Wydawca: Marginesy
Data wydania: 14 czerwca 2017
Liczba stron: 256
Przekład: Paulina Rosińska
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Zranione
Caroline Ericksson napisała
całkiem zgrabny thriller z wyraźnym feministycznym sznytem. Nic to, że skrojony
na modłę taśmowo wydawanych w Skandynawii powieści tego gatunku. To opowieść o
mrocznej kobiecej zemście – tej dokonanej i tej, która dopiero będzie miała
miejsce. Ericksson konsekwentnie buduje klaustrofobiczny klimat poprzez fakt,
że przez większą część powieści główna bohaterka musi sama mierzyć się z tym,
co się wydarzyło, i fantazjami o tym, co jeszcze się wydarzy. „Zniknięcie” to mroczne memento dla
wszystkich tych kobiet, które zdradzane i wykorzystywane przez mężczyzn, walczą
między sobą, a nie z tym, który krzywdzi. Ten zaskakujący i popularny mechanizm
ofiar skaczących sobie do gardeł Caroline Ericksson najpierw dosadnie obrazuje,
potem zaś stosuje sprytną narracyjną woltę i ta książka staje się swoistym
poradnikiem dla każdej poniżonej przez mężczyznę kobiety. Tak, warto
przyjrzeć się mechanizmowi dochodzenia do prawdy, odnajdywania siły
wewnętrznej, potem przyglądać się konsekwencjom tej przemiany i ostatecznie
stwierdzić, że książka jest naprawdę niezła, mimo iż trąci nieco
pretensjonalnym, grafomańskim stylem i nie jest to na pewno wina tłumaczenia.
Greta przybywa z mężem i
córką nad jezioro, które w opinii miejscowych jest mrocznym miejscem znikania
ludzi. Cała trójka cieszy się urlopem, dopływając do wysepki na jeziorze.
Okazuje się, że mąż i córka, schodząc na ląd przed Gretą, zapadają się pod
ziemię. O ile dość łatwo można sobie wyobrazić, co tak naprawdę miało miejsce,
i domyślenie się tego może rozczarować już na wstępie, o tyle u Ericksson
chodzi przede wszystkim o kobietę pozostawioną samotnie wobec utraty. Dlaczego Greta od razu nie zawiadamia
policji? Dlaczego zachowuje się irracjonalnie? Z wyspy dociera do domku
letniskowego, gdzie woła zaginionych, jakby wrócili przed nią łodzią z szybszym
napędem… Dlaczego w obliczu przerażenia sytuacją… ucina sobie drzemkę?
Zanim ocenimy bohaterkę i uznamy, że coś jest zaburzone w jej sposobie
przeżywania zniknięcia bliskich, autorka zmusi nas do sięgania w głąb
świadomości bohaterki. Greta działa kompulsywnie, nieskładnie, rozmywa jej się
granica między tym, co realne, a tym, co dzieje się tylko w jej wyobraźni.
Zgrany motyw retrospekcji mających wyjaśnić przyczyny zdarzeń teraźniejszych
przestaje irytować w momencie, w którym dowiadujemy się, że już na początku
przez samą kobietę zostaliśmy zwiedzeni. Że nic nie jest tym, czym się
wydawało. Że tak naprawdę zniknięcie jest początkiem przerażającej gry
psychologicznej o wszystko. O samostanowienie i wolność przede wszystkim.
Bardzo
wiarygodnie przedstawione jest zagubienie Grety na granicy czystego szaleństwa.
Fragmentaryczne obrazy z przeszłości nakładają się na czas, w którym kobieta
gubi azymut i nie wie już, czy naprawdę ma szukać swoich bliskich.
Kameralność narracji wzbudza grozę i odnosi się wrażenie, iż tak będzie do
końca – że bohaterka do ostatnich stron pozostanie z tym, co niewyjaśnione,
niezwerbalizowane, z tym nieznośnym napięciem skumulowanym wówczas, gdy
zmuszona będzie do konfrontacji z pewną grupą młodych ludzi przebywających na
wyspie, gdzie zniknęli Alex i Smilla.
„Zniknięcie”
to interesująca powieść o sile więzi między matkami i córkami.
Kiedy Greta odbiera pierwszy telefon od swojej rodzicielki, widzimy wyraźnie,
że ich wzajemne relacje są bardzo skomplikowane. Coś wydarzyło się w
przeszłości i naznaczyło cieniem obie kobiety. Ktoś dawniej również zniknął.
Greta nie po raz pierwszy mierzy się zatem z opisywaną traumą, ale ta aktualna
ma zupełnie inny kontekst. Prowadzi też mimo wszystko do wyjaśnień, a nie
tonięcia w mrokach niedopowiedzeń i żalu po tym pierwszym, tak dramatycznym
zniknięciu bliskiej Grecie osoby.
Caroline Ericksson
portretuje umęczoną kobietę, która przez lata była wprawna w milczeniu i
wiedziała, że bierność oraz podporządkowanie mogą być jedynymi gwarantami jej
normalnego życia. Czy normalna jest jednak sieć toksycznych zależności, która z
czasem zaczyna definiować ją samą? „Zniknięcie”
jest fabularną zagadką, gdy najpierw toniemy pośród zmyśleń, wizji, snów i
bolesnych przejawów życia po utracie, a potem pozwala na katharsis – z innej
perspektywy spoglądamy na główną bohaterkę i zaczynamy widzieć wyraźne ramy
kontekstów, które wcześniej jedynie mgliście były nam nakreślane. Powieść
broni się w swej drugiej części – mimo że od początku do końca jest dość kaleka
językowo i proponuje groteskowe rozwiązania fabularne, jak chociażby to, gdy
matka i córka w sytuacji zagrożenia życia fundują sobie prywatny seans
psychoterapeutyczny. Sporo jest w „Zniknięciu” taniej psychologii i odnosi się
wrażenie, że ważki problem krzywdzenia kobiet traktowany jest tutaj trochę po
macoszemu. Niemniej Ericksson znajduje sposoby, by przykuć uwagę do swej
narracji, a obrazując poniewierane kobiety, stara się uzasadnić genezę tego
zjawiska.
Jest to zatem powieść z
aspektem społecznym. Zaznaczanym na początku dyskretnie, ale potem
konsekwentnie rozwijanym. Szybko
przestaje nas interesować to, co wydarzyło się na samym początku. Dużo większe
znaczenie będzie miała przyszłość. Ten czas, do którego wrota otwiera
jedynie sugestywne zakończenie, pozostawiając z wieloma pytaniami i
wątpliwościami. A także pewnością tego, kto jest katem, kto ofiarą.
Nadzwyczajne okoliczności łagodzące pozwalają spojrzeć ofierze w twarz ze
współczuciem. Czy Ericksson diagnozuje, czy może ledwie punktuje te ważkie
problemy, które od wieków zdają się nierozwiązywalne? „Zniknięcie” to powieść z
tezą i książka portretująca kondycję człowieka domagającego się od bliskiej
osoby nie tyle czułości i zainteresowania, ile przede wszystkim dowodów na
potrzebność i zasadność swoich poczynań. Ericksson napisze o toksycznych
związkach, w których tajemnice niesione przez lata mnożą się i nie pozwalają
normalnie funkcjonować. Być pewnym swojej wartości, mieć prawdziwy kontakt z
własnym wnętrzem. Jeśli przymknie się oko na niedoskonałość frazy i jej
irytującą chwilami manierę, będzie się miało do czynienia z naprawdę
zaskakującą opowieścią. Myślę, że tak skonstruowaną, iż mogłaby służyć za
scenariusz całkiem dobrego filmu. Caroline Ericksson ostrzega i przestrzega.
Pokazuje, do czego można sprowadzić status drugiej osoby związku. Obrazuje, w
jak łatwy sposób partnerstwo zamienia się w relację podległości. A potem
punktuje, co można z tym zrobić. Jak się zemścić. Interesujące!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz