2016-04-29

"Ballada o drobnym karciarzu" Lawrence Osborne

Wydawca: Znak

Data wydania: 13 kwietnia 2016

Liczba stron: 270

Tłumacz: Anna Gralak

Oprawa: twarda

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Hazard życia

Laurence Osborne wraca do portretowania zderzenia cywilizacji. Pustynne Maroko z "Przebaczenia" było przestrzenią, w której wyższość zderzała się z wrogością i tajemnicą. „Ballada o drobnym karciarzu” to książka rozgrywająca się na pograniczu Makau i Hongkongu. W tej pozbawionej wyraźnych zarysów strefie pozornie kopiującej zachodnie wzorce, ale pozostającej odrębnym światem. Wschodnim Zachodem iluzji i zagubienia. Pośród przybytków rozkoszy dla hazardzistów, gubiących w nich tożsamość i poszukujących wrażeń w niepewności wygranej. Osborne kreśli znany już z doskonałych książek obraz dryfującego gdzieś na powierzchni życia wyrzutka zachodniej cywilizacji. Portretuje go w walce o zapomnienie. Stawia w sytuacji, która mogłaby być dla niego początkiem innej drogi, i wyraźnie pokazuje, jak niewiele korzysta z momentu przełomu. W życiu niejakiego Doyle’a przełom bowiem nastąpił. Angielski prawnik ucieka przed wymiarem sprawiedliwości, by wytyczyć swoją własną. Uznać biografię za skończoną i pozostawić ją jedynie pośród opcji pomnażania majątku lub jego utraty. Zgorzknienie oraz samotność jawią nam się nad wyraz czytelnie, ale ta powieść jest przede wszystkim historią o osobliwym spotkaniu, niezwykłej konfrontacji i o złudzeniach, których bohaterowie muszą pozbyć się na dobre.

Osborne portretuje współczesne Chiny jako świat, w którym nikt nie jest zakorzeniony i gdzie ludzka podmiotowość tonie w morzu możliwości. To taka pozornie stabilna przestrzeń, w której można w każdej chwili zniknąć bez śladu. Doyle chce zniknąć nie tylko dla tych, którym wyrządził w Anglii krzywdę. On stapia się z otoczeniem przede wszystkim po to, by zakwestionować wszystko to, czym był wcześniej – jako mężczyzna i jako członek zachodniej cywilizacji. Hazard to dla niego adrenalina oraz sens istnienia. Odrzuca marzenia, minimalizuje pragnienia, istotne są tylko obrót gotówką i zapomnienie. To specyficzny eskapizm i wyjątkowo smutne odreagowywanie życiowej goryczy. Bohater ma co odreagować, ale jednocześnie wie, że całe jego angielskie pochodzenie to wygrana na życiowej loterii równie krucha co nabyte w kasynach bogactwo. W tym znaczeniu powieść Osborne’a rozprawia się z kondycją człowieka Zachodu konfrontowanego ze światem, w którym może poczuć się lepszy. A wszystko to jednak uwarunkowania, szczęśliwe położenie geograficzne, równie szczęśliwy życiorys. Doyle nie wie jednak, co to szczęście. Odpuścił sobie szukanie go. Nawet definiowanie pojęcia.

Tymczasem jednak stanie przed dość specyficzną bliskością. Na jego pozbawionej azymutu drodze pojawi się prowincjonalna chińska piękność Dao-Ming. Połączą ich kupna namiętność i chwile zapomnienia tak charakterystyczne dla miejsca, w którym każdy stara się na chwilę zapomnieć o tym, kim jest. Dao-Ming z niezrozumiałych powodów zainteresuje się bliżej Doyle’em. Co więcej – będzie gotowa uratować go od zguby. Zacznie się specyficzna gra między kochankami. Życiowy oportunista zostanie skonfrontowany z ludzką czułością. Czy Dao-Ming może zaoferować cokolwiek, po co Doyle byłby w stanie sięgnąć? Oboje przecież miotają się, by zerwać z takim, a nie innym pochodzeniem oraz błędami wynikłymi z tego pochodzenia. Każde z nich stara się zapomnieć siebie na kilka możliwych sposobów. Co wydarzy się w momencie, w którym nie będą chcieli uciekać w tajemnice, a zostanie im dana szansa na nową, szczerą relację?

Doyle jest nieufny, a Dao-Ming zachowawcza. To specyficzna literacka para portretowana z czułością, a jednocześnie silnie osadzona w marazmie i tym rodzaju życiowego rozgoryczenia, w którym można się pozbawiać możliwości wyborów. Osborne ukazuje nam bohaterów, którzy z różnych powodów nie chcą walczyć o coś więcej, bo utrwalili już w sobie schematy zachowań odpowiednie do znanych im sytuacji. Mogliby być członkami innego świata, ale nie zgadzają się na jego zasady. Nie są też gotowi na zmianę. A może tylko oszukują się wzajemnie? W tej powieści podobnie jak w „Przebaczeniu” Osborne stawia na niejednoznaczność motywacji działań swych zamkniętych w sobie ludzi, z których każdy zdaje się tragiczną w swej samotności wyspą. Ponownie obcujemy ze światem przeżyć, w których czają się lęk i rosnące obawy. Orbitujemy wokół postaci z krwi i kości, które zgorzknienie godzą z tymi resztkami siły, by walczyć o kolejny dzień, nie oczekując od niego zbyt wiele.

Laurence Osborne pisze w sposób bezkompromisowy, nie dając jednoznacznych rozwiązań fabularnych i nie sugerując dalszych ciągów, gdy tworzy zakończenia otwarte. Ballada o drobnym karciarzu” to przykład książki obrazującej poziomy ludzkiego lekceważenia siebie oraz pokazującej, w jaki sposób oddalamy się od struktury społecznej, bo weszliśmy w nią z poczuciem presji i z kompleksami. To także wyrazista rozprawa z tym, co znaczy dzisiaj cywilizacja, i gorzka diagnoza różnic, które – jak relacja dwojga kochanków – z góry zakładają czyjąś wyższość i uległość drugiej strony. To także rzecz o cynizmie tak zwanej rozwiniętej cywilizacji i poczuciu pustki, z którego nie potrafimy się wydobyć, gdy krwią życia staje się gotówka, a jedyną szansą na emocjonalny wstrząs – wielka i spektakularna wygrana w wąskim kręgu.

Osborne portretuje także wewnętrzną przestrzeń prywatnego więzienia, z którego wydostać się nie sposób, a którego ramy nakreśliła już przeszłość, boleśnie uwierająca i niemożliwa do wspominania. To opowieść o euforii i upadku – tak sobie bliskim w świecie, w którym kasyna wiecznie tęsknią i gdy jest to jedyna tęsknota, z którą może mierzyć się zgorzkniały życiowy uciekinier. Przejmująca powieść pełna czytelnych przesłań i mrocznych sugestii. Jednocześnie przepełniona humanizmem i empatią pozwalającym w piekle azjatyckich miejsc hazardu dostrzec moment, w którym można zagrać… o czułość oraz zainteresowanie drugiego człowieka. Po raz kolejny Laurence Osborne udowadnia nam, że wciąż uciekamy od siebie i jedynie krańcowe doświadczenia pozwalają nam spojrzeć w siebie uważniej. Często jednak nie wykorzystujemy tej możliwości, bo nie chcemy kontaktu z sobą. Doyle jest przykładem człowieka odwróconego tyłem do swej cywilizacji, ale także do własnych pragnień i potrzeb. Osborne portretuje go, by moralizować, ale także po to, by zadawać niewygodne pytania egzystencjalne. Rzecz warta szczególnej uwagi.

Brak komentarzy: