2019-02-05

„Zdrój” Barbara Klicka


Wydawca: W.A.B.

Data wydania: 30 stycznia 2019

Liczba stron: 136

Oprawa: twarda

Cena det.: 37,99 zł

Tytuł recenzji: Wyobcowanie

Debiutancka powieść Barbary Klickiej przypomina mi trochę „Krótką wymianę ognia” Zyty Rudzkiej. To dwie takie książki, w których opowiadanie historii jest dużo mniej istotne od tego, w jaki sposób się je opowiada. Rudzka zaskakuje może bardziej, jej rejestr słów i konfiguracje, w jakie wchodzą, wydaje się bogatszy niż u Klickiej, ale jednak „Zdrój” też ma siłę. Okazuje się, że nie potrzeba Thomasa Manna i opasłych tomów, by z sanatoryjnej scenerii wydobyć tak wiele ważnych życiowych rozważań. Ta opowieść sytuuje się wobec ułomności, które symbolizuje ciało bohaterki, ale także otoczenie – mające rzekomo nieść ulgę, a stające się miejscem specyficznej opresji. Klicka zaskakuje pozornością tego, co jest przedstawiane, i niebywałą zdolnością do budowania takich metafor, że słowa spotykają się w tej krótkiej narracji jak pensjonariusze – bardzo niepewni siebie, a jednak trzymający gardę. Słowo w „Zdroju” wstydzi się trochę, ale jednocześnie jest buńczuczne, prowokacyjne – dobrze rozgrywa przed nami spektakl groteski i ironii, budując jednocześnie bardzo smutną i bardzo subtelną w tym smutku historię.

Kamila przybywa do uzdrowiska. Ma miesiąc, by stanąć na nogi. Od dawna jednak nie stoi na nich pewnie. Opowieść o tym, co przeżywa obecnie, jako trzydziestotrzylatka, splata się z nurtem retrospekcji. Bo sanatorium nie jest miejscem, w którym Kama pojawia się po raz pierwszy. Już go doświadczyła, odczytała po swojemu, skonfrontowała się z tą specyficzną przestrzenią, jej prawami, a przede wszystkim funkcjonującymi w charakterystycznym rytmie ludźmi. Już została doświadczona odpowiednią dozą traumy i już dobrze wie, co w uzdrowisku fasadowe, a co złośliwe w swym ukryciu i dwuznaczności. Barbara Klicka portretuje kobietę naznaczoną miejscem zamieszkania, wiekiem, taką niegotową do przystawania do jakiegokolwiek wzorca. A świat, do którego przybywa, lubi uproszczenia. Bohaterka jest pozornie wycofana. Obserwujemy najpierw jej zdziwienia i zdumienia, podziwiając to nietuzinkowe i czułe podglądanie innych. Ale potem zaczyna być coraz mniej jednoznacznie. Miejsce, w którym Kama ma dojść do siebie, staje się i pułapką, i specyficznym labiryntem, i w końcu przestrzenią niewygodnej konfrontacji ze sobą. Z poczuciem tego, jak wiele los jej odebrał i jeszcze odbierze oraz jak nieprzystające do rzeczywistości są te wewnętrzne deficyty, z którymi trzeba przecież się mierzyć. Trzeba wytrwać miesiąc w uzdrowisku. A tam czyha coś innego niż możliwości poprawy stanu zdrowia…

„Zdrój” to opowieść o kobiecie, która na początku ze wszystkich sił stara się być miła, pomocna, akuratna, potrzebna. Nigdy nie wiadomo, kto i kiedy poprosi o pomoc. Jej dawanie powinno być oczywistością, ale wynikać także z tego, że pomoc się otrzymało. Tymczasem Kama pozostaje sama – ze swymi wątpliwościami, zdziwieniami, językowymi powtórzeniami i charakterystycznym poczuciem niedostosowania do otoczenia już w samym sposobie tego, jak to otoczenie opisuje. I tu widać, że do intrygującej opowieści o wyobcowaniu i wieloznacznie rozumianym bólu nie potrzeba jakichś epickich dekoracji. Tu w zasadzie nie ma żadnej historii, wszystko rozgrywa się w nieprzystających do siebie rozdziałach i samodzielnie funkcjonujących scenach. Dodatkowo rozszarpanych jeszcze wspomnianymi powrotami do czasu minionego. I nic nie szkodzi, że Klicka nie opowiada czegoś, co można złożyć w zdania w linearnym porządku. Zdrój” to nacechowana oryginalnością książka o tym, w jaki sposób język może pozostawać bezbronny wobec okoliczności naznaczających czymś ostatecznym, nieuniknionym. To także mała wielka rzecz o istocie ludzkiej osobności.

To specyficzne wyobcowanie jest wyznaczane przez rytm zabiegów mających poprawić funkcjonowanie ciała. Bohaterka czuje się jak przedmiot. Jest numerem ewidencyjnym, śladem w kartotece. Ciałem, którym trzeba się zaopiekować, i duszą, o której potrzebie bycia zaopiekowaną nikt nie myśli. Kama to suma marzeń i pragnień, jakich nie można zrealizować w tym opresyjnym świecie pozornej ulgi. Ale Kama to także zdecydowany i silny bunt. Kontestacja absolutna – silna o tyle, o ile można ją wyrazić językiem. Dlatego „Zdrój” to powieść niewymuszająca sobą dalszych ciągów, logicznych rozwiązań, sprawnie porządkowanych zdarzeń, zmierzania do czytelnego zakończenia. Zdrój” to historia, która utknęła między przeszłością a bolesnymi marzeniami o normalnej przyszłości, i historia kobiecego ciała egzemplifikującego rodzaj bolesnej utraty. Jej oczywista gorycz zderza się ze światem absurdów, w którym już na początku trzeba wejść po schodach, by uruchomić dźwignię dla niepełnosprawnych niemogących się po tych schodach poruszać. I to początek: zderzenia racjonalności i potrzeby szukania jakichś form prawdziwego zainteresowania ze schematami, irracjonalnością i fasadowością tego, co funkcjonuje jako instytucja. Odrzucająca, deprecjonująca. Dlatego historia Klickiej to nie tylko opowieść o niezgodzie na pewien rodzaj funkcjonowania, ale także oskarżenie ludzi – ich pozornej empatii skrytej w sieci egoistycznych pobudek, by pomagać wybiórczo i równie wybiórczo widzieć czyjeś cierpienie, potrzeby i oczekiwania.

Barbara Klicka pokazuje także, co niezwykłego możemy wydobyć z szarego życia naznaczonego sztucznie stworzonym celem, którego musimy się trzymać, by dopasować się do opresyjnej instytucji. Nie ma tu żadnych sugestii na temat tego, jak wydobyć się z dusznej codzienności, jest za to wiele znaczących zdań opowiadających o bezradności i wściekłości. Tak, na nią też znajdzie się miejsce. Kama nie będzie cały czas miła i sympatyczna. Ciekawe będzie zastanawianie się nad tym, jak portretowany jest ułomny świat przez pryzmat niedoskonałości głównej bohaterki. Tu opowiada się nie tylko wyobcowana dusza, tu wyraża się cierpiące ciało. Nic tu nie jest symetryczne, nic do siebie nie przystaje – choć przecież Kama to suma doświadczeń, wstydu, lęku i bólu. „Zdrój” wybiega daleko poza kreowane przestrzenie i chce opowiedzieć o czymś więcej niż sportretowane, ekscentryczne nieco relacje. Klicka tak jak przed rokiem Rudzka opowiada o specyfice kobiecej konfrontacji z sytuacją krańcową, w której znajdzie się miejsce na to, by pochylić się z czułością nad tym, co ulotne i drobiazgowe. Nietuzinkowa książka pozostawiająca w niepokoju, ale też inteligentnie rozbawiająca. Bo w „Zdroju” nie ma tylko czytelnych łez i smutku, choć kryje się tam sporo melancholii.

2 komentarze:

Jardian pisze...

Pozdrawiam imiennika :)

Unknown pisze...

Czekam już na tę książkę i mam nadzieję, że w końcu będę mogła ją przeczytać. Recenzja spowodowała, że tym bardziej chcę ją przeczytać w najbliższym czasie.
Pozdrawiam
Ola z zoiomoda.pl