Najnowszą publikację Beaty Pawlikowskiej można traktować jak poradnik. Taki, który najpierw opisuje życie i jego pełnię, a potem szuka odpowiedzi na pytanie, dlaczego cywilizacja zachodnia nie potrafi tej pełni przeżywać, następnie zaś – w dowcipnej formie opowieści o naszej cywilizacji od czasów Adama i Ewy – wyjaśnia, co się po drodze stało, że pierwotny człowiek znał swoją wartość i rozumiał miejsce w świecie, a współczesny tworzy sobie tylko iluzję tego, kim jest i jak wygląda ten świat.
Pawlikowska, znana podróżniczka, jest autorem wiarygodnym. Doświadczała i przeżywała tak wiele, że nie sposób tego opisać. Na każdym kontynencie, pod każdą szerokością geograficzną, dosłownie wszędzie wychodziła na spotkanie drugiego człowieka z ciekawością, szacunkiem i ufnością. Te trzy cechy dostrzec można także w jej pisaniu. Wciąż ciekawa świata, szanująca wszelkie inności i ufająca temu, że koniec świata – bo przecież głównie o nim ma być ta książka – może nie nastąpić, jeżeli po prostu choć trochę zmienimy siebie.
Autorka wychodzi od specyficznie rozumianego pojęcia prawdy. „Wszędzie szukałam Prawdy. Uniwersalnej prawdy o nas, ludziach. Szukałam rzeczy, które najlepiej nas określają, ale także takich, które stanowią niepodważalną wartość”. Podczas tej wędrówki dręczyło ją także pytanie o kształt współczesnego świata. Pawlikowska pyta: „Czy nasz świat jest okrutnym chaosem rządzonym przez szalone przypadki?”. Będzie się starała opowiedzieć zarówno o tym, co tak naprawdę jest poszukiwaną prawdą, jak i wskazać, w którym momencie do świata mógł wedrzeć się chaos i w jaki sposób nad nim zapanować.
Beata Pawlikowska to kobieta o niespotykanej, ogromnej empatii. To właśnie otwarcie się na innych spowodowało, że umiała wielokrotnie zaglądać w głąb samej siebie. Rozumiejąc innych, rozumiała to, kim jest. Bardzo często potrzebny do tego był kontakt z człowiekiem skrajnie odmiennym – amazońskim Indianinem, mieszkańcem jurty, oderwanym od cywilizacji Aborygenem czy hinduistycznym mędrcem. Te spotkania uświadamiały autorce, że nie sposób objąć rozumem skomplikowanej struktury świata, a tym samym tego, czym jest życie spełnione i radosne.
Książka nie opowiada o podróżach, chociaż można poznać kilka dróg, po których Pawlikowska błąkała się z plecakiem. To opowieść, która powstała z ruchu, ale opowiada o czymś naprawdę stałym. O sensie życia i zadowolenia z roli, jaką to życie nam przydzieliło. „Kiedy musisz walczyć z życiem, to znaczy, że obrałeś złą drogę i wcale nie jesteś tym, kim powinieneś być”. Walka taka charakteryzuje generalnie cywilizacje rozwinięte, w których człowiek – zamiast cieszyć się tym, co ma i co osiągnął – bezustannie dąży do ideałów, które nie mają wiele wspólnego z tym, co go otacza oraz do gromadzenia dóbr, które zastąpić mają spokój wynikający ze zrozumienia własnych emocji.
O tym, jak nie radzimy sobie z emocjami i o mechanizmach różnego rodzaju uzależnień, którymi rekompensujemy sobie frustracje oraz lęki, Pawlikowska pisze albo śmiertelnie poważnie, albo też – tu wracam do historii Adama, Ewy i dalszej ludzkości – wykorzystuje specyficzne poczucie humoru, by o rzeczach w gruncie rzeczy okrutnych i smutnych opowiadać z uśmiechem i z pewnym dystansem.
„My, ludzie XXI wieku zachodniej cywilizacji, żyjemy w stanie iluzji stworzonej przez nasze uzależnione umysły”. Ta książka wskaże, jak tworzymy iluzje i zwróci uwagę na niebezpieczeństwo uzależnień. Opowie o toczonej przez nas walce z samymi sobą, w której świat jest złowrogą areną, skąd nie można uzyskać żadnej pomocy. Pawlikowska sprytnie poprowadzi nas zarówno przez historię ludzkości, jak i przez mądrości fizyki kwantowej, by dojść ostatecznie do sformułowania istoty tytułowej teorii bezwzględności.
Człowiek latami odgradzał się od matki, którą jest świat natury. Nieświadomy swej ułomności, udowadniał jej, iż nad wszystkim potrafi panować. Pawlikowska opowiada o tym, czym naprawdę jest umiejętność panowania nad sobą. To, jacy jesteśmy i jacy się stajemy nie zależy tylko od nas samych, ale gdybyśmy zrozumieli, jak wiele możemy zmienić siłą własnej woli, stanęlibyśmy w zdumieniu i z otwartymi ustami…
Pawlikowska nie może zrozumieć, dlaczego ludzie akceptują fałsz i manipulacje. Dlaczego podążają drogą wytyczaną przez innych, a nie tą, którą chcieliby sami podążać. Okrutny obraz takiego świata, w którym konsumpcja i posiadanie eliminują świat emocji i przeżyć konfrontowany jest np. z puszczą amazońską, czyli miejscem, gdzie zupełnie inny świat wartości daje ludziom wszystko to, czego cywilizacja nie jest w stanie oferować uciekającym od samych siebie.
Ciekawa, mądra i warta poznania opowieść. Chwilami sprawia wrażenie wtórnej wobec tego, co zostało już napisane i powiedziane o istocie ludzkości, niemniej jednak ważna, bo przypominająca wszystko to, o czym łatwo zapomnieć. Historia o więzach z tym, co nas otacza. O ich zrywaniu i konsekwencjach takiego działania. Książka nawiązująca wreszcie do kalendarza Majów i interpretująca przesłanki o końcu świata. Skończyć powinno się wszystko to, co złe dla człowieka. Ale zamiast strachu przed apokalipsą lepsza będzie mądra refleksja o tym, jak się żyje.
Wydawnictwo G+J, 2012
Pawlikowska, znana podróżniczka, jest autorem wiarygodnym. Doświadczała i przeżywała tak wiele, że nie sposób tego opisać. Na każdym kontynencie, pod każdą szerokością geograficzną, dosłownie wszędzie wychodziła na spotkanie drugiego człowieka z ciekawością, szacunkiem i ufnością. Te trzy cechy dostrzec można także w jej pisaniu. Wciąż ciekawa świata, szanująca wszelkie inności i ufająca temu, że koniec świata – bo przecież głównie o nim ma być ta książka – może nie nastąpić, jeżeli po prostu choć trochę zmienimy siebie.
Autorka wychodzi od specyficznie rozumianego pojęcia prawdy. „Wszędzie szukałam Prawdy. Uniwersalnej prawdy o nas, ludziach. Szukałam rzeczy, które najlepiej nas określają, ale także takich, które stanowią niepodważalną wartość”. Podczas tej wędrówki dręczyło ją także pytanie o kształt współczesnego świata. Pawlikowska pyta: „Czy nasz świat jest okrutnym chaosem rządzonym przez szalone przypadki?”. Będzie się starała opowiedzieć zarówno o tym, co tak naprawdę jest poszukiwaną prawdą, jak i wskazać, w którym momencie do świata mógł wedrzeć się chaos i w jaki sposób nad nim zapanować.
Beata Pawlikowska to kobieta o niespotykanej, ogromnej empatii. To właśnie otwarcie się na innych spowodowało, że umiała wielokrotnie zaglądać w głąb samej siebie. Rozumiejąc innych, rozumiała to, kim jest. Bardzo często potrzebny do tego był kontakt z człowiekiem skrajnie odmiennym – amazońskim Indianinem, mieszkańcem jurty, oderwanym od cywilizacji Aborygenem czy hinduistycznym mędrcem. Te spotkania uświadamiały autorce, że nie sposób objąć rozumem skomplikowanej struktury świata, a tym samym tego, czym jest życie spełnione i radosne.
Książka nie opowiada o podróżach, chociaż można poznać kilka dróg, po których Pawlikowska błąkała się z plecakiem. To opowieść, która powstała z ruchu, ale opowiada o czymś naprawdę stałym. O sensie życia i zadowolenia z roli, jaką to życie nam przydzieliło. „Kiedy musisz walczyć z życiem, to znaczy, że obrałeś złą drogę i wcale nie jesteś tym, kim powinieneś być”. Walka taka charakteryzuje generalnie cywilizacje rozwinięte, w których człowiek – zamiast cieszyć się tym, co ma i co osiągnął – bezustannie dąży do ideałów, które nie mają wiele wspólnego z tym, co go otacza oraz do gromadzenia dóbr, które zastąpić mają spokój wynikający ze zrozumienia własnych emocji.
O tym, jak nie radzimy sobie z emocjami i o mechanizmach różnego rodzaju uzależnień, którymi rekompensujemy sobie frustracje oraz lęki, Pawlikowska pisze albo śmiertelnie poważnie, albo też – tu wracam do historii Adama, Ewy i dalszej ludzkości – wykorzystuje specyficzne poczucie humoru, by o rzeczach w gruncie rzeczy okrutnych i smutnych opowiadać z uśmiechem i z pewnym dystansem.
„My, ludzie XXI wieku zachodniej cywilizacji, żyjemy w stanie iluzji stworzonej przez nasze uzależnione umysły”. Ta książka wskaże, jak tworzymy iluzje i zwróci uwagę na niebezpieczeństwo uzależnień. Opowie o toczonej przez nas walce z samymi sobą, w której świat jest złowrogą areną, skąd nie można uzyskać żadnej pomocy. Pawlikowska sprytnie poprowadzi nas zarówno przez historię ludzkości, jak i przez mądrości fizyki kwantowej, by dojść ostatecznie do sformułowania istoty tytułowej teorii bezwzględności.
Człowiek latami odgradzał się od matki, którą jest świat natury. Nieświadomy swej ułomności, udowadniał jej, iż nad wszystkim potrafi panować. Pawlikowska opowiada o tym, czym naprawdę jest umiejętność panowania nad sobą. To, jacy jesteśmy i jacy się stajemy nie zależy tylko od nas samych, ale gdybyśmy zrozumieli, jak wiele możemy zmienić siłą własnej woli, stanęlibyśmy w zdumieniu i z otwartymi ustami…
Pawlikowska nie może zrozumieć, dlaczego ludzie akceptują fałsz i manipulacje. Dlaczego podążają drogą wytyczaną przez innych, a nie tą, którą chcieliby sami podążać. Okrutny obraz takiego świata, w którym konsumpcja i posiadanie eliminują świat emocji i przeżyć konfrontowany jest np. z puszczą amazońską, czyli miejscem, gdzie zupełnie inny świat wartości daje ludziom wszystko to, czego cywilizacja nie jest w stanie oferować uciekającym od samych siebie.
Ciekawa, mądra i warta poznania opowieść. Chwilami sprawia wrażenie wtórnej wobec tego, co zostało już napisane i powiedziane o istocie ludzkości, niemniej jednak ważna, bo przypominająca wszystko to, o czym łatwo zapomnieć. Historia o więzach z tym, co nas otacza. O ich zrywaniu i konsekwencjach takiego działania. Książka nawiązująca wreszcie do kalendarza Majów i interpretująca przesłanki o końcu świata. Skończyć powinno się wszystko to, co złe dla człowieka. Ale zamiast strachu przed apokalipsą lepsza będzie mądra refleksja o tym, jak się żyje.
Wydawnictwo G+J, 2012
9 komentarzy:
Nie jestem przekonana, czy to odpowiednia osoba do pisania poradników. Z mojego czytelniczego doświadczenia wynika, że ma irytujący zwyczaj wypowiadania oczywistości tonem odkrywcy. Ja się czułam traktowana jak dziecko albo, za przeproszeniem, przygłup.
A ja bardzo lubie Pawlikowskiej serie o zyciu. Wprawdzie Ksiazkozur ma troche racji, czasami wypowiada oczywistosci tonem odkrywcy - ale gdybym dostala te ksiazki na urodziny jako nastolatka, nie musialabym przez nastepne lata wywazac wielu otwartych drzwi. A "Teorie bezwzglednosci" juz kliknelam na allegro ;-)).
Lubie kobietę, regularnie słucham jej audycji, więc książką tym bardziej nie pogardzę :).
Sama okladka odstrecza - ta Pani musi siebie bardzo lubic
Książkozaurze, może i bywa irytująca, ale prawdy, o jakich pisze, warto powtarzać.
Czas-odnaleziony, życzę przyjemnej lektury!
Natula, także chętnie słucham Pawlikowskiej w Radiu Zet; niedziele czyni przyjemniejszymi :)
krysia
Doczytałam książkę do połowy i dalej nie dałam rady właśnie z powodu tego co zaznaczył książkozaur. Być może nastolatkom lepiej by się czytało. Również irytuje mnie ton odkrywcy rzeczy oczywistych. Wierzę w bagaż doświadczeń autorki i wierzę, że można być szczęśliwszym w świecie natury niż skomplikowanej nastawionej na zysk cywilizacji..ale jest to na tyle oczywiste, że można by napisać krotki ciekawy esej..nie polecam
krysia
Doczytałam książkę do połowy i dalej nie dałam rady właśnie z powodu tego co zaznaczył książkozaur. Być może nastolatkom lepiej by się czytało. Również irytuje mnie ton odkrywcy rzeczy oczywistych. Wierzę w bagaż doświadczeń autorki i wierzę, że można być szczęśliwszym w świecie natury niż skomplikowanej nastawionej na zysk cywilizacji..ale jest to na tyle oczywiste, że można by napisać krotki ciekawy esej..nie polecam
"Ta pani musi siebie bardzo lubic" - to źle? To bardzo dobrze!
"Ta pani musi siebie bardzo lubic" - to źle? To bardzo dobrze!
Prześlij komentarz