Wydawca: Czwarta Strona
Data wydania: 9 marca 2022
Liczba stron: 360
Oprawa: miękka
Cena det.: 42,90 zł
Tytuł recenzji: Milczenie i tajemnice
Trzecia powieść Anny Rozenberg wyjdzie naprzeciw wielbicielom jej cyklu, albowiem skoncentruje się na skomplikowanej tożsamości samego Davida Redferna, który w poprzednich powieściach dał się po prostu polubić za swą prawość i poczciwość, a teraz możemy przyjrzeć się temu, jak zaskakująco pokiereszowana jest biografia sympatycznego jamajskiego Szkota często robiącego dobrą minę do złej gry. „Wszyscy umarli” to zatem powieść, która skoncentruje się na rozjaśnianiu tego, co pozostawało enigmatyczne, bo zajmowaliśmy się śledzeniem, w jaki sposób Redfern rozwiązuje zagadki kryminalne. Tu też przyjdzie mu się zmierzyć z kolejną, ale najtrudniejszym przeciwnikiem będą jego demony sprzed lat. Rozenberg kieruje swojego bohatera ku kresowi czynnej służby policyjnej. Jednocześnie dopiero teraz zaznacza i punktuje, jak bardzo skomplikowało się życie mężczyzny od czasu, kiedy wstąpił do policji. Nie wiem, czy oczekujący rozwiązania zagadek z jego życia będą po tym tomie usatysfakcjonowani. Wiem natomiast, że autorka bardzo zadbała o to, by jej bohater stał się wiarygodną postacią z takimi rodzajami dylematów, w których pojawiają się sugestie tego, jaki się stał, ale także tego, jak ukształtowały go zbiegi okoliczności i dramaty utrat bliskich osób.
Bo jak wyraźnie wskazuje tytuł – ponownie po „Punktach zapalnych” świetnie dobrany i bardzo trafny – będzie to w dużej mierze opowieść o ludziach, którzy pozostawili swój ślad, odchodząc bezpowrotnie. Tutaj milczenie bądź niedopowiedzenia będą najważniejsze, a Anna Rosenberg, odsłaniając wnętrze Davida Redferna i angażując go w kolejną sprawę kryminalną, w bardzo udany sposób stworzy narrację o tych, którzy nie mogą już poświadczać prawdy ani obalać kłamstw. W świecie intryg i wieloznacznych sytuacji z przeszłości będziemy starali się zrozumieć zagadki wpływające na osobiste życie głównego bohatera, ale również na życie małomiasteczkowej społeczności skonfrontowanej z jednostką samotną i wyobcowaną. A może „całe życie nieszczęśliwą”, jak nazywa zabitego mężczyznę jedna z bohaterek.
W małych i spokojnych miasteczkach nic się nigdy nie dzieje. Do momentu, w którym wydarzy się coś, co będzie bramą do piekieł przemilczenia. Bo jednak działo się – i to dużo złego. Zło sankcjonowała specyficzna moralność, ale również skrywanie tego, co najbardziej wstydliwe – zawiści i zazdrości o drugiego człowieka. Ryzykowne jest sięganie po raz kolejny do motywu zmowy milczenia maleńkiej społeczności, jednak Rozenberg robi to umiejętnie. Nie będzie chodziło tylko o to, że ludzie sporo ukrywają, a niejednoznaczny stosunek do denata pokazuje, że fasadowa moralność i tak zwana swojskość małego miasteczka osadzone są na wielu różnego rodzaju kłamstwach. Od początku będziemy świadkami jakiegoś nietuzinkowego problemu lub konfliktu. Ofiara umierała jakby na raty. Wszystko wskazuje na to, że ktoś przyczynił się do agonii, a dołączył ktoś inny, kto pozbawił życia definitywnie. Albo tylko tak składają się elementy zagadkowej historii, w której skryją się rodzinne animozje i wstydliwe sprawy, lecz również historia pewnego podróżnika, a także motyw kolonialnych nierówności społecznych i rasowych. Wszystko zręcznie połączone w historię poszukiwania pewnego skarbu. „Wszyscy umarli” to doskonały literacki dowód na to, że milczące małe miasteczko jest wciąż dobrym punktem wyjścia do stworzenia frapującej fabuły kryminalnej. Zwłaszcza kiedy autorka potrafi zadbać o szczegóły i nie koncentruje się tylko na fasadowej intrydze kryminalnej.
Symultanicznie toczyć się będą zdarzenia pozornie ze sobą niezwiązane, ale też niezwiązane naprawdę. Wszystkie będą bezpośrednio dotykać Davida Redferna. Zmarli będą mieć duże znaczenie w rozwiązywaniu zagadki morderstwa ekscentrycznego wielbiciela koni. Oni także będą kształtować światopogląd, wrażliwość i poczucie osaczenia narastające w detektywie, który mierzy się z najtrudniejszą zagadką – śmierci przyjaciela, największej traumy, sprawy skrywającej w sobie zaskakująco wiele znaków zapytania. Kim jest zawodowo Redfern, widzimy tu bardzo wyraźnie. U progu emerytury policyjnej staje się jednak enigmatyczny jako człowiek w cywilu. Rozpaczliwie próbujący zrozumieć, co stało się z człowiekiem, który stracił zmysły, i w jaki sposób zagadka ostatnich chwil jego życia łączy się z okrucieństwem sprawy z „Punktów zapalnych”, której echa powracają w tej powieści i rzutują na działanie głównego bohatera.
Bardzo ciekawe jest to, w jaki sposób Anna Rozenberg już właściwie trzeci raz konsekwentnie kreśli pewne nieoczywiste, lecz niezwykle istotne zależności między przeszłością ludzi martwych a teraźniejszością, w której podąża się ich śladami i czasem te ślady zaciera. Ten tom perypetii Davida Redferna jest w szczególny sposób zatrzymany w czasie. Nie chodzi tylko o to, że akcja jest mniej dynamiczna niż w poprzednich powieściach, bo to jest oczywista konsekwencja tego, co naprawdę ważne. A ważne jest zwracanie uwagi na melancholię, którą pozostawia po sobie czyjaś śmierć, i o niemożność wyjścia poza nią. To narracja o tym, że bezkompromisowa śmierć może być powodem diametralnych zmian w tych, którzy przeżyli, jak również może ich boleśnie doświadczyć. Zdegradować. Zdeprecjonować. Uczynić niewolnikami smutku i melancholii właśnie. Bohaterowie wszystkich powieści Rozenberg musieli radzić sobie z balastem wspomnień, ale tutaj do uniesienia jest to, co nieuniknione i najtrudniejsze do niesienia przez życie – świadomość, że zmarli nie zabiorą już głosu w żadnej sprawie, choćby dotykała ich najmocniej i choćby była to sprawa specyficznego naznaczenia przez śmierć tych, którzy muszą żyć wbrew temu, co czują zderzeni z bezpowrotnym odejściem.
W małej miejscowości, w której
rozgrywa się akcja tej powieści, ktoś zabrał do grobu tajemnice. Ktoś jest
odpowiedzialny za to, by nigdy nie ujrzały światła dziennego, a ktoś
zdeterminowany, aby ujawnić prawdę za nieżyjących. W umyśle Redferna toczy się
coś innego: walka z bezradnością w wykonaniu człowieka, który nigdy nikomu nie
pokazuje, że jest bezradny. Wspomnienia o zmarłych stają się tu dręczące
jeszcze bardziej, bo powracają intensywnie, a całość dotychczasowych doświadczeń
bohatera – opisanych w dwóch poprzednich tomach – składa się tu w zaskakująco
mroczną całość. I szereg kolejnych pytań, na które trudno znaleźć odpowiedzi. A
kiedy myślimy, że w tej przestrzeni umieszczonej między
śmiercią a życiem podporządkowanym odsłanianiu zagadek śmierci nie będzie już
nic innego, Rozenberg zaproponuje nam co najmniej zaskakujące zamknięcie tego
tomu. „Wszyscy umarli” to bardzo kameralna powieść o tym, że żyje się
samotnie i samotnie umiera. O tym, że milczenie wynikać może z wyobcowania oraz
bezradności. Również o tym, że czasem obowiązkiem moralnym jest zabranie głosu
za zmarłych, a także stawanie w obronie ich dobrego imienia. Mroczna
powieść o nieoczywistych relacjach rodzinnych rozpisana na kilka rodzin i
nieszczęście każdej z nich. Jestem bardzo ciekaw kontynuacji z takim
zamknięciem, jakie proponuje tym razem Anna Rozenberg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz