2014-06-19

"Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak" Jacek Hugo-Bader

Wydawca: Znak

Data wydania: 21 maja 2014

Liczba stron: 332

Oprawa: twarda lakierowana

Cena det: 39,90 zł 

Tytuł recenzji: Wokół himalaizmu

5 marca 2013 roku grupa polskich himalaistów zdobyła szczyt Broad Peak w Karakorum. Trzech młodych wspinaczy i jeden starszy, doświadczony. Mieli wspinać się we czwórkę, podzielili się na dwie grupy. Adam Bielecki i Artur Małek sięgnęli szczytu wcześniej i zaczęli schodzić. Tomasz Kowalski i będący w wieku jego ojca Maciej Berbeka zdecydowali, iż mimo złych warunków i utraty sił, wejdą na Broad Peak. Dwaj pierwsi wrócili z wyprawy żywi. Dwaj pozostali zginęli. Śledząca wydarzenie polska opinia publiczna dość szybko z pierwszych zrobiła egoistów, którzy nie pomagali kolegom, a drugich uczyniła bohaterami mimo faktu, że szarżowali w walce z własnymi słabościami, by jednak zdobyć górę.

Jacek Hugo-Bader postanawia udać się w okolice Broad Peak z wyprawą, która rusza w czerwcu minionego roku. Dowodzący nią Jacek Berbeka chce znaleźć i pochować ciała nieżyjących. Znany reportażysta rusza do groźnej dla zdrowia i życia krainy ośmiotysięczników, by pisać o zmaganiach specyficznej brygady - himalajskich grabarzy. Opisując wyprawę, chce jednocześnie nakręcić film. Pierwszy, ważny dla niego, uzupełniający tekst, jaki cały czas powstaje. Tekst składający się na książkę, która powstała z niezbyt czytelnych dla mnie motywacji. Dlaczego Hugo-Bader był tak zdeterminowany, by znaleźć się w ekipie zdystansowanego do niego od samego początku Berbeki? Co nim kierowało, by udać się w podróż zupełnie przecież inną od dotychczasowych i z ludźmi, którzy przez dłuższy czas traktowali go niczym piąte koło u wozu? Czytam tę książkę, myślę o tym i nie jestem w stanie zrozumieć.

Powstał dobry reportaż. Ściga się o uwagę czytelników z "Broad Peak. Niebo i piekło" Dobrocha oraz Wilczyńskiego z "Tygodnika Powszechnego" i pewnie wygrywa, bo Znak ma potężną siłę promocji, Wydawnictwo Poznańskie nie aż taką. Mam dodatkowo wrażenie, że to, co w nim ciekawsze, rozgrywa się blisko poziomu morza, a nie w Karakorum. Są to przeprowadzone przed i po wyprawie rozmowy - z ocalałymi himalaistami, bliskimi zmarłych oraz z wszystkimi, którzy byli i są blisko ekstremalnych wypraw "na limesie ludzkiej wytrzymałości", bo jest to ich celem, wyzwaniem, drogą i filozofią życia.

Być może nad motywacjami autora, a nie kosztami finansowania wyprawy zastanawiały się dwa wspomniane przez Hugo-Badera wydawnictwa, które nie podjęły się wsparcia dla tej publikacji. "Długi film o miłości" to bowiem historia wędrówki dość statycznej, gdzie niewiele się dzieje, oszczędnie też wyrażają się współtowarzysze reportażysty, a najwięcej mogą powiedzieć nieme góry będące świadkami zmagań Jacka Berbeka i Jacka Jawienia, którzy grzebią znalezione ciało Kowalskiego oraz muszą pogodzić się z tym, że do zmarłego Macieja Berbeki dotrzeć się nie uda. To też podróż, w której Hugo-Bader musi odnaleźć wewnętrzną harmonię w rozbiciu, rozedrganiu jakimś; pośród przeczuć, odruchów i intuicji badacza, jakie każą mu pisać o wyprawie do miejsca, gdzie sam pewnie by się nie wybrał. Z wahaniem, ale przyznaje się. "(...) Broad Peak nie jest przesadnie urodziwy ani nawet fotogeniczny: wielgachna, zwalista i ponura kopuła skalno-lodowa". Nie jest dla mnie wiarygodny jako opowiadacz o przygodzie w himalajskich warunkach, gdzie o życie walczy się na kilka różnych sposobów i gdzie ekstremalne warunki wspinaczki na ośmiotysięcznik obrazowo przyrównane zostają do trzech maratonów z rzędu, a i to w dużym uproszczeniu. Co mnie to tej książki przekonuje? Pasja zadawania pytań i bliskość względem ludzi, którzy po wydarzeniach z marca 2013 roku muszą na wiele różnych sposobów radzić sobie z bolesnymi aspektami tego słodko-gorzkiego zwycięstwa polskich himalaistów.

To głównie na Adama Bieleckiego spada odium polskiej opinii publicznej, która dokonała dość prostego rozróżnienia, o jakim wspomniałem na wstępie. Hugo-Bader słucha go uważnie, himalaista ma wiele do powiedzenia w przeciwieństwie do jego kolegi Artura Małka, który medialną burzę po wyprawie chciał przeczekać w milczeniu. Bielecki na wstępie książki wnioskuje: "Myślę, że w niechlubny sposób nawiązaliśmy do polskiej tradycji szaleńczego ataku za wszelką cenę". On był tym silniejszym, bardziej sprawnym, szybciej wspinającym się. Schodził ze szczytu, gdy Kowalski i Berbeka mozolnie się ku niemu pięli. Zarzuca się mu brak solidarności z pozostałymi członkami wyprawy. Anna Czerwińska nazywa to nawet utratą "braterstwa liny". Bielecki staje w krzyżowym ogniu pytań, ale i niechęci wyrażanej nie wprost. Hugo-Bader bezlitośnie cytuje wypowiedzi, od jakich kipiał internet i w których krok po kroku oceniane są działania polskich himalaistów. Bieleckiego przede wszystkim, bo to ten, co rzekomo nie pomógł z pełną świadomością, iż dba o własny interes. Rozmawia chętnie, mówi dużo, wyjaśnia może nawet zbyt wiele, ale przede wszystkim mówi o własnym rozgoryczeniu. O tym, co mu odebrano - o możliwości prawdziwego przeżycia żałoby po zmarłych towarzyszach wyprawy. Ci nieżyjący ukazani są w rozmowach Hugo-Badera na tyle niejednoznacznie, że ta książka stawia w gruncie rzeczy więcej znaków zapytania niż można by przewidywać, śledząc los dołączonego z własnej woli reportera, który zmaga się na wyprawie z samym sobą, ale także z gwałtownym, surowym i trudnym człowiekiem, jakim jest Jacek Berbeka wciąż spoglądający na niego spode łba.

Ta opowieść nie może się zdecydować na to, jaka ma być. Słodko-gorzka jak wyprawa himalaistów? Sumiennie bezstronna i wnikliwie zaangażowana w opinie, sądy, rozmowy i wyznania tych wszystkich, którzy zostali naznaczeni przez Broad Peak znacznie silniej niż by chcieli? Oscylująca między surowością relacji o różnych rodzajach śmierci na wysokości a czułością, jaką zdradzają dołączone do tekstu zdjęcia? "Długi film o miłości" wzbudzić może wiele emocji, ale wydaje mi się, iż jest to rzecz warta uwagi. Hugo-Bader podejmuje się ryzykownej wyprawy z człowiekiem, jaki w najmniejszym nawet stopniu nie zamierza dbać o tego, który z uporem maniaka chciał dołączyć w celu nie do końca zrozumiałym przez Berbekę i być może teraz przez czytelników. Książka ma być dedykowana między innymi tym, którzy stracili życie, zdobywając ośmiotysięczniki. Ma być pokłonem i wyrażeniem hołdu dla miejsca, które przeraża i fascynuje oraz dla ludzi, jacy podejmują nieopisany trud zmagania się z dzikością natury i swym własnym sercem, które wciąż rwie gdzieś do przodu, niejednokrotnie zapominając o zdrowym rozsądku. Jest to przede wszystkim książka o podejmowaniu ryzyka, o widzeniu świata z innej perspektywy i o polskiej małości, która zawsze gna ku krytyce i zawiści, a nie ku pochwałom i dumie. Rzecz zapadająca w pamięć, ale wieloznaczna. Trudna. Wymagająca. Jak cała wyprawa - ta z marca zakończona śmiercią i ta czerwcowa z rozczarowaniem po tym, iż pochować można było tylko jedno ciało...

6 komentarzy:

Kasiek pisze...

Czytałam do tej pory sporo recenzji bardzo negatywnych, Twoja mnie zaintrygowała, czuję imperatyw, żeby sprawdzić jakie wrażenie zrobi na mnie.

Kasiek pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Zatracona w książkach pisze...

Pamiętam, że z wielką uwagą śledziłam informacje na temat tej tragicznej wyprawy. O książce słyszałam i od razu postanowiłam, że ją przeczytam - choć tego postanowienia jeszcze nie spełniłam.

Anonimowy pisze...

Bardzo ciekawa recenzja zachęcająca do zagłębienia się w tematykę, która tak bardzo mnie zajmuje. Po tegorocznych Kolosach, gdzie miałam okazję wysłuchać wspomnień w formie prelekcji Adama Bieleckiego "Od Beskidów po Himalaje" tym bardziej sięgnę :-)

ewaaa_ka pisze...

Jeśli nie miał Pan jeszcze okazji przeczytać, zachęcam: http://www.dwutygodnik.com/artykul/5267-wykonuje-taki-zawod.html
Mnie osobiście rozzłościł, ale może znajdzie Pan tam satysfakcjonującą odpowiedź na pytanie o motywacje J. Hugo-Badera (mi się nie udało).

Daniel Paczkowski pisze...

Przeczytałem tę książkę jednym tchem. Jestem miłośnikiem reportaży Kąkolewskiego, pisanych jednak z dużo większym dystansem do opisywanych obiektów, miejsc, ludzi. W książce Badera zwróciłem uwagę na jego słowa, że najciekawiej opisuje się i czyta o emocjach, a od nich aż kipi książka. Trochę to brutalne wtargnięcie w życie bohaterów, z drugiej strony bez opisu emocji książki nie czytałoby się tak dobrze, a i sama opowieść pozbawiona byłaby wielu odcieni prawdy.