Wydawca: Czarna
Owca
Data wydania: 19 czerwca 2013
Liczba stron: 752
Tłumacz: A. Mitraszewska, N.
Dzierżawska
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 44,90 zł
Tytuł recenzji: Architektura serc
Takich powieści już się w
dzisiejszych czasach nie pisze. Takie opowieści trącą nadętym sentymentalizmem
albo naznaczają się archaiczną tematyką, bo przecież o drugiej wojnie światowej
napisano już wszystko, a o miłości na przekór wojnie tym bardziej.
„Niewidzialny most” to jednak warta uwagi książka nie tylko dlatego, że
zestawia ze sobą rzeczywistość przedwojenną i koszmar przetrwania w wojennej
zawierusze. To specyficzne świadectwo wielkiej wrażliwości amerykańskiej
pisarki, która – niczym nastolatka z epilogu książki – chce zrozumieć to, co
niepojęte i niezrozumiałe. Nadać temu wagi swymi słowami, ożywić przeszłość i
duchy tych, dla których życie skończyło się zdecydowanie za wcześnie i którym
nie było dane przejść na drugą stronę niewidzialnego mostu, jaki buduje w
sercach niezwykła para – młody węgierski student architektury i starsza od
niego o dziewięć lat francuska nauczycielka baletu skrywająca w sobie bolesną
tajemnicę i wiele niezabliźnionych nigdy ran.
Julie Orringer z epickim
rozmachem penetruje czas i zdarzenia, do których sama docierała tak, jak jej
bohaterowie docierają do świadomości tego, po co i dla kogo są naprawdę oraz
kim się staną, a kim mogliby być. Niespiesznie snuta opowieść obejmuje lata tuż
przed wybuchem drugiej wojny światowej i czas po niej, kiedy przewartościowano
wszelkie idee i kiedy świat musiał zacząć żyć na nowo po czymś, co było
świadectwem hańby człowieczeństwa w ogóle. „Niewidzialny most” traktuje o wielu
wciąż wdzięcznych literacko dylematach. To książka o miłości ponad wszystkim,
ale przecież nie tylko miłość jest tu eksponowana. To historia wielkich
nadziei, które nijak mają się do rozsądku i wbrew niemu pozwalają na to, by
przetrwać najtrudniejsze chwile. To także poruszająca opowieść o desperacji, w
której podejmujemy często irracjonalne kroki i wiodą nas one tam, gdzie pewnie
byśmy się nie widzieli. Historia dwóch węgierskich rodzin, które łączą się ze
sobą, by wspólnie przeżyć wojenne piekło i by dać z siebie wszystko dla tych,
co kochają, gotowi są do kompromisów, wspólnie planują przyszłość i potrafią
się szanować. Orringer napisała także mroczną, gorzką i przejmującą swym
okrutnym realizmem powieść o utratach, na jakie nigdy nie jesteśmy gotowi i o
świecie, który stać się może piekłem, jakiego człowiek nie mógłby się
spodziewać.
Andras Lévi, prosty
węgierski chłopak z równin – Hajdú – otrzymuje niezwykłą szansę od losu. W 1937
roku pakuje się i wyjeżdża do Paryża, gdzie dzięki stypendium będzie mógł
studiować architekturę. Ten ufny i prostolinijny dżentelmen zgadza się
wyświadczyć pewną przysługę, przewożąc z Budapesztu paczkę oraz list. Paczka
trafia do Józsefa Hásza, utracjusza i libertyna, który wykorzystuje to, iż może
prowadzić awangardowe życie towarzyskie w Paryżu, lekkomyślnie podchodząc do
tego, co przyniesie los. Andras widzi w nim kogoś innego niż postać, jaką
kreśliła jego matka, obiecując, iż József zajmie się nim po przyjeździe do
francuskiej stolicy. Tymczasem pomaga mu ktoś inny, a jest to jadący tym samym
pociągiem do Paryża Zoltán Novak. Kiedy okaże się, że z powodu żydowskiego pochodzenia
Andrasa jego stypendium zostanie wstrzymane, to Novak zaoferuje mu pracę, by
mógł nadal studiować i wierzyć w swe architektoniczne wizje, tworzyć
nowatorskie projekty, ufać losowi mimo przeszkód i … zakochać się, szaleńczo i
bez pamięci w kimś, kogo poznawanie będzie wymagało od niego, by dojrzał
szybciej niż by chciał. Wspomniani mężczyźni odegrają w dalszym życiu Andrasa
znaczącą rolę i nikt nie podejrzewałby, że ich losy tak dramatycznie i zupełnie
nieprzewidywalnie połączą się zbiegiem wielu okoliczności, wokół których
Orringer snuć będzie dalej swą wielowątkową opowieść.
Paryska rzeczywistość
przedwojenna zarysowana jest dokładnie i dużą dbałością o szczegóły. Chłonie
się atmosferę miasta, uczestniczy w miłosnych podbojach Andrasa, poznaje jego
znajomych, cierpi wraz z nim i raduje tym, czego może do końca nie rozumie, ale
w co wierzy tak, jak wierzy w przyszłość z Claire Morgenstein, bo to do niej
adresowany jest list, jaki przewozi z Węgier. Długo znajdujemy się w świecie
przeżyć głównego bohatera i wraz z budzącym się do życia uczuciem w jego sercu jesteśmy
świadkami niepokojących znaków, które wieszczą potworności, jakich zakochani i
ich znajomi nie mogą przeczuwać.
Bo to jest też u Orringer
zasadniczym walorem powieści – my wiemy, co może czekać tych, dla których czas
w Paryżu prawie się zatrzymał. Wiemy, czego mogą się spodziewać, gdy zmuszeni
zostaną do powrotu (Claire, Novak, Hász – wszyscy są Węgrami). Zdajemy sobie
sprawę z tego, co zapoczątkuje rok 1939. Oni tymczasem nie są tego świadomi. Z
naiwnością, a może po prostu z naiwną wiarą w lepszą przyszłość pozwalają swej
teraźniejszości być czasem bezpieczeństwa i swobody. Wszyscy przewartościują
swoje poglądy, postawy i zapatrywania, kiedy świat wokół zmieni się nie do
poznania. Uczestniczymy w powrotach do Budapesztu, bezgłośnie krzycząc, by
zawracali, bo nie wiedzą, co ich czeka. Nie wiedzą. Nie mają pojęcia o tym,
czym jest życie, czym jest walka o nie i nigdy nie przewidywaliby, jakie
dramaty czekają na każdego z nich z osobna. Czy rozkwitająca miłość, borykająca
się z trudnościami i wiecznym niespełnieniem, da siłę do tego, by przetrwać w
piekle?
W jaki sposób wojna wpłynie
na losy trzech braci? Przecież „Niewidzialny most” to także historia
braterskiej więzi, która wystawiona będzie na próbę. Andras wierzy w to, że
będzie architektem. Starszy Tibor od lat oszczędzał, by podjąć we Włoszech
studia medyczne. Najmłodszy Mátyás trochę im zazdrości, ale jego niepokorna
dusza każe mu tańczyć, stepować i wierzyć w to, iż kiedyś swym witalizmem
zarazi innych, wiodąc artystyczny żywot. Kogo wojna oszczędzi, a komu nie da
spełnić swych marzeń? Bliska relacja między braćmi Lévi ukazana jest
wieloaspektowo; każdy z nich jest inny, ma inne priorytety, inny jest jego
świat marzeń i pragnień. Więź, która łączy braci, wydaje się nie tyle głęboka,
co przede wszystkim wzmocniona tym, w jaki sposób i przez kogo zostali
wychowani. Nad każdym z nich coraz wyraźniej wisi stygmat bycia Żydem. Nie
tylko nad nimi. Wielu skazanych na życie w wojennej zawierusze bohaterów Orringer
jest nie tyle naznaczonych mimo woli, co w pełni świadomych tego, w jaki sposób
judaizm konstytuuje ich samych. Bez względu na czas i okoliczności.
Od momentu, w którym
zafascynowany Andras śledzi aktorów w Węgierskiej Operze Królewskiej, do
momentu, gdy wspomniana już nastolatka próbuje zadać trudne pytania o
przeszłość, Orringer ustawicznie stopniuje napięcie, kierując czytelniczą uwagę
na wzajemne relacje bohaterów. Iskrzy między nimi tak, iż chwilami można
zapomnieć, ku czemu zmierzają, kiedy widać, jak spalają się w swych żądzach.
Autorka buduje atmosferę napierającej zewsząd grozy; opowiada o miłości na
przekór tej grozie i o silnych relacjach, których nie zniszczy bombardowanie,
obóz pracy, głód, wysiedlanie, getto… „Niewidzialny most” to historia o
architekturze serca; o przywiązaniu, wierze i nadziei w czasach, kiedy
przywiązywać się nie można, wiara jest naiwna, a nadzieja ginie gdzieś między
uderzeniem jednej bomby a drugiej i gdzieś w świecie, który traci nadzieję na
to, iż będzie na nim cokolwiek. Nie tylko miłość.
Trudno orzec, co jest
bardziej ponure – przedwojenna Europa czy kontynent płonący w wojennym ogniu.
Trudno także dostrzec moment, w którym na przekór temu, miłość i bliskość
potrafią stawić czoła każdemu odcieniowi tego, co ponure w świecie. Takie
książki nadal powinno się czytać. Pokazują, ile można ocalić w sercu, gdy
nieludzkie staje się samo życie. Pokazują też, jak wiele cierpienia znieść może
człowiek, dla którego miłość jest antidotum na doświadczane zło. Poruszająca
powieść, doskonale skonstruowana fabuła i świadomość przemierzania drogi. Po
niewidzialnym moście.
1 komentarz:
Skończyłem czytać dziś książkę, ale nadal w głowie mam pytanie "Czym jest ten niewidzialny most?". Tylko bez "każdy interpretuje inaczej" - bo to oczywiste, alenie mam tak jakby nawet na czym się zawiesić. Był ten sen Adrasa o niewidzialnym moście, ale nie do końca rozumiem jego przesłania w kontekście całej książki. Pomocy
Maks
Prześlij komentarz