Wydawca: Znak
Data wydania: 21 października 2015
Liczba stron: 318
Oprawa: twarda
Cena det.: 37,90 zł
Tytuł recenzji: Wolność i osamotnienia
Najpierw był wydawniczy
falstart. Potem głośna premiera oraz gloria wraz z chwałą omówień
nieblokowanych już przez wydawcę, który nieopatrznie rozesłał tekst przed
pierwszą, niebyłą premierą. Szumu wokół książki było sporo, a we mnie
dojrzewała chęć zajrzenia do niej. Właściwie wiadomo było, co tam znajdę. Że
będzie to tak bardzo nostalgiczna proza, tego się nie spodziewałem. Michał Witkowski ukazuje awers i
rewers europejskości przez pryzmat tego, czego gejowska brać oczekuje od innych
w związku ze swą sytuacją materialną, pochodzeniem i starokontynentalnym
statusem. Zderza się młodzieńczy
witalizm, bieda i pragnienie szybkiego zarobku z zaskorupiałą austriacką, a
potem szwajcarską męskością w odwodzie, z tą męską starością i samotnością
domagającymi się adoracji. Ale to także opowieść o dwóch różnych losach
środkowoeuropejskich chłopców skazanych na samotne podbijanie bogatej Europy.
Polak z Konina ma w
spodniach kartę przetargową o długości dwudziestu pięciu centymetrów. Ma też
głowę na karku i sporo szczęścia, w przeciwieństwie do swojego słowackiego
kolegi - upadłego, zrozpaczonego, kompulsywnie chwytającego się każdego
możliwego przejawu życia w lepszym świecie, ale przede wszystkim mszczącego się
na nim za ten paskudny dobrobyt gwarantujący bycie wiecznie wybrednym klientem.
A słowacka Dianka trafia na klientów nie tyle wybrednych, ile specyficznych i
nieznośnych. Polski młody lowelas ma się o wiele lepiej. Tyle że w tej książce
wszyscy mają się źle, a opowieść o kulcie ciała i jego bezpardonowym uwiądzie
przeradza się w gorzką rozprawę z tą formą życia, w której istniejemy na
zasadzie porównywania, a potrzeby redukujemy do minimum, gdy mamy świadomość,
iż tylko tyle w życiu ugramy...
"Fynf
und cfancyś" to narracja o tym, jakim kapitałem może być młode ciało i jak
krótki jest czas, w którym z tego kapitału można korzystać.
Nieprzypadkowo czytamy, co młodziutcy homoseksualiści na Zachodzie robią ze
swoimi ciałami, by spełniały wymagania bogatych panów, dla których wartość mają
tylko do momentu iluzji spełnienia. Za czymś takim gonią przecież także
chłopcy, rozpoczynając swoje spektakularne dziwkarskie kariery w okolicach
szaletów. Potem może być już tylko lepiej. Czy aby na pewno? Czy dwie splecione
ze sobą historie to nie symboliczna przypowieść o formach ludzkiego upodlenia i
o naiwnych marzeniach, dla których gotowi jesteśmy poświęcić wszystko bez
względu na orientację seksualną, wiek i płeć?
Dianka uciekła z
prowincjonalnej Bratysławy, by zaznać swobody życia na Zachodzie. Słodycz
przeradza się szybko w gorycz, a Dianka ląduje na ulicy. Tkwi w przekonaniu, że
świat ją bardzo skrzywdził i nie jest w stanie pozbyć się życiowego pecha,
który każe jej konfrontować się z ekstremalnie trudnymi sytuacjami, a za nimi
czają się jeszcze większe problemy. Słowacki Milan szybko odkrywa, że
zachodnioeuropejskie realia zarobkowe odbiegają od zasłyszanych opowieści, a
dziani geje z wielkich miast nie palą się do tego, by go ozłocić. Powiela się pewien schemat, bo Dianka vel Milan nie jest w stanie uciec od
swej słowackiej beznadziei. Nie istnieje dlań żadna przyszłość ani jej
planowanie. Jest tylko dramatyczne miotanie się, rozpaczliwe próby zachowania
resztek godności i ta przepełniona naiwnością siła, by zdobywać kolejnych
kochanków, angażować się w następne dziwne relacje, walczyć na przekór
przeznaczeniu i spalać się w tym młodzieńczym pędzie za lepszym życiem.
Naszego Polaka natura
obdarzyła hojniej, ale dała mu także potrzebną w karierze młodzieńczej
prostytutki na Zachodzie determinację zrodzoną w ogniu na działce, gdzie
spłonęły wszystkie dowody starej tożsamości i wszystkie dowody polskości,
której nasz bohater się wypiera. Los mu sprzyja, a i trzos również. Nie ma
problemu z tym, żeby nowe życie budować wedle własnych reguł. Zna oczekiwania
zakompleksionych klientów, którzy pragną choć na chwilę stać się dla kogoś
bogiem. Zna ich przyzwyczajenia, nawyki i grubość portfela. W Zurychu ustawia
się doskonale. Widzimy go ostatni raz, gdy jedzie gdzieś wypasioną limuzyną,
ale czy jego wygrana jest prawdziwa?
Michał
Witkowski portretuje syty świat Zachodu, w którym smutek i nieszczęście kryją
się za fasadą bogatego lokum czy dającej stałe i dobre wynagrodzenie pracy. To
jest inny świat, do którego próbuje dobijać się bieda. Ta wschodnioeuropejska,
środkowoeuropejska, brazylijska, arabska, rosyjska.
Każdy próbuje wybić się na niezależność w świecie, w którym inni na tę
niezależność przede wszystkim solidnie pracują. Młodzi kochankowie liczą na
szczęście, ale przede wszystkim na powaby własnych ciał. Uwodzą i nie zdają
sobie sprawy z tego, że coś innego już wcześniej ich samych uwiodło. Boleśnie
doświadczają tej ludzkiej goryczy, kiedy syty staje uśmiechnięty obok ubogiego
i nakazuje mu być niewolnikiem, bo taki jest układ majątkowy i społeczny. U
Witkowskiego przemoc ujawnia się na kilku poziomach, a odmienne światy
reprezentowane przez młodzieńców i ich wiekowych opiekunów sankcjonują tę
ludzką chęć do zarządzania i podporządkowania się. Nic nie łączy świata
wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych. Kapitałem jest ciało. Przez kilka lat. Potem być
może pewne podobieństwa, bo od samotności i wyobcowania nie wybroni się u
Witkowskiego nikt. Jest w tym sporo sentymentalnego rozczulenia nad
nieprawością i niesprawiedliwością losu ludzkiego, który każe konfrontować
młodych i starych równie silnie zagubionych, nieszczęśliwych i żałośnie
poszukujących namiastki szczęścia.
"Fynf und
cfancyś" mówi o tym, co może należeć się od życia młodym, szczupłym,
przystojnym i uwolnionym z kajdan komunizmu chłopcom. Co mogą kupić i na czym
zarobić. Co tak naprawdę jest kartą przetargową w walce o lepsze życie i czym
to lepsze życie jest naprawdę. Między zgorzknieniem a nieszczęściem czai się
autorska czułość, bo postacie portretowane są nie tyle wyrazistą kreską, co
przede wszystkim z empatią. Mimo gorzkiego humoru, zjadliwej ironii i
obśmiewania wszystkiego wokół. Witkowski
napisał o tym, jak bardzo rozpaczliwie szukamy wolności, jak wiele jesteśmy w stanie
za nią dać i jak bardzo nie rozumiemy jej definicji. Młode pokolenie
nastoletnich zarobkujących z początku lat dziewięćdziesiątych minionego
stulecia buduje barwny opis zachłyśnięcia niemożliwym. I pokazuje bolesne
upadki. Wszyscy w świecie Michała Witkowskiego są naznaczeni tym trudnym do
wyrażenia smutkiem. Wszyscy poszukują substytutu spełnienia. Pieniądze i ciało
są do wykorzystania. Niewiele jest w tym jednak spełnienia. Dlatego ta powieść
rozpoczyna się i kończy mgliście. Zaglądamy tylko na chwilę tam, gdzie toczy
się walka ludzi upadłych. Gdzie spotykają się dwa różne światy i gdzie Europa
nie jest żadną jednością. Podobnie jak geje różnego statusu, pochodzenia i
przekonania. Książka o ludzkim nieszczęściu, które pod każdą szerokością
geograficzną ma jednak to samo oblicze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz