Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 30 stycznia 2019
Liczba stron: 136
Oprawa: twarda
Cena det.: 37,99 zł
Tytuł recenzji: Wyobcowanie
Debiutancka powieść Barbary
Klickiej przypomina mi trochę „Krótką wymianę ognia” Zyty Rudzkiej. To dwie
takie książki, w których opowiadanie historii jest dużo mniej istotne od tego,
w jaki sposób się je opowiada. Rudzka zaskakuje może bardziej, jej rejestr słów
i konfiguracje, w jakie wchodzą, wydaje się bogatszy niż u Klickiej, ale jednak
„Zdrój” też ma siłę. Okazuje się, że nie potrzeba Thomasa Manna i opasłych
tomów, by z sanatoryjnej scenerii wydobyć tak wiele ważnych życiowych rozważań.
Ta opowieść sytuuje się wobec ułomności,
które symbolizuje ciało bohaterki, ale także otoczenie – mające rzekomo nieść
ulgę, a stające się miejscem specyficznej opresji. Klicka zaskakuje pozornością
tego, co jest przedstawiane, i niebywałą zdolnością do budowania takich
metafor, że słowa spotykają się w tej krótkiej narracji jak pensjonariusze –
bardzo niepewni siebie, a jednak trzymający gardę. Słowo w „Zdroju” wstydzi
się trochę, ale jednocześnie jest buńczuczne, prowokacyjne – dobrze rozgrywa
przed nami spektakl groteski i ironii, budując jednocześnie bardzo smutną i
bardzo subtelną w tym smutku historię.
Kamila przybywa do
uzdrowiska. Ma miesiąc, by stanąć na nogi. Od dawna jednak nie stoi na nich
pewnie. Opowieść o tym, co przeżywa obecnie, jako trzydziestotrzylatka, splata
się z nurtem retrospekcji. Bo sanatorium nie jest miejscem, w którym Kama
pojawia się po raz pierwszy. Już go doświadczyła, odczytała po swojemu,
skonfrontowała się z tą specyficzną przestrzenią, jej prawami, a przede wszystkim
funkcjonującymi w charakterystycznym rytmie ludźmi. Już została doświadczona
odpowiednią dozą traumy i już dobrze wie, co w uzdrowisku fasadowe, a co
złośliwe w swym ukryciu i dwuznaczności. Barbara Klicka portretuje kobietę
naznaczoną miejscem zamieszkania, wiekiem, taką niegotową do przystawania do jakiegokolwiek
wzorca. A świat, do którego przybywa, lubi uproszczenia. Bohaterka jest
pozornie wycofana. Obserwujemy najpierw jej zdziwienia i zdumienia, podziwiając
to nietuzinkowe i czułe podglądanie innych. Ale potem zaczyna być coraz mniej
jednoznacznie. Miejsce, w którym Kama ma
dojść do siebie, staje się i pułapką, i specyficznym labiryntem, i w końcu
przestrzenią niewygodnej konfrontacji ze sobą. Z poczuciem tego, jak wiele
los jej odebrał i jeszcze odbierze oraz jak nieprzystające do rzeczywistości są
te wewnętrzne deficyty, z którymi trzeba przecież się mierzyć. Trzeba wytrwać
miesiąc w uzdrowisku. A tam czyha coś innego niż możliwości poprawy stanu
zdrowia…
„Zdrój” to opowieść o
kobiecie, która na początku ze wszystkich sił stara się być miła, pomocna,
akuratna, potrzebna. Nigdy nie wiadomo, kto i kiedy poprosi o pomoc. Jej
dawanie powinno być oczywistością, ale wynikać także z tego, że pomoc się
otrzymało. Tymczasem Kama pozostaje sama – ze swymi wątpliwościami,
zdziwieniami, językowymi powtórzeniami i charakterystycznym poczuciem
niedostosowania do otoczenia już w samym sposobie tego, jak to otoczenie
opisuje. I tu widać, że do intrygującej opowieści o wyobcowaniu i wieloznacznie
rozumianym bólu nie potrzeba jakichś epickich dekoracji. Tu w zasadzie nie ma
żadnej historii, wszystko rozgrywa się w nieprzystających do siebie rozdziałach
i samodzielnie funkcjonujących scenach. Dodatkowo rozszarpanych jeszcze
wspomnianymi powrotami do czasu minionego. I nic nie szkodzi, że Klicka nie
opowiada czegoś, co można złożyć w zdania w linearnym porządku. „Zdrój” to nacechowana oryginalnością
książka o tym, w jaki sposób język może pozostawać bezbronny wobec okoliczności
naznaczających czymś ostatecznym, nieuniknionym. To także mała wielka rzecz o
istocie ludzkiej osobności.
To specyficzne wyobcowanie
jest wyznaczane przez rytm zabiegów mających poprawić funkcjonowanie ciała. Bohaterka
czuje się jak przedmiot. Jest numerem ewidencyjnym, śladem w kartotece. Ciałem,
którym trzeba się zaopiekować, i duszą, o której potrzebie bycia zaopiekowaną
nikt nie myśli. Kama to suma marzeń i pragnień, jakich nie można zrealizować w
tym opresyjnym świecie pozornej ulgi. Ale Kama to także zdecydowany i silny
bunt. Kontestacja absolutna – silna o tyle, o ile można ją wyrazić językiem.
Dlatego „Zdrój” to powieść niewymuszająca sobą dalszych ciągów, logicznych
rozwiązań, sprawnie porządkowanych zdarzeń, zmierzania do czytelnego
zakończenia. „Zdrój” to historia,
która utknęła między przeszłością a bolesnymi marzeniami o normalnej
przyszłości, i historia kobiecego ciała egzemplifikującego rodzaj bolesnej
utraty. Jej oczywista gorycz zderza się ze światem absurdów, w którym już na
początku trzeba wejść po schodach, by uruchomić dźwignię dla niepełnosprawnych
niemogących się po tych schodach poruszać. I to początek: zderzenia
racjonalności i potrzeby szukania jakichś form prawdziwego zainteresowania ze
schematami, irracjonalnością i fasadowością tego, co funkcjonuje jako
instytucja. Odrzucająca, deprecjonująca. Dlatego historia Klickiej to nie tylko
opowieść o niezgodzie na pewien rodzaj funkcjonowania, ale także oskarżenie
ludzi – ich pozornej empatii skrytej w sieci egoistycznych pobudek, by pomagać
wybiórczo i równie wybiórczo widzieć czyjeś cierpienie, potrzeby i oczekiwania.
Barbara Klicka pokazuje także,
co niezwykłego możemy wydobyć z szarego życia naznaczonego sztucznie stworzonym
celem, którego musimy się trzymać, by dopasować się do opresyjnej instytucji.
Nie ma tu żadnych sugestii na temat tego, jak wydobyć się z dusznej
codzienności, jest za to wiele znaczących zdań opowiadających o bezradności i
wściekłości. Tak, na nią też znajdzie się miejsce. Kama nie będzie cały czas
miła i sympatyczna. Ciekawe będzie zastanawianie się nad tym, jak portretowany
jest ułomny świat przez pryzmat niedoskonałości głównej bohaterki. Tu opowiada
się nie tylko wyobcowana dusza, tu wyraża się cierpiące ciało. Nic tu nie jest symetryczne, nic do siebie
nie przystaje – choć przecież Kama to suma doświadczeń, wstydu, lęku i bólu. „Zdrój”
wybiega daleko poza kreowane przestrzenie i chce opowiedzieć o czymś więcej niż
sportretowane, ekscentryczne nieco relacje. Klicka tak jak przed rokiem
Rudzka opowiada o specyfice kobiecej konfrontacji z sytuacją krańcową, w której
znajdzie się miejsce na to, by pochylić się z czułością nad tym, co ulotne i
drobiazgowe. Nietuzinkowa książka pozostawiająca w niepokoju, ale też
inteligentnie rozbawiająca. Bo w „Zdroju” nie ma tylko czytelnych łez i smutku,
choć kryje się tam sporo melancholii.
2 komentarze:
Pozdrawiam imiennika :)
Czekam już na tę książkę i mam nadzieję, że w końcu będę mogła ją przeczytać. Recenzja spowodowała, że tym bardziej chcę ją przeczytać w najbliższym czasie.
Pozdrawiam
Ola z zoiomoda.pl
Prześlij komentarz