2019-04-01

„Człowiek, który umarł” Antti Tuomainen


Wydawca: Albatros

Data wydania: 20 lutego 2019

Liczba stron: 352

Przekład: Iwona Kiuru

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 36,90 zł

Tytuł recenzji: Życie w cieniu śmierci

Lubię Finów, choć osobiście znam tylko jednego i jest to mąż tłumaczki tej książki. Nie za bardzo jednak odnalazłem się w poczuciu humoru Tuomainena i nie wiem, czy jest to humor typowo fiński. Iwona Kiuru dołożyła wszelkich starań, by była to powieść, którą naprawdę dobrze się czyta, jednak „Człowiek, który umarł” to historia albo zmarnowanego potencjału, albo zbyt absurdalnego pomysłu, z którego wydobyła się książka ekscentryczna i zupełnie do mnie nie trafia. Antti Tuomainen to pisarz wielu twarzy i różnych jakości literackich. Zachwycił mnie powieścią „Czarne jak moje serce”, kompletnie rozczarował kolejną, czyli „Kopaliśmy sobie grób”. Z wielką ciekawością sięgnąłem po tę najnowszą, bo miałem nadzieję na odzyskanie pisarskiej formy, ale otrzymałem coś zupełnie innego niż poprzednie narracje fińskiego pisarza. Trochę komedię kryminalną, ale bardziej mało przekonującą fantazję, która koncentruje się wokół motywu życia i umierania, proponując niezbyt sugestywną mgiełkę absurdu i groteski, z których wydobywa się pewien komizm, lecz sama historia jest po prostu mało atrakcyjna. Nie wiem, czy taka formuła powieści to dowód na to, że Tuomainen umie ciekawie eksperymentować, czy też kolejny wypadek przy pracy. A może zwyczajnie książka do polubienia przez wąskie grono czytelników.

Mottem tej powieści może być teza, by żyć tak, jakby właśnie miało się umierać. To nic hipotetycznego dla głównego bohatera, to bardzo trudna, przerażająca i ukazana z czarnym humorem sytuacja wyjścia, w której trzydziestosiedmioletni Jaakko Kaunismaa musi podjąć kilka kluczowych dla niego decyzji. Tuomainen proponuje nam opowieść o tym, że śmierć nie musi człowieka przerażać – może być dla niego źródłem inspiracji. Jaakko chce zrozumieć nie tylko to, kto i dlaczego chce go zabić, ale także staje wobec niezwykłych dylematów. Musi zacząć żyć intensywniej i uważniej. Nietuzinkowo traktuje wyrok śmierci, który nad nim wisi. Stara się znaleźć inne punkty odniesienia, gdy spogląda na swoje prozaiczne życie, jakie wiedzie w równie prozaicznej, sennej miejscowości na wschodnim wybrzeżu Finlandii. Musi określić, co jest ważne. Pośród licznych zagrożeń odnaleźć coś, co od nich uwalnia. Może miłość? Tuomainen komplikuje fabułę, stale puszczając jednak oko do czytelnika. Jego bohater walczący o godność osobistą staje się symbolicznym przykładem człowieka, którego życiu sens nadaje lojalność i sztywny kręgosłup moralny. Jest poczciwy i dobroduszny, ale jednocześnie dość nudny. Nuda wieje z kart „Człowieka, który umarł” nawet wówczas, gdy Tuomainen przedstawia nam coraz bardziej nietuzinkowe postacie drugiego planu.

Co można wymyślić, aby usankcjonować taki tytuł książki? Jak to zrobić, że bohater jest już w zasadzie martwy, ale jednak żyje? Wszystko wyjaśnia się już na wstępie, ale nie wiemy, w którym kierunku pójdą pomysły autora. Jaakko szuka bratniej duszy w sytuacji, w której czuje, że jego dni są policzone i że trzeba znaleźć kogoś, z kim będzie można się podzielić niepokojem egzystencjalnym. Żona nie będzie już tą właściwą powierniczką, bo choć bohater ufał jej całe życie, odkrywa bolesną prawdę o czymś, czego zupełnie się nie spodziewał. Ale nie traci głowy. Wciąż jest żywy, wciąż może działać. Wciąż decydować o sobie, a także porządkować życie ludziom ze swego otoczenia. Wykorzysta wpływy. Jest prezesem firmy. Tuż obok niego pojawia się konkurencja. Zacznie się walka z czasem samego Jaakko, który koniecznie chce zrozumieć, kto życzy mu śmierci, i bezpardonowa walka dwóch firm, z których jedna nie ma prawa bytu na rynku. A druga zgarnie wszystko. Może szantażem, może groźbą.

Antti Tuomainen całkowicie porzuca stylistykę noir, która była charakterystyczna dla jego poprzednich powieści. Tutaj liczy się komizm w wielu odsłonach. Wspomniany czarny humor. Ironiczne podkreślanie tych absurdów rzeczywistości, z których nie zdajemy sobie sprawy, nie myśląc o końcu własnego życia. A tu właśnie perspektywa jest najważniejsza. Jaakko musi wydobyć się z rutyny powtarzalności, w którą wpadł być może nieświadomie i która powiększyła się podobnie jak rozmiary jego brzucha. Mam jednak wrażenie, że całość tej dziwacznej historii to autorska próba wydobycia czegoś oryginalnego ze świata przedstawionego, który trochę puszcza w szwach. Ma być realistycznie, ale jednocześnie jest coraz bardziej absurdalnie. Pojawią się trupy, by intryga się zagęściła, stała bardzo niejednoznaczna. Są momenty niebywale dowcipne – jak choćby scena przemowy w dwóch językach – ale sporo z nich sili się na dowcip i wywołuje jedynie konsternację, bo mimo wszystko chciałoby się doszukać w tym wszystkim logiki, a odnoszę wrażenie, że autor jej zaniechał, gdyż spodobał mu się pomysł szaleństwa narracyjnego w opowieści o umieraniu, w której jednocześnie żyje się nad wyraz intensywnie.

„Człowiek, który umarł” to inteligentna, ale chyba mało atrakcyjna autorska fantazja o tym, że z motywu walki o życie można stworzyć swoisty teatr absurdu. Ze starannie dobranymi jego aktorami, ale mniej przemyślanymi scenami. Tuomainen robi wszystko, by nawet wieść o tym, że ktoś morduje własną matkę, brzmiała tutaj zabawnie, jednak całość fabuły sprawia wrażenie przypadkowego łączenia pozornie zabawnych sytuacji, które mają nieść w sobie wystarczającą grozę, aby nie określić tej powieści mianem komedii. Podoba mi się oryginalność i to, że Tuomainen nie idzie w konwencję zaproponowaną na przykład przez kolegę po piórze ze Szwecji, którego „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” ma być zbiorem wyjątkowo spektakularnych gagów. Nie ma tu jednak tej charakterystycznej dla autora nuty nostalgii oraz widocznej we frazie nonszalancji w opowiadaniu o trudnych sprawach. Jest historia tego, kim stajemy się w obliczu śmierci, i fantazja o tym, co może nas w tej konfrontacji zdziwić. Poza tym najnowsza powieść Tuomainena rozczarowuje, bo ani to kryminał, ani jakaś interesująca sensacja, ani też powieść obyczajowa i również nie dobra komedia. Kwestionując wszystkie gatunki, fiński autor proponuje jednak rzecz, którą pewnie polubią jego zwolennicy. Samurajski nóż w głowie, zbieranie grzybów, intrygi zapowiadające się na całkiem niezłe – i wyjątkowo słabe po nich zakończenie. Ta powieść to chyba trochę autorski żart i eksperyment jednocześnie. Niezbyt mi było do śmiechu i obawiam się, że z eksperymentowania formą niewiele za jakiś czas w pamięci zostanie. Czekam zatem na takie pisanie Tuomainena, którym zachwyciłem się, obcując z „Czarne jak moje serce”.

1 komentarz:

ClaudiaMorningstar pisze...

W ogóle nie kojarzę tego autora.