Kolejny mamy tym razem dramat, dramat pisarski Manueli Gretkowskiej i dramat jej bohaterów, którzy muszą się zmierzyć z prawdą, od której na wiele sposobów uciekają. „Agent” przypomina swoiste wojny podjazdowe, jakie toczyły kobiecość z męskością w takich powieściach jak „Miłość po polsku” czy „Kobieta i mężczyźni”. Tym razem – nie jest to pierwszy raz – męskość sprowadzona jest do czegoś prostego i możliwego do opisu za pomocą kilku sytuacji i paru tanich psychologicznych sztuczek przeniesionych na papier. Szymon – przedstawiający się kochance jako izraelski agent Mosadu - to postać miałka i nie wzbudzająca większych uczuć. Nawet oburzenia. A przecież nie dość, że zdradza żonę, to jeszcze ma chrapkę na drugą, która z dzieciakiem u boku czeka na swego wymarzonego księcia, drżąc codziennie przy oglądaniu doniesień CNN o tajnych akcjach na terenie Izraela. Szymon igrający z ogniem to kwintesencja męskości wedle Gretkowskiej. A „męskość jest rodzajem schorzenia, trzeba się o nią troszczyć”. Troszczą się o niego dwie kobiety – wieloletnia małżonka Hanna w Izraelu oraz przebywająca na urlopie macierzyńskim nauczycielka Dorota, która poza zajmowaniem się swoim synem generalnie może leżeć, pachnieć i tęsknić za swym Bondem.
Zdarzenia rozgrywają się między Polską i Izraelem w sensie dosłownym i metaforycznym. Podróże Szymona oraz wymiany partnerek mają jakiś ukryty sens i nie sposób do niego dotrzeć. Mężczyzny nie można w zasadzie potępić. Chce dobrze. Szanuje żonę i kochankę. Trudno mu znaleźć jeden punkt oparcia, trudno wtulić się tylko w jedną parę piersi. Wychowywany, a raczej tresowany w dzieciństwie przez zakonnice, nie wie, czy naprawdę chce do kobiety przynależeć. Czy Hanna i Dorota to jakaś jego specyficzna kolekcja? Bynajmniej. Odskocznia od rzeczywistości? Ale gdzie ta rzeczywistość? W Izraelu, gdzie żona lekarka faszeruje go antydepresantami i gdzie znieść nie może faktu, iż ukochana córka wychodzi za mąż za ortodoksyjnego Żyda? W kupionym na kredyt mieszkaniu w Piasecznie, gdzie cieszy go widok świeżej dupki kochanki oraz obecność syna Dawida – marnej namiastki, substytutu zastrzelonego Saula, po śmierci którego wpadł w depresję? „Agent” byłby interesujący, gdyby kilka kwestii wyjaśniał. Z męskiego punktu widzenia. Może nawet niekoniecznie męskiego, bo Szymon to taka dupa wołowa, a nie mężczyzna, ale chciałoby się porozmyślać o tym, dlaczego wszystko tak wygląda i co naprawdę czyni podwójność jego życia tak niezbędną.
W tle – jak zawsze u Gretkowskiej – mnóstwo mniej lub bardziej ciekawych komentarzy do współczesności. Może mały atak na polski antysemityzm? Ośmieszenie Polski religijnej tak w ogóle? Szymon jest Żydem – ateistą. Dorota nalega, by ochrzcić ich syna, to ma rzekomo scementować także ich związek i pozwolić Szymonowi żyć życiem duchowym. Gretkowska pisze pamflet na ułomną Polskę celebrującą Grunwald - jedną z niewielu okazji do tego, by cieszyć się naprawdę czymś wielkim, zwycięstwem. To także – w osobie postaci drugoplanowej, kryjącego podwójne życie Szymona, Gugla – dramatyczny obraz realiów kraju, gdzie lepiej się nie starzeć, a szanse na to, że znajdzie się drugą połowę bez zaburzeń psychicznych są takie, jak te na skończenie przez Gugla któregokolwiek kierunku studiów.
Szymonowi wypadałoby powiedzieć to, czego nie może usłyszeć. „Trzeba wiedzieć, czego się chce, czego nie chce i ile za to jesteś gotów zapłacić”. Trudno zrozumieć, czego Szymon chce i w tym rozumieniu jest postacią papierową. Dorota bardziej groteskowa, śmieszna. Nowatorska nauczycielka ośmiesza głupią, tradycyjną szkołę, którą doi finansowo, by mieć czas na sponsorowane – nie tylko z Izraela – macierzyństwo. Pozostaje Hanna. Chłodna i zdystansowana do wielu spraw. Intrygująca. Mierząca się ze swą przeszłością i przeżywająca rozterki egzystencjalne. To chyba tylko ona jakoś trzyma tę książkę w kupie.
„Agent” nie ma w sobie niczego nowego, niczego głębokiego; to po prostu kolejny przemycany w beletrystyce publicystyczny chaos, w którym Gretkowska chce powiedzieć o wielu sprawach, ale zapomniała, że zaczyna się powtarzać i staje się przewidywalna.
KUP KSIĄŻKĘ
9 komentarzy:
Czytam właśnie "Trans", mam w planach "Agenta", ale dochodzę do wniosku, a raczej się w nim utwierdzam, że wolę starsze książki Gretkowskiej, teraz rzeczywiście - nic nowego pod słońcem, a czytuję kolejne z przyzwyczajenia i sentymentu dla autorki. Bardziej przypadły mi do gustu formy felietonowe, czy dziennik, (np. "Światowidz", "Polka") niż powieści.
Mimo wszystko - Gretkowska ma swoją małą niszę w polskiej literaturze.
Pozdrawiam.
PS. Ciekawy tekst.
Autorka wcześniej - mocnymi rzeczami - solidnie wypracowała sobie mocną pozycję, nie niszę. I od lat na tym bazuje. Jak widać w tym kraju - z sukcesem :)
Źle się wyraziłam z tą niszą, chodziło mi raczej, że ma taką swoją półkę( solidną, fakt ;-)), że nie można jej wrzucić do jednego wora z innymi twórcami, że jej proza jest specyficzna.
Przed chwilą czytałam całkiem pochlebną opinię o tej książkę,z kolei po przeczytanie Twojej mam mieszane uczucia.Chyba po prostu muszę ją przeczytać sama :)
Nie przepadam za Gretkowską. I nawet jej "solidne pozycje" do mnie nie przemawiają.
Zawsze kojarzy mi się z nią "Budowanie wierzy Bubel" ukochanego przeze mnie T.Różewicza.
Jako "fanka" Gretkowskiej.... zgadzam sie z autorem w kwestii oceny tej że książki ; jest "niezła" ale tez nie "przedobra" Sądząc po pierwszych dziełach autorki jest to dzieło "średnich lotów"- głównie językowo, choć nie zgodzę się z autorem powyższej krytyki w kwestii oceny głównego bohatera; znam wielu , bardzo wielu mężczyzn którzy są dokładnie tacy sami jak główny bohater- "nie wiedzą czego chcą"- byż może właśnie tacy są współczesni mężczyzni z żoną u boku i kochanką na boku.......
Słaba książka.
To moja pierwsza ksiazka Gretkowskiej i moze dlatego jestem nia zauroczona. Preczytalam ja w mig. Polecam. Byc moze dlatego,ze jeszcze nie zdarzylam sie przejesc ksiazkami tej autorki.
Masakra ,najbardziej depresyjna książka jaką czytałam,nie polecam nikomu.Nie rozumiem po co pisać takie książki,nuda , bełkot.
Prześlij komentarz