2011-06-27

"Adibas" Zaza Burczuladze

Adibas to ogólnie coś fałszywego, podrobionego (skojarzenie z wiadomą marką jeszcze bardziej wiadome). Książka gruzińskiego pisarza dość wyraźnie akcentuje tę nieprawdziwość i będę się starał pokazać, w jaki sposób po lekturze ją widzę. Zacznę od tego, że jest to książka wulgarna, przesycona seksem i niesamowicie przygnębiająca, natomiast przekonanie na okładce, iż mamy do czynienia z szokującą powieścią o współczesnej Gruzji jest przesadzone. Myślę, że mamy tu do czynienia z powieścią po prostu prawdziwą. A przynajmniej z inteligentnie napisanym (i przełożonym, gratulacje dla Magdaleny Nowakowskiej) Herbertowskim „Raportem z oblężonego miasta”, w którym nie liczy się oblężenie, a człowiek.

Parę słów o bohaterze. Naturalnie porte-parole pisarza, ale tak o pewnych sprawach łatwiej pisać tym bardziej, że w moim odczuciu „Adibas” ma być subiektywną opowieścią, którą należy skonfrontować z faktami. Nie tylko na temat Gruzji. W każdym razie prowadzący przez ulice i zakątki Tbilisi mężczyzna to cynik, jakich mało. Baczny obserwator rzeczywistości, bo bezpieczniej na wszystko patrzeć niż się do czegokolwiek lub kogokolwiek przywiązywać. Przez jego życie przewija się cała masa ludzi płci obojga i chwilami wydawać się może, że tworzy z nimi jakieś trwałe relacje. Nie wiem, czy jest to możliwe, skoro jednym z jego przemyśleń jest przemyślenie „Nie rozumiem, jak można komuś zaufać”

Poznajemy ludzi różnych od siebie, ale skłonnych do wielu wyrzeczeń, żeby coś zmienić. Mamy także zniewolonych sytuacją w ojczyźnie młodych Gruzinów, którzy gdzieś tam na jakimś blokowisku czekają sobie na Godota w postaci dilera. I chociaż narodowa potrawa chinkali potrafi połączyć wszystkich i zbudować atmosferę radości oraz porozumienia, nie ma go w państwie, na ulicach stolicy którego wciąż słyszymy nieustanne komunikaty o atakach, ostrzelaniach etc. Bohaterom książki to wszystko wydaje się obojętne. Żyją obok zagrożenia, a raczej w jego cieniu. Interesuje ich nowoczesność i to, co świat Zachodu może już zaoferować Gruzji. A może sporo. I Gruzini korzystają. Poza tym to też ciekawy obrazek tego, jak do kraju takiego jak Gruzja wdziera się ten Zachód, któremu może być wdzięczna za pomoc, ale i ten, co do którego można czuć dystans i kompleks niższości. To tutaj jeszcze pytanie, kto kogo podrabia i dlaczego?

„Adibas” to niesamowicie interesująca opowieść o gruzińskiej stolicy. To najmocniejszy punkt tej książki. Autor potrafi pasjonująco opowiadać o losach jednostki, ale i miejsca. A Tbilisi wydaje się być miejscem szczególnym: „Jest na tyle małe, że swojego miejsca nie znaleźli tutaj ani terroryści, ani dilerzy kokainy, ani paparazzi, ani świadkowie Jehowy, ani nawet afrykańscy studenci w białych adidasach (nie licząc tureckich gastarbeiterów), którzy ponoć wytrzymują w najtrudniejszych warunkach”. To stanowi o tym, że Burczuladze stara się tak dokładnie mu przyjrzeć, chociaż – wspomniałem o tym wyraźnie – żywioł subiektywności jest w tej książce ogromny. Co jeszcze warto wiedzieć o Tbilisi? „To miasto jest hiperrealistyczne i jednocześnie daje się urobić jak plastelina. Każdy może je wyrzeźbić na swoje podobieństwo, pokolorować, zgwałcić i co najważniejsze – sfałszować". I to zdanie dość interesująco oddaje problem zafałszowania w tej opowieści. Różnego rodzaju gwałtów i ogólnie seksu – także zapowiedziałem – będzie sporo, a zainteresowanych zachęcam do zajrzenia do lektury. W Gruzji można znaleźć takie napisy jak ten „Ministerstwo Zdrowia poucza: regularny seks jest zdrowy dla Twojego organizmu”.

Po lekturze „Adibasa” napisać należy, iż to książka niezdrowa dla duszy, ale potrzebna tym, którzy Gruzję znają tylko z przewodników i telewizyjnych przekazów.

Wydawnictwo Claroscuro, 2011

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Super blog!
Zapraszam do siebie: http://film-bb.blogspot.com/

Anonimowy pisze...

książka moim zdaniem żałosna, pozostawia poczucie źle wydanych 40 zł...owszem zamiarem autora było "obiektywnie" sportretować pokolenie gruzińskich dwudziesto i trzydziestolatków, ale mimo wszystko myślę, iż gdyby jego warsztat był solidny to zrobiłby to w sposób bardziej wyrafinowany unikając takich rachitycznych środków literackich..no ale w końcu sam jest przedstawicielem tego pokolenia...