
pierwszoosobowa, zbliża do tej krzywdzonej. Do ostatnich stron nie wiemy, czy
chodzi o zemstę, czy też może o zwyczajną poprawę relacji. Tak czy owak
otrzymujemy intrygujący obraz rodziny tonącej w kłamstwach. Ashdown proponuje
wiarygodną i przykuwającą uwagę anatomię kłamstwa, dając przeciwwagę do
niedawno wydanej „Kłamczuchy” E. Lockheart, w której motyw konfabulacji
praktycznie niszczy spójność i sensowność fabuły. „Manipulantkę” warto zatem
przeczytać. Warto zadać sobie pytanie o to, jak wiele skrytych prawd może
tworzyć dystans między pozornie najbliższymi ludźmi. Mamy tu także ciekawie –
jak w „Gdzie jest Mia?” Alexandry Burt – zaprezentowany motyw porwanego
dziecka. Dodatkowo komplikujący już skomplikowane relacje między bohaterami.
Jess dowiaduje się
przypadkiem o śmierci matki. Osoby, którą musiała przed laty pożegnać, nie
wyjaśniając powodów opuszczenia domu. Wszystko zainicjowała i zrealizowała
siostra Jess, która uznała, że tak będzie najlepiej. Dla kogo? Powracająca po latach kobieta ponownie
staje twarzą w twarz z Emily. Starszą – choć jedynie o dziesięć miesięcy –
siostrą, z którą latami tworzyły relacje oparte na zależności i nieustannym
napięciu. Okrucieństwo wobec młodszej ujawnia się stopniowo, ale najważniejsze
są motywy, dla których ta druga wręcz zesłała ją na wieloletnią tułaczkę po
świecie. Dziś Emily jest szczęśliwą matką, choć nie tworzy związku
formalnego z mężczyzną, do którego zbliży się Jess po tym, jak Emily
wspaniałomyślnie pozwoli jej zamieszkać w swoim domu. Przybywająca do niego
kobieta ujrzy szereg skomplikowanych relacji między domownikami. Równie
skomplikowanych co relacje z przeszłości, kiedy Emily dominowała, dyktowała
warunki, potrafiła upodlić i bezwzględnie dążyła do zaspokajania tylko własnych
potrzeb.
Dom, do którego trafia Jess,
zdaje się domem idealnym. Do momentu, w którym ktoś porywa maleńką córkę Emily
i Jamesa. Jess miała być odpowiedzialna za dziecko, kiedy rodzice wyszli z
domu, by świętować nadejście Nowego Roku. Straciła świadomość, jak działo się wielokrotnie
w przeszłości, i nie jest pewna tego, co stało się z dzieckiem. Widzi
natomiast, jak rośnie w zrozpaczonej matce podejrzliwość wobec siostry. Potem
wobec swojej pasierbicy. Emily zdaje sobie sprawę z tego, że nikomu nie może
zaufać. A to przecież na zaufanie zawsze stawiała i było to jej ulubione słowo…
Obserwujemy zagubioną w
pustce matkę, która nadużywa leków uspokajających oraz alkoholu. Wokół niej
struktura domu rodzinnego chcącego utrzymać swój fundament i nie dać się
rozpaczy. Jess szybko zjednuje sobie
sympatię domowników. Emily czuje gniew. Frustruje ją to, że po raz kolejny to
siostra swą łagodnością i zdolnością do empatii zjednuje sobie ludzi, do
których Emily nie może się w pełni zbliżyć. Poznając jednak szczegóły z
mrocznej przeszłości sióstr, coraz lepiej rozumiemy istotę napięcia, które
zaczyna panować w domu Emily i Jamesa. Bynajmniej niezwiązaną z tym, że
zniknęło dziecko i trudno znaleźć jakiś ślad porywacza.
Ashdown portretuje nie tylko
rodzinną psychodramę. Ukazuje przerażające fakty z przeszłości, które
naznaczyły relacje między siostrami podejrzliwością oraz uprzedzeniami. Emily
od początku nie wzbudza zaufania czytelnika, ale nie wiemy do końca, czym
kieruje się Jess. Siostry dawniej pozwalały sobie na ujawnianie emocji wobec
siebie. Teraz tkwią obok przyczajone. Któraś z nich nie zdaje sobie sprawy z
tego, co miało miejsce przed laty. Nie rozumie motywacji siostry aż do pewnego
momentu. Emily skupia czytelniczą uwagę, ale w gruncie rzeczy najważniejsze są
nowe relacje. To, co udało się stworzyć Jess. To, do czego nigdy nie była
zdolna jej siostra…
„Manipulantka” to narracja
wydobywająca z mroków czasu przeszłego wszystko to, co niezbędne, by zrozumieć
motywacje bohaterek. Dwóch sióstr połączonych specyficzną więzią. Uzależnionych
od siebie niejako, a potem na życzenie jednej z nich oddzielonych od siebie na
lata. Ta konfrontacja jest pasjonująca, ale warto zauważyć, że Ashdown nie
koncentruje się tylko na tym. Wokół zaginięcia dziecka buduje zupełnie inną
intrygę. Każda z nich trzyma się ram wiarygodności i prawdopodobieństwa. Każda
oddziałuje na emocje i trzyma czytelnika w trudnym do zniesienia napięciu. To naprawdę rasowy thriller, choć nie
odbywa się tu nic, co w sensie dosłownym mogłoby zjeżyć włos na głowie.
Isabel Ashdown wnika bardzo głęboko w emocje sióstr, pokazując wszelkie traumy
w wyjątkowo czytelnym świetle. Ta układanka zagadek przeradza się w opowieść o
bolesnych formach odrzucenia. O zawiści i zazdrości, które potrafią zniszczyć
jedną z najważniejszych relacji w życiu. To także historia dwóch domów
naznaczonych tajemnicami i niedopowiedzeniami. Dom, który z takim wysiłkiem
stworzyła Emily, zaczyna przypominać ten rodzinny, skąd wydobyły się siostry. Rozpad relacji z czasu teraźniejszego jest
stopniowy i konsekwentny. Zmierzamy do finałowej tragedii. Albo oczyszczenia.
Autorka w żaden sposób nie zasugeruje, co nas czeka. Dlatego „Manipulantka” to
powieść naprawdę zaskakująca, w pełni realistyczna i wiarygodna – nawet gdy
portretuje trudne do zniesienia pokłady wszelkich złych emocji i uczuć, które
mogą tkwić w człowieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz