Wydawca: Znak
Przekład: Ewa Bilińska
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Tytuł recenzji: Bezsenna konfrontacja
To nowość wydawnicza, której premiery wyczekiwałem chyba najbardziej w bieżącym roku. Dlaczego? Podobnie jak Anders Bortne zmagam się z bezsennością. O wiele lat dłużej niż autor tej książki. Na tyle długo, by nauczyć się z nią żyć, niwelować wynikające z niej dysfunkcje w tak zwanym życiu na jawie i zrozumieć, że jest częścią mojej tożsamości. Do takiego wniosku dochodzi również Bortne. „Nie śpię” nie będzie żadnym poradnikiem ani pełną entuzjazmu opowieścią o tym, jak to można poradzić sobie z niespaniem. Nie będzie to książka, po przeczytaniu której my, bezsenni, będziemy gotowi do stanowczej walki ze swoim nocnym demonem. I dlatego jestem tak bardzo usatysfakcjonowany. Bo ta narracja pozwoliła mi zrozumieć, że z tej przypadłości można nie wyjść, być może pozostanie ze mną do końca życia. A to dlatego, że – co sugeruje również ta książka – bezsenność to pewien rodzaj przekleństwa samoświadomości. Stan, w którym deficyty z intymnej sfery życia naznaczają to życie codzienne, kiedy wyspani ludzie wokół z łatwością pokonują nieśpiących kreatywnością, mają więcej energii do działania, ale być może są nieświadomi tego, jak ogromne spektrum wglądu w samego siebie oferuje – tak! – ten okrutny stan nazywany chroniczną bezsennością.
Zdanie definiujące tę książkę Bortne proponuje już na wstępie: „To historia mojego bezsennego życia, lecz również opowieść o ludzkim stosunku do snu”. Wychodząc od osobistej perspektywy, nakreśla szerszy norweski kontekst zjawiska bezsenności, ale zwraca również uwagę na to, jak wiecznie czuwający współczesny świat zapomniał o tym, czym tak naprawdę jest sen, jaki nieodłączny związek ma z naszym tak zwanym świadomym życiem i że wraz z niekorzystnymi wzorcami na przykład ludzkiego wyglądu jest rugowany ze świadomości społecznej jako coś, co w zasadzie jest złem koniecznym, stanem bezproduktywności, rzeczą zbędną i niewspierającą dynamizmu zwłaszcza ostatnich dekad.
Zasadnicze pytanie, jakie stawia sobie Anders Bortne, brzmi: dlaczego nie mogę spać? Jest ono wciąż pytaniem bez odpowiedzi, mimo że autor przepracował na sobie wszystkie zalecane techniki radzenia sobie z bezsennością. Od ziół i zmiany diety, przez hipnozę, akupunkturę, aż do terapii behawioralno-poznawczej. Każdy ten krok był desperacką próbą odzyskania nie tyle pełnego panowania nad swoim życiem, ile przede wszystkim harmonii w tym, jak funkcjonuje za dnia. Czy jest to zatem coś na kształt dziennika porażki? Bynajmniej. To przede wszystkim zapis gorączkowych poszukiwań kogoś, kto zrozumie problem autora. Kogoś, kto wie, że kilku nieprzespanych nocy nie można tak naprawdę nazwać bezsennością. A jednocześnie jest to dość brawurowa rozprawa z samym sobą – swoim rozumieniem tego, w jaki sposób brak snu definiuje życie, i intymnym, choć przecież uniwersalnym poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie o to, co gwarantuje życiowy spokój, a co brutalnie niszczy bezpieczne ramy codzienności.
Podoba mi się akcentowane tutaj poczucie humoru, kiedy Bortne opowiada o tym, jak na co dzień walczył i walczy z bezsennością. Na jego drodze stają ludzie z arsenałem „dobrych” rad. Ludzie, którzy nie mają pojęcia, czym jest lęk przed omamami wywołanymi przez kolejną dobę bez snu. Ludzie myślący o tym, że brak snu jest trochę jak ból. Wystarczy zażyć tabletkę i minie. O tym, że wszelkie leki nasenne są równią pochyłą i w żaden sposób nie rozwiązują problemu bezsenności, norweski autor pisze z całą stanowczością i za to jestem mu wdzięczny. Miniwykłady oparte na wiedzy naukowej przekonująco prezentują nawet cierpiącym na bezsenność, jak niewłaściwe jest walczenie z brakiem snu przez farmakoterapię, która w gruncie rzeczy oszukuje organizm i dodatkowo go pustoszy. A jednak tabletka jest najczęstszym sposobem „radzenia” sobie z brakiem snu. Bortne przytacza mroczne dane: co wieczór pół miliona Norwegów sięga po opakowanie leków, by dzięki jego zawartości przetrwać noc. Bo noc właśnie staje się dla wielu ludzi najgorszym polem bitwy. Czy wówczas, nie mogąc odejść w krainę snu, nie zmagamy się z samymi sobą najbardziej intensywnie?
„Nie śpię” to książka, która w znakomitej skondensowanej formie opowiada o tym, czym sen jest w historii, kulturze czy medycynie. Od wzmianek o tym, jak postrzegano śnienie w mitologiach i legendach, przez punktowanie, jaki związek ma sen z emocjami, po krytykę filozofów wielbiących swoją bezsenność oraz ostrzeżenia, w jak poważny sposób brak snu zagraża ludzkiemu życiu. Jednak najważniejsza jest tu oczywiście perspektywa autora. Szesnaście lat bez stabilnego zasypiania w znacznym stopniu odbija się na jego psychice i mentalności. Zwłaszcza że jest to szesnaście lat poszukiwań odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego akurat jego to spotkało i co leży u podstaw tego dysfunkcyjnego stanu. Bortne jest tu analitykiem własnej przypadłości, ale również przygląda się, co uczyniono do tej pory, aby pomóc ludziom takim jak on. Wnioski, do których dochodzi, mogą zaskakiwać.
„Nie śpię” to rzecz, w której pojawia się śmiała sugestia, że współczesna medycyna odpuściła sobie pewien ważny rejon działania. Nikt tak w zasadzie nie wie, jak kompleksowo, a przede wszystkim długofalowo i skutecznie walczyć z bezsennością. Łóżko staje się miejscem udręki, a samo myślenie o tym, co może w nim czekać – źródłem bardzo różnych frustracji, które mogą być destrukcyjne… Jednakże Anders Bortne wcale nie zmierza w kierunku autodestrukcji. Najciekawsza w tej książce jest perspektywa z jednej strony kogoś zrezygnowanego i wątpiącego, z drugiej jednak – człowieka wyjątkowo świadomego swojej silnej woli i każdej męczącej neurozy, w której skrywa się jakaś uniwersalna humanistyczna potrzeba absolutnego panowania nad sobą oraz kształtem własnego życia.
Myślę, że w tej opowieści – pełnej mądrego sceptycyzmu i umiejętnego przyglądania się sobie w szerszej perspektywie – jest coś, co zainteresuje nie tylko osoby zmagające się z bezsennością. Bortne opowie o funkcjonowaniu człowieka bez snu i o tym, że jego deficyt wpływa na to, jak myśli się o otoczeniu, swoim stosunku do obowiązków, a także o najbliższych, bo bezsenny autor nie ma komfortu walki ze swą ułomnością w odosobnieniu, współtowarzyszami jego niedoli są bowiem członkowie najbliższej rodziny. I właśnie gdy opowiada o relacjach rodzinnych, Bortne odsłania się najbardziej. W jednej retrospekcji znalazłem nawet odpowiedź na pytanie o to, dlaczego nie śpi. Ta opowieść – dedykowana również tym, którzy nigdy nie mierzyli się z problemem braku snu, uznając nocny odpoczynek za oczywisty element swojego życia – z rozdziału na rozdział staje się coraz bardziej niejednoznaczna, wychodząca coraz dalej poza sam główny problem. Jestem przekonany, że opowiadanie o swojej słabości jest jednocześnie skuteczną formą autoterapii innej niż wszystko, czego autor wcześniej próbował. Z jego opowieści wyłania się obraz człowieka w jakiś sposób niepełnego, ale jednocześnie jest to historia tego, że każdy deficyt może przynieść specyficzny ogląd samego siebie, a wraz z nim – lepsze poznanie i docenienie tego, kim się jest.
„Nie śpię” to książka o tym,
że sen może stać się największym życiowym pragnieniem, ale również specyficzną
obsesją. O tym, że z niedoborem snu można iść przez życie, jednak to życie
zawsze w jakiś sposób będzie ograniczone. O tym przede wszystkim, że zapominamy
zadbać o to, jak i kiedy śpimy. Stan, w którym spędzamy średnio jedną
trzecią naszego życia, wciąż domaga się uwagi, bo wciąż jest przemilczany albo
banalizowany. By docenić wagę czegoś istotnego, należy to stracić. Tylko że ta
narracja nie koncentruje się na takich truizmach. Oskarża rzeczywistość, dla
której sen staje się marginalną koniecznością, a nie dobrem organizmu. To
również książka, na której kartach poznamy wiele znanych osobowości walczących
o to, by spokojnie zasnąć. Jest to zatem w pewnej mierze solidna literatura
faktu na temat czegoś, czym świat z różnych powodów nie chce się zająć, ale
przede wszystkim odważna narracja o konfrontacjach z samym sobą. O tym, że
tęskni się za czymś, co w pewnym wymiarze odeszło na zawsze, a nie może dać
komfortu powrotu z jakichś konkretnych przyczyn. Warto je tu znaleźć i
zastanowić się nad tym, co jeszcze poza snem uznajemy za oczywistość, której
nie należą się uwaga i dbałość.
1 komentarz:
Brzmi niewiarygodnie.. Ja też spałam beznadziejnie, prawie wcale przez długi czas, jak głupia chodziłam po lekarzach, a pomogła zwykła wymiana materaca na materac piankowy. Jeśli ktoś z Was też ma takie problemy polecam Art Medic Visotherapy, mają świetne produkty
Prześlij komentarz