Właściwie to można by
napisać bardzo obszerny esej w oparciu o nową powieść Joanny Bator. Niejeden
esej. Pewnie dlatego, że problematyka „Ciemno, prawie noc” jest nie tylko
skomplikowana, ale i wielobarwna. Akcja tej książki toczy się głównie w nocy i
niejedną noc uczyni nieprzespaną, by rozpoznać w niej to, co za dnia kryje się
za fałszywymi konturami. To rzecz nie tylko dla bezsennych czytelników. Pozycja
niezwykle ważna dla wszystkich, którzy z zapartym tchem czytali wałbrzyskie
opowieści w dwóch częściach, czyli „Piaskową Górę” i „Chmurdalię”. Dla kogoś po
raz pierwszy wchodzącego w niezwykły świat narracji Joanny Bator, będzie to
książka o roli ślepego losu i świadomego uczestnictwa w swoim życiu; o istocie
zła, z którym zawsze trzeba walczyć; o polskości zaszczutej, zwulgaryzowanej,
zasłoniętej katolickimi fetyszami i mało katolicką wrogością względem sąsiada.
„Ciemno, prawie noc” opowiada się samo. Myślę, że o głównej bohaterce powiedzą
wszystko je słowa: „Moja praca polega na zbieraniu opowieści i wypuszczaniu
ich między ludzi. Każdą cudzą opowieść wyprawiam w drogę, by sobie radziła
sama. Na tym kończy się moja rola”. Tak mogłaby podpisać swoją powieść Joanna
Bator i w zdaniach tych jest prawie wszystko, co stanowi o znakomitej jakości
tej narracji.
Opowieści jest wiele.
Wysłuchuje ich i zbiera Alicja Tabor. Kobieta powraca do rodzinnego lata,
poruszając się po śladach sprzed lat, których nie dało się zatrzeć. Wielki
poniemiecki dom czeka na nią, bo należy do niej. Czy Alicja nadal jednak należy
do miejsca, w którym przeżyła tak wiele dramatycznych chwil? Do przestrzeni,
która wciąż oddycha trudną historią? Którą definiują w zasadzie trzy słowa,
czyli szpara, grób i brud? Dziennikarski cel Alicji to dotarcie do ludzi,
którym porwano dzieci. Dwie niekochane przez rodziców dziewczynki – Andżelika i
Kalinka. Obok nich uwielbiany wnuczek Patryk, dla którego babcia uchyliłaby
nieba, a który pewnego dnia w tajemniczy sposób gubi się w supermarkecie.
Główna bohaterka podchodzi do problemu rzeczowo i w sposób zdystansowany. Ma
wyjaśnić tyle, ile może. Chce przyjrzeć się też wałbrzyskiej histerii jakby
obok tych zniknięć. Okazuje się, iż w międzyczasie ktoś morduje lokalnego
proroka Jana Kołka, który przekonywał przed śmiercią, że to Matka Boska Bolesna
zabrała dzieci do siebie i zwróci wtedy, kiedy wałbrzyszanie powrócą na drogę
dobra i wiary. Choć wokół Alicji rzeczywistość pełna jest emocji, a jej
rozmówcy emocjami mówią, ona sama stara się być względem wszystkiego oddalona. Świadoma
jednocześnie, iż słuchając opowieści o porwanych i przyglądając się
Wałbrzychowi, który z radością zostawiła za sobą przed laty, musi mierzyć się z
inną zagadką. Zagadką tego, kim jest i jak wyglądała jej przeszłość.
Odkąd uciekła i w Warszawie
z trudem zbudowała sobie jakieś stabilne życie, zawsze obok niej byli jej
najbliżsi zmarli – ojciec i osiem lat starsza siostra Ewa. On za życia karmił
się mirażami i marzeniami, żył wśród map i planów, nieustannie poszukując tego,
czego nigdy nie mógł znaleźć. Ona zawsze odpowiedzialna za los młodszej
siostry, snująca opowieści, konfabulująca w słusznej sprawie, marząca o
karierze aktorki i wierząca, iż będzie w życiu w drodze. Tymczasem w wiecznej
drodze jest samotna Alicja, dla której nie ma już żadnej stabilizacji i nie
warto się zatrzymywać, skoro najbliższa jej osoba, Ewa, jest tylko bolesnym
wspomnieniem dobitnie wskazującym, iż nigdy już Alicja – Wielbłądka nie
zostanie obdarzona taką miłością, czułością i opiekuńczością. Ewa z Alicją, do
czasu samobójczej śmierci tej pierwszej, stworzyły sobie w szarym wałbrzyskim
świecie swoją własną Chmurdalię. Nie miał do niej dostępu nikt – ani ojciec,
ani też chłopak Ewy, z którym gotowa była dzielić życie. Alicja wierzy, że
nawet duch zmarłej siostry jest w stanie ochronić ją przed złem; przed tajemniczymi
kotojadami; przed matką w końcu, która życie córek i męża zamieniła w piekło,
sama spadając gdzieś w piekielną otchłań egzystencji.
Bohaterka najnowszej książki
Joanny Bator rozwiązuje kryminalną intrygę, przede wszystkim skupiając się na
opowieściach ludzi, z jakimi się spotyka. Wychodzi z prostego założenia: „Historia
jest jak reportaż. Im większej grupie ludzi udzieli się głosu, tym pełniejsza
będzie opowieść, a tylko tak można dotrzeć do prawdy o tym, co się stało”.
Zabierają więc głos opiekunowie zaginionych dzieci. Także pan Albert,
wykorzeniony Cygan wiecznie w drodze, podobny niedobitek jak Alicja. Wieloletni
przyjaciel jej ojca oraz opiekun domu uświadomi jej, że przyjechała do
Wałbrzycha nie tylko dla tych zaginionych dzieci. Opowieść snuje Dawid, były
chłopak Ewy oraz kilka innych osób, które pozornie nie mają związku z mroczną
intrygą gatunkowo sytuującą chwilami „Ciemno, prawie noc” między thrillerem a
horrorem. Dodatkowym źródłem nieskładnych, ale istotnych opowieści są pełne
agresji komentarze internetowe, których autorzy przecież chodzą po ulicach
pośród mijanych przez Alicję wałbrzyszan.
Niemym świadkiem zdarzeń
jest robiący wrażenie Zamek Książ, w którym kiedyś mieszkała księżna Daisy.
Obiecała ona swe perły kobietom, które zdobywając je, będą potrafiły więcej,
zdobędą wiedzę i stać je będzie na to, by zmierzyć się z tajemnicami. Zamek
Książ to przestrzeń, w którym zdarzenia już się rozegrały. To, co przechodzi
Alicja obecnie i o czym opowiada fabuła książki otulone jest jakby cieniem miejsca, w którym
doszło do dramatów, jakie rzutować będą na zdarzenia z teraźniejszości.
Istotna jest – nie po raz
pierwszy – rola neologizmów w pisarstwie Joanny Bator. Sfera niezwykłych słów
wiąże się z grupą kobiet związanych z kotami. Wałbrzyskie kociary także mają
swoje historie, ale nie dane jest im ich opowiedzieć, bo pewnie nawet nie chcą
tego robić. Alicja doznała dziwnego uczucia spełnienia i zadowolenia, kiedy
pomogła pewnej warszawskiej kociarze jako dziennikarka. Tym razem, nieco nawet
magicznie, opiekunka kotów wraz ze swoim specyficznym językiem, pomoże Alicji
uporać się z demonami; tymi związanymi z historiami porwanych dzieci oraz tymi
obecnymi wciąż w obrębie poniemieckiego domu, w którym Alicja poznaje własne
życie, od jakiego już nie zdoła uciec…
Okrutna jest ta polifoniczna
powieść Bator i piękna zarazem. Zło okazuje się mieć wiele twarzy, a mimo
wszystko jest niezrozumiałe. Bohaterka i jej rozmówcy doświadczyli zła tak
wiele razy, że obecnie potrafią się przed nim tylko bronić, zamiast walczyć o
dobro. Zło jest centralnym punktem w tej narracji, źródłem wszelkich odniesień
i inspiracji, dzięki którym ten pokaźny wolumin na każdej niemal stronie
błyszczy nowym blaskiem. „Zło nigdy mnie nie zaskakuje, ale zawsze dziwi”. Tak
mówi Alicja i pewnie pod tym podpisałaby się sama autorka. To wcale nie jest
tak, że w portretowanym już we wcześniejszych książkach Bator Wałbrzychu, gdzie
żyje między sobą ludność napływowa w symbiotycznym marazmie i z dala od tego,
co polskie, Zło jakoś szczególniej daje o sobie znać. Ono jest wszędzie.
Wałbrzych to tylko symbol. Miasto smutku, deszczu i melancholii kryje w sobie
jednak niepowtarzalną aurę małej ojczyzny, którą tak pięknie Joanna Bator
portretuje od lat w swoich powieściach. „Ciemno, prawie noc” to egzystencjalny
traktat o ratowaniu świata przez tych, których kiedyś ratowano przed światem
właśnie. Zło jest bowiem wszędzie, ale dajemy mu wolną rękę tylko wówczas, gdy
nań obojętniejemy. Ta książka, jej barwne opowieści, splątane wątki i wiele
różnorakich przesłań – wszystko pobudzi wyobraźnię, bo mamy tu do czynienia z
wielką pisarką i naprawdę wielką literaturą.
Wydawnictwo W.A.B., 2012
2 komentarze:
Kochany, kup sobie słownik frazeologiczny i używaj logiki. Tylko w pierwszym akapicie: wielobarwna problematyka, książka toczy się, bezsenny czytelnik, książka opowiada się sama, wielki poniemiecki dom czeka na nią, bo należy do niej. Miej litość, pisz staranniej i z sensem. Poza tym waż proporcje między streszczeniem a recenzją. Życzliwy
w streszczeniu powieści zauważyłam kilka merytorycznych błędów, niby mało istotnych a jednak rażących, np. dom poniemiecki był małą, biedną ruderą,pan Albert absolutnie nie jest wiecznie w drodze i wiele innych pana nadinterpretacji. Gdy czytam pana streszczenie, wydaje mi się, że czytaliśmy inną powieść. Całkowicie się nie zgadzam, iż jest to książka o roli ślepego losu i świadomego uczestnictwa w swoim życiu-potworny komunał.
Prześlij komentarz