2008-05-31

"Opiekun" Piotr Jędrosz

Monika Mostowik i Paulina Grych udowodniły mi, że nie warto zrażać się do autora po pierwszej jego książce, której przykry cień pozostaje w czytelniczej pamięci i nakazuje omijać dane nazwisko szerokim łukiem. Sięgnąłem więc po „Opiekuna” z czystej przekory, pamiętając o traumatycznym przeżyciu lektury „Bigamisty”. Chociaż już od pierwszych rozdziałów specyficzne poczucie humoru i lingwistyczna ekwilibrystyka w dialogach bohaterów przypomniały mi aż nazbyt wyraźnie opowieść o nierozważnym pilocie zdradzającym kilka kobiet naraz, łudziłem się, że to jednak inny Jędrosz, że tym razem nie będzie uprawiał taniego kuglarstwa i nieco inaczej pobawi się ze stereotypami społecznymi. O ile jednak wychodzi w tej książce opiekowanie się przez bohatera nad wyraz rozwiniętym czternastolatkiem, o tyle nie wychodzi wiarygodność w portretowaniu współczesnego świata relacji damsko – męskich na opak.

Co my tu mamy? Niańką dla dziecka nie jest milutka starsza pani pretensjonalnie nadużywająca deminutiwów w stosunku do podopiecznego ani zbuntowana nastolatka, która po trzaśnięciu drzwiami przez rodziców organizuje sobie schadzki z ukochanym, za nic mając domagającego się swoich praw dzieciaka. Niańką jest… Werner Werner. Posiadający takie samo imię jak i nazwisko mężczyzna (ciekawe jak długo autor myślał nad tym konceptem?) stanie się przykładnym opiekunem i przyjacielem dla Edwarda, dla którego własna matka nie znajduje ani wystarczającej ilości czasu, ani należytej uwagi. Ewa Shuetz, niezależna kobieta sukcesu stanie się zaś chlebodawcą dla mężczyzny życiowo nieporadnego, ale inteligentnego i frapującego – zarówno ją samą, jak i jej syna. I jeśli czytelnik myśli, że autor założył sobie, iż odwróci role i pokaże, jak to mężczyzna może stać się uległy wobec kobiety we współczesnym świecie, a drapieżna domina jest w stanie destrukcyjnie wpływać na samcze „ego”, może się gorzko rozczarować. Jędrosz bowiem w takiej konwencji ukaże siłę i niezależność mężczyzny, którego nie sposób zdefiniować przy wykorzystaniu jakichkolwiek słów ze słownika patriarchatu.

Z ust przyjaciela Wernera Wernera padają następujące słowa: „Rodzina nie ma sensu, a brak rodziny też nie ma. Przypuszczalnie chodzi o nowy model rodziny, którego nikt jeszcze nie wymyślił”. Jędrosz próbuje za wszelką cenę pokazać taki awangardowy model. Buduje go z samych pytań, na które czytający musi odpowiadać tak często, jak bohaterowie książki na czynione sobie zarzuty natury wszelakiej, ale wychodzi z tego obrazek jedynie prześmiewczy, taki autorski żarcik z instytucji rodziny i tradycyjnego podziału ról w owej rodzinie. Żarcik śmieszny, jak mniemam, tylko dla samego Jędrosza i równie nieprzekonujący, co jego papierowe postacie, których przeżycia mają nas tak silnie poruszyć i zmusić do refleksji na temat tego, kim dla siebie są wzajemnie ludzie, którym los pozwala być razem, a życie nakazuje podejmować wspólne decyzje. Powieściowy opiekun bowiem bardzo szybko stanie się kimś znaczącym zarówno dla Edwarda, jak i dla jego matki. Nonszalancki lekkoduch wyjdzie naprzeciw oczekiwaniom dziecka i zmusi do zadumy matkę, która dotychczas nie zastanawiała się nad rolą mężczyzny w swoim i Edwarda życiu po tym, jak sprawnie przegoniła z niego nudnego i schematycznego męża. Werner Werner to współczesny Papkin, który Klarze będzie chciał sprawić krokodyla. To nowoczesny ojciec i jednocześnie przyjaciel dla Edwarda. Wspaniały człowiek i jednocześnie nieudolny mężczyzna, którego jednak wielką siłą będzie po prostu istnienie. Człek to bowiem wielki poprzez to, że jest, doświadcza, rozumuje i czuje. Stanowi przeciwległy biegun dla zapracowanej właścicielki biura nieruchomości, która ma jeden zasadniczy problem. Jaki? „Ewa Shuetz nie wiedziała jednak wielu rzeczy. Nie wiedziała na przykład, do czego potrzebne mogą być jej pieniądze. Najpierw miała je bowiem niejako za pośrednictwem rodziców, później zaś sama zarabiała je z powodzeniem sama i cała jej o nich wiedza sprowadzała się do świadomości, że są niezbędne”. Werner Werner pokaże jej, że pieniądze to wartość drugorzędna, a pięknem życia można się cieszyć na wiele różnych sposobów, które bynajmniej nie są związane z powiększaniem stanu swojego konta.

