Wyobraźmy sobie lato, podczas którego czerwcowy szron otula trawę. Lato nieustającego słońca. Lato gdzieś na północy Szwecji, w oderwanym od cywilizacji domu nad morzem, którego szum codziennie budzi domowników po nocy rozświetlonej promieniami. W takiej to scenerii rozegra się bolesna historia rodzinna, której kolejne tajemnice poznawać będziemy dzięki bohaterom łowiącym w pamięci ważne dla nich zdarzenia i oceniającym zachodzące w obecnym życiu zmiany, które starają się ogarnąć umysłem i nadać im znaczenie poprzez własne myśli i uczucia.
Do domu rodzinnego po paroletniej nieobecności przyjeżdża Krystian. Na progu, mimo dojmującego chłodu, ubrana w bikini i charakterystyczne dla niej drewniaki, czeka na niego Kaj. Przyjazd Krystiana to jednocześnie moment wyjazdu Ingrid, matki i mocno zranionej przez męża żony, która pozostawia Kaj pod opieką Krystiana i wraz z drugim synem Jensem wyjeżdża na Florydę, by spojrzeć na swe życie ze zdrowego dystansu. Ingrid bardzo prosi Krystiana o opiekę nad siostrą, bowiem wrażliwa i zagubiona w sobie Kaj wymaga nieustannej opieki. Dziewczyna nie jest córką Ingrid, ale została przez nią zaakceptowana i wychowana mimo, iż przez lata była przede wszystkim bolesnym wyrzutem sumienia i pamiątką po jednym z romansów Jacka. Kaj potrzebuje wolności i swobody niczym dzikie zwierzę, a sama odbiera wolność zwierzętom (owadom). Jack natomiast już dawno nie odwiedzał domku nad morzem, bo przestał on być jego miejscem i z czasem stawał się dlań męczącym siedliskiem kompleksów, wyrzutów sumienia i emocjonalnego chłodu. Jest w tej rodzinie jeszcze Lisette, żona Jensa i matka jego dwóch córek. Kobieta nieszczęśliwa w związku, wieczna malkontentka, nieprzystająca mentalnie ani do Jensa ani do żadnego innego członka jego rodziny. Kobieta, która uwiedzie Krystiana, wywoła zawiść Kaj, gniew powracającego męża i pośrednio doprowadzi do zdarzeń tragicznego finału.
Powieść Anne Swärd opowiada historię bliskich sobie ludzi, którzy ustawicznie naznaczają się piętnem cierpień i ran. Każdy członek rodziny niesie w sercu ból i smutek, każdy przeżywa na swój sposób ciągle żywą traumatyczną przeszłość, jaka nieustannie kładzie się cieniem na ich obecne poczynania. Bo świat przedstawiony tej książki rozpościera się na dwóch płaszczyznach: przeszłości, bez poznania której nie jesteśmy w stanie zrozumieć motywów postępowania bohaterów i teraźniejszości, w jakiej rodzina nieudolnie próbuje nadal być całością, choć od zawsze rozbijała ją na atomy nieumiejętność okazywania uczuć. Obie przestawione z podziwu godną psychologiczną wnikliwością autorki.
Siłą „Lata polarnego” jest sugestywna polifoniczność narracji. Niejako słuchamy opowieści Jacka, Ingrid, Krystiana, Kaj, Jensa i Lisette; odkrywamy w nich wzajemne zależności, nieustające próby przekraczania granic swej własnej jaźni, balansowania na granicy przeżywanego bólu i doświadczanej pustki. I choć wydaje się, że żaden z bohaterów nie potrafi zbliżyć się do drugiej osoby i dać jej cząstki siebie, to jednak w finale opowieści miłość i przywiązanie pokażą swą siłę i wartość. Bo wszyscy ci ludzie się kochają, ale ta miłość jest kaleka i wyrządza im w życiu samą krzywdę, nie rekompensując jej choćby odrobiną radości.
Myślę, że autorka w ukazaniu okrucieństwa relacji międzyludzkich przy zachowaniu pełnego humanitarnego spojrzenia na kreowanych przez siebie bohaterów jest godną szwedzką naśladowczynią Ingmara Bergmana. I to, co Bergman niejednokrotnie wspaniale portretował w swych filmach, Swärd sugestywnie opisuje. Dwa szwedzkie talenty narracyjne, które przekonująco wyrażają prawdę o człowieku… Jestem przekonany, że na kanwie „Lata polarnego” zostanie kiedyś nakręcony film, który poruszy tak silnie, jak silnie do tej pory słyszę szum morza będącego niemym świadkiem opisanych przez pisarkę zdarzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz