2018-10-08

„Drzazgi” Joanna Bartoń


Wydawca: JanKa

Data wydania: 24 września 2018

Liczba stron: 172

Oprawa: miękka lakierowana

Cena det.: 28 zł

Tytuł recenzji: Dramat i tożsamość

Miałem nosa. Trzy lata temu, czytając debiutancką powieść Joanny Bartoń, byłem pewien, że mam do czynienia z autorką nietuzinkową, bardzo pewną siebie i proponującą czytelnikom coś niebanalnego. Długo trzeba było czekać na jej drugą powieść, ale dziś wiem na pewno, że Bartoń to nie jest nazwisko jednej publikacji i że może nas jeszcze zaskoczyć niejednym. Po specyficznym eksperymencie lingwistycznym, jakim było „Do niewidzenia, do niejutra”, pisarka zdecydowała się na opowiedzenie konkretnej historii. Bardzo soczystej. Mającej pozornie zaszokować, ale w gruncie rzeczy rozbitej w sposób przemyślany na wiele wątków pobocznych, z którymi musi nam być po drodze, jeśli chcemy zrozumieć najważniejszy dramat. Stylistyka i forma tej książki – również niewielkich rozmiarów – odrzuca koncepcję debiutanckiej powieści, choć i tutaj Bartoń opowie o pewnym rodzaju ambiwalencji emocjonalnej. O deficytach miłości i konsekwencjach tych deficytów. W „Drzazgach” zaprezentowana zostanie narracja, która jedynie sygnalizuje problemy. Zmusza do spojrzenia na główną bohaterkę z różnych punktów widzenia. Czyni ją wyśmienicie niejednoznaczną. Bo przecież matka, która nie kocha swojego dziecka, narażona jest na społeczny ostracyzm, a u Bartoń zaintryguje. Co więcej, wzbudzi sympatię i chęć zrozumienia, kim jest naprawdę.

Syn Liliany dopuścił się czynu przestępczego. Siedemnastolatek zabił swojego profesora, który uznawał go za muzycznego geniusza. Ta piekielna środa zaważyła przede wszystkim na dalszym życiu i funkcjonowaniu matki Gabriela. Liliana uznaje się za „sprawczynię sprawcy”. Nie chce kontaktu ze swym dzieckiem, nie chce wyjaśnień. Czuje, że miasto wydało na nią wyrok równie surowy co na Gabriela. Czuje, że musi zniknąć. Znaleźć się w innym miejscu, poddać przypadkowym bodźcom, znaleźć przyzwolenie na rozpaczliwy hedonizm, ale przede wszystkim na zapomnienie. Bo istotą portretu psychologicznego w wykonaniu Joanny Bartoń jest opresja wstydu. Za nim idzie dużo więcej, gdyż Liliana jawi nam się bardzo niejednoznacznie. Kto naprawdę odpowiada za los, który spotkał matkę i syna? Jakie uwarunkowania i relacje doprowadziły do tego, że chłopak zabija, a jego matka nie stara się choćby przez moment wczuć w jego położenie? Kim Liliana jest bez syna, już kogoś całkiem obcego, z piętnem zabójcy? Kim była przy nim i czy wówczas ta obcość nie była podobna?

„Drzazgi” to nieuporządkowane retrospekcje wydobywające się z przerażającego faktu oraz z nieobecności tego, który dopuścił się zbrodni. Gabriel funkcjonuje tutaj tylko jako specyficzne odniesienie do krajobrazu emocjonalnego jego matki. Jest wieloznacznym symbolem pewnych traum i uprzedzeń, ale wykreowany jest w swym oddaleniu bardzo dobrze jako pewna przyczyna, dla której matka musi zadać sobie takie, a nie inne pytania o to, co czuje i jak się w tym niebezpiecznym rewirze stygmatyzacji odnajduje. Joanna Bartoń opowiada o losach swojej bohaterki w taki sposób, że odbieramy tę historię jako opowieść o emocjonalnym niedostosowaniu do narzuconej gdzieś społecznie relacji przywiązania. Dostrzegamy ciąg traum dziedziczonych przez kobietę, która stale i rozpaczliwie poszukiwała matki, a potem stała się równie niedostępna dla swojego dziecka. Na innych zasadach i w innym kontekście. Tak samo jednak przenosząca emocjonalny chłód i deficyty, z którymi związek najbliższych osób nie radzi sobie, pękając, rozpadając się stopniowo.

Bartoń przedstawia kobietę, do której macierzyństwo przyszło za szybko i przypadkowo. Kobietę obarczoną odpowiedzialnością, której nie chce przyjmować. Wiecznie pragnącą bliskości z matką dziewczynkę, dzisiaj dodającą sobie pewności łykanymi jak draże psychotropami i ucieczkami od tego, co narzucają jej schematyczny podział ról i oczekiwania, które należy wypełniać. Jej syn również nie jest typowym dzieckiem z jasno zarysowaną relacją podległości albo uległości. Nie są dla siebie uzupełnieniem, nie są też partnerami. W życiu Joanny i Gabriela toczy się wieczna walka dwóch wyrazistych osobowości. Bo „Drzazgi” to historia pewnej tożsamości wydobytej z przestrzeni braku zależności oraz odpowiedzialności. Dlatego jest tak intrygująca – niczego nie mówi wprost, niczego nie definiuje. Wydobywa najpierw mroczny kontekst, czyli każe czytelnikom przyglądać się kobiecie niezdolnej do uczuć mających się pojawić jako atawizmy. Potem – analizując czas przeszły i teraźniejsze poczynania bohaterki – coraz wyraźniej dostrzegamy, że problemy i dramaty mają specyficzną genezę. Ostatecznie przyglądamy się temu, jak wstyd przeradza się w gotowość do samostanowienia. Taką, na jaką Liliana nigdy nie miała odwagi, choć bardzo starała się zaznaczać, jak mocno jest osobna w tym, co myśli i jak żyje.

Kiedy w rozmowie z ojcem bohaterki pada czule wypowiedziane słowo „jestem”, nasuwa się fantazja o tym, że „Drzazgi” to właśnie psychologiczna analiza brzmienia i znaczenia tego słowa w rodzinie Liliany. Co w niej znaczyło „być”? Czy obecność fizyczna gwarantowała to, czego oczekiwała druga strona? Czy „być” to uspokajać i zapewniać o miłości? A może ważniejsze jest niebycie, nieuczestniczenie w życiu tej drugiej osoby? Może prawdziwą moc – choćby destrukcyjną – relacji rodzinnej odsłania właśnie nieobecność tej drugiej osoby i idące za tym wątpliwości, pytania, oczekiwania? Joanna Bartoń inteligentnie dekonstruuje mit matki Polki, sięgając jednocześnie bardzo głęboko w dość toksyczną tkankę rodzinną naznaczoną niespełnionymi oczekiwaniami i buntem. Co wyniknie z takiego portretowania polskiej rodziny? Jak rozumieć postać nieobecnego syna przez pryzmat tego, co zdradza nam autorka, obrazując stany emocjonalne zawstydzonej i zdruzgotanej matki?

Myślę, że Joanna Bartoń ma niebanalne pomysły na swoje książki i „Drzazgi” udowadniają, że po debiucie ma nadal do powiedzenia coś, co przykuje uwagę. Autorka ironicznie przygląda się temu, jak latami skonstruowany został w Polsce status matki, rozsadza jego niepisane i umowne granice, pokazuje przestrzenie emocjonalne uznawane za tabu. Drzazgi” są śmiałe i kontrowersyjne, to przede wszystkim powieść o pewnym ekstremum, w którym można z całą okazałością ukazać matczyną niemiłość. A także inteligentną fantazję o tym, jak powtarzalne bywają zaburzone relacje rodzinne oraz jak często nie potrafimy zrobić czegokolwiek, by tę powtarzalność zakończyć. Powieść naprawdę wielu odczytań!

1 komentarz:

Jardian pisze...

Być może rozglądnę się za tą książką. Pozdrawiam imiennika !