Jędrosz w „Opiekunie” próbuje także „sprzedać” nam nowy model partnerstwa, któremu przyklasnąć powinni wszyscy rozczarowani tradycyjnym podziałem ról społecznych i płciowych. W obyczajowym trójkącie dojdzie bowiem do wielu przewartościowań. Matka, syn i ten trzeci, obcy i jednocześnie nadzwyczaj bliski mężczyzna znajdą między sobą specyficzną nić porozumienia. I staną się dla siebie partnerami.

Miało być odkrywczo, zabawnie i demaskatorsko. Wyszło tak jak w „Bigamiście” – nijak. I niech autor nie sądzi, że się na niego programowo uwziąłem, bo to naprawdę nie moja wina, że po raz drugi przeżywam czytelniczy niesmak. Jędrosz pozwala na dobrą zabawę podczas lektury, ale w przekazie swej opowieści po raz kolejny staje się oszustem, któremu znowu nie wyszło mamienie przewrotnością i kwestionowaniem fundamentalnych pytań o istotę życia społecznego.

Wydawnictwo Sonia Draga, 2007

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ja tak niezupełnie na temat. Chciałam zapytać czy będziesz w najbliższym czasie recenzować "Ekaterini" Knezević?
Widziałam u Ciebie w B-netkowym schowku...

Jarosław Czechowicz pisze...

Tak, recenzja tej książki będzie, ale prawdopodobnie nie tutaj, lecz na stronach ArtPapieru.

Unknown pisze...

Zupełnie się z twoją recenzją nie zgadzam.
Dla mnie była to piękna i dająca do myślenia lektura, a przy tym świetnie sie momentami bawiłam!

Anonimowy pisze...

Nie zgadzam sie z ta recenzja. Czytajac te ksiazke czulam ze autor (mezczyzna) doskonale zna kobiety, tak jakby pisal o mnie i moich odczuciach, uczuciach. Dialogi z synem bardzo madre w swojej prostocie, duzo dawaly mi do myslenia. Koncowka cholernie wzruszajaca, ryczalam z tesknoty za miloscia. Autor tej recenzji nie wpadl na to ze Werner Werner rowniez poznal smak milosci i sam przed soba nie chcial sie do tego przyznac. Na pewno za jakis czas wroce do tej ksiazki, by odkryc cos nowego, co byc moze teraz przeoczylam.

Anonimowy pisze...

Miras l. 47,5 Nie zgadzam się z recenzją. Nie wszystko musi być reporterką trzymającą się kurczowo realiów, nie wszystko musi mieć głebię filozoficzną ... Ogromnym plusem tej powieści jest psychologia relacji Opiekuna i Edwarda. Ciekawe jest też otwieranie oczu Ewy Shutz na życie. Ekwilibrystyka słowna smaczna, bez przesytu. Polecam tę pozycję znajomym.