Wydawca: Świat
Książki
Data wydania: 24 kwietnia 2019
Liczba stron: 328
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Wokół zła
Segment współczesnej
literatury kryminalnej jest w Polsce całkowicie zagospodarowany. Znane
nazwiska, bestsellerowe tytuły – nawet wówczas, gdy nie zasługują na miano
bestsellera. Trudno tutaj coś ugrać, trudno o czymś nowym napisać, a przede
wszystkim niezwykle trudno zaskoczyć. Robertowi Ostaszewskiemu się udaje, choć
nie robi niczego spektakularnego. Nie eksperymentuje z formą, nie stwarza na
siłę oryginalnej fabuły. Po prostu opowiada wielowątkową historię, której
początek tkwi w pewnej zbrodni wojennej, a koniec… cóż, trzeba przeczytać, by
zastanowić się, czy ta opowieść ma koniec. Nie chodzi nawet o zgrabną
kompozycję klamrową tej powieści, ale o sugerowanie, że krąg zła jest wciąż
zamknięty, gdzieś i z jakiegoś powodu zło wciąż rezonuje. Nie ma od niego
ucieczki i nie ma wytchnienia. Dlatego też „Zabij ich wszystkich” to nie
tylko kryminał z lokalnym śląskim adresem, ale też uniwersalna rozprawa o
charakterze ludzkiego zła i o tym, jak jeden potworny czyn jest w stanie
generować kolejne. Aż do momentu, gdy zło ma już zbyt wiele mrocznych
definicji.
Ostaszewski odchodzi nieco od
mroku serwowanego nam w „Zginę bez ciebie”. Tam był bardziej kameralny,
skupiony na mało spektakularnych dramatach, wchodził w głąb zagubionej
psychiki, oddawał trudność samej egzystencji. W tej powieści jest inaczej. Nie
ma pogrążonego w depresyjnych rozmyślaniach samotnego wilka, który mierzy się z
zagadkami śmierci. Jest – można by powiedzieć – bardzo normalnie i nad wyraz
racjonalnie. Zwłaszcza że toczyć się tu będzie walka z wyobrażeniami, groźnymi
wizjami, strukturą budującą przerażającą sektę. Tym razem katowickie śledztwo
poprowadzi aż trójka gliniarzy. To oryginalne o tyle, że pracują jakby
rotacyjnie, bo dwóch z nich od śledztwa odrywa to, co potrafi oderwać
najskuteczniej – problemy związane z prozą życia. Nikt tu jednak nie będzie się
nad sobą użalał, nie będzie retrospekcji budujących wrażenie melancholijnego
smutku (będą funkcjonować w innym znaczeniu). Nie będzie też… wulgaryzmów tak
charakterystycznych dla tego rodzaju prozy i choć puryzm językowy jednego ze
śledczych wygląda mimo wszystko nieprzekonująco, autor pozbawi tę powieść
bezmyślnego przeklinania. Będzie za to działanie – metodyczne, oparte na
standardowych metodach, błądzące i analizujące fałszywe tropy, ale bardzo
skupione. Choć jednocześnie prowadzone w mało komfortowych warunkach, kiedy
przełożeni są obcesowi i roszczeniowi.
Samo zabójstwo nie jest jakoś
spektakularne, choć wiążą się z nim tajemnice. A także niezwykłość narzędzia
zbrodni, które zaskakuje prawie tak samo jak odkurzacz z jednej z powieści Yrsy
Sigurðardóttir. Ktoś morduje byłego muzealnego portiera, którego biografię
trzeba prześwietlić, by odnaleźć trop zabójcy. A o to bardzo trudno, choć
pracują nad tym wspomniane trzy głowy – aspirant Mateja, komisarz Tyszka i
nadkomisarz Polański. Robert Ostaszewski wtłacza nas w świat codziennych
zależności oraz dylematów wynikających z pracy grupowej w policji. Dba o
indywidualizację swoich bohaterów nie tylko dlatego, że dopisuje im czytelne
biografie. Pokazuje, że w pogoni za zabójcą konieczne jest połączenie sił. Z
niego wynika dużo więcej niż mocniejsze skupienie na sprawie. Ta powieść to
w gruncie rzeczy historia o szorstkiej, ale silnej męskiej przyjaźni. I o
poszukiwaniu śladów zła, które doprowadzą do zaskakującego śledczych miejsca.
„Zabij ich wszystkich” to
narracja, w której autor bardzo dba o wiarygodność szczegółów. Widać to na
każdym poziomie, to naprawdę przemyślana w każdym szczególe rzecz. Nawet jeśli
odnosi się do opisu wyglądu czegoś zupełnie nieznaczącego. Podoba mi się bardzo
także niespieszny rytm opisów, które w żaden sposób nie irytują tutaj funkcją
retardacyjną. Jest też charakterystyczny język bohaterów… mierzących się z
przyzwyczajeniami językowymi innych. Przede wszystkim jednak interesujący jest
obraz Śląska wraz z jego historią – nie dotyczy to tylko prezentowanej
topografii, ale ujęcia miejsca w język i mentalność bohaterów. Jeden z nich nie
zna Katowic w ogóle, odkrywa miasto dopiero w trakcie śledztw. To prowadzone w powieści
stawia na jego drodze ludzi, dla których Śląsk to często gorzka przynależność.
Ale także miejsce, w którym latami można było tuszować zło.
To wydobywa się stopniowo.
Ostaszewski dba o to, byśmy – jak jego policjanci – gubili tropy i chwilami
czuli się bezradni. Prawda o zabójstwie Stefana Wilka to jednocześnie prawda o
okrucieństwach, które zainicjowały szantaż. A później kolejny akt zbrodni.
Wszystko to bardzo przejmujące, a ponieważ zdecydowanie realistyczne, wchodzi
gdzieś głęboko pod skórę. Odnosi się wrażenie, że czytamy o zwykłych
ludzkich słabościach i żądzach, o jakich napisano już wszystko, a jednak ta
pozornie czytelna historia każe wciąż na nowo zastanawiać się nad tym, od czego
to wszystko się zaczęło. Stąd też poczucie, że „Zabij ich wszystkich” to
książka, w której zwraca się pamięć sprawom, o których najlepiej byłoby
milczeć. Ale nie jest to opowieść o przemilczeniach. Śląsk wybrzmiewa w
niej bardzo wyraźnie. To nie tylko język – choć autor zrezygnował z
wprowadzenia gwary, by czytało się lepiej – ale także sposób, w jaki
Ostaszewski portretuje przesłuchiwanych albo ludzi znajdujących się w pobliżu
śledczych, gdy ci ciężko pracują.
Są w tej książce prologi i
epilogi, a liczba mnoga to kolejny dowód na to, że autor stara się być
niejednoznaczny i nietuzinkowy. Przejmuje także to, w jaki sposób osadza zbrodnię
w rzeczywistości, która jakby zawiesiła się na krawędzi – wszyscy i wszystko
tkwią w czasie przeszłym, dzisiejsi policjanci wydają się w penetrowanym przez
nich środowisku anachroniczni. Widać tu spory rozdźwięk między tym, jak
funkcjonuje Śląsk dzisiaj, a tym, jak funkcjonował kiedyś i jaki rodzaj
ludzkich patologii wówczas generował. Ogólnie jednak jest to też przygoda z
miejscem i sentymentem do niego – widać, że Robert Ostaszewski twórczo
wykorzystuje miejsca kiedyś i dzisiaj działające na jego wyobraźnię. W tym znaczeniu
to książka bardzo osobista, ale też czytelne opowiedzenie się za tym, że z
każdym rodzajem ludzkiego zła trzeba walczyć, także przez pamięć o nim.
Ciekawa jest ewolucja pisarska
autora. Od wspomnianej we wstępie kameralnej narracji bardzo w stylu Mateusza
Marcina Lemberga po rzecz, w której świat przedstawiony zdaje się racjonalny do
bólu, a każdy jego element poddany metodycznej analizie przed skonstruowaniem
kolejnej wolty, zbudowaniem napięcia, oswojeniem czytelnika z nowym bohaterem
czy zdarzeniem. Myślę, że „Zabij ich wszystkich” to pozornie dość statyczna
powieść kryminalna, kryjąca w sobie jednak mocno emocjonalny potencjał.
Zwłaszcza gdy po przewróceniu ostatniej strony zastanowimy się nieco dłużej nad
znaczeniem tytułu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz