2015-06-03

"Świadek" Robert Rient

Wydawca: Dowody na Istnienie

Data wydania: 13 maja 2015

Liczba stron: 180

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39 zł

Tytuł recenzji: W swojej sprawie

Tego rodzaju książki czyta się z mnogością emocji. Może dominować współczucie albo złość. Autor z pewnością nie oczekuje tego pierwszego, ale chce wyjść naprzeciw tym wszystkim, którzy w Polsce z braku odwagi albo wewnętrznego przekonania wiodą podwójne życie w opresyjnej rzeczywistości, dla której trzeba się poświęcić, udając. Historia Roberta Rienta to opowieść o determinacji i sile. O walce z ograniczeniami, z samym sobą i o samego siebie. "Świadek" to nowy typ literatury nazywany autoreportażem. W wersji popkulturowej nie jest on chyba niczym nowym, ale bzdurne opowieści o swych żywotach, jakie mnożą celebryci, to historie miałkie w porównaniu z opowieścią Rienta. Odważna proza, która rozlicza hermetyczny świat wyznawców Jehowy z wybiórczego miłosierdzia, braku empatii, zamkniętych struktur i opresyjności absurdu, który nakazuje żyć ze świadomością rychłej eksterminacji. Armagedon wyznawców wciąż nie nadchodzi. Autor przeżył swój własny. Pożegnał Łukasza, by zmartwychwstać jako Robert. Nie ma w tym niczego mistycznego. To jedynie przejaw walki wygranej dzięki wierze w siebie i pewności nowego "ja". "Świadek" to reportaż o przemianie i rozliczenie z przeszłością, która nie oferowała niczego poza lękiem i frustracjami.

Narrator wspomina: "Miałem być dziewczynką, Martą, albo chociaż psem, czego życzył sobie mój starszy brat". Przyszedł na świat w rodzinie, w której wiara determinowała wszystko. Czytelny i symboliczny obraz ucieczki z płonącego domu nakreślony na wstępie to świetna metafora walki o siebie, podczas której w ogniu namiętności zgasić trzeba było fundamenty stworzone przez wspólnotę religijną, budując życie na nowo. Cała młodość naznaczona była stygmatem inności. Już od wczesnych lat szkolnych, kiedy Łukasz nie śpiewał hymnu i nie częstował się urodzinowymi cukierkami od rówieśników. Rient sygnalizuje ważne etapy na drodze poznawania samego siebie - swojej seksualności, sfery pragnień, rozziewu między oczekiwaniami wobec życia a nakazami wspólnoty decydującej za niego już na starcie. Pojawiają się przyjaźnie, wobec których trzeba być czujnym. Masturbacja wywołująca obrzydzenie i nienawiść do ciała. Homoseksualne doświadczenia, które u rodziny wzbudzą większe potępienie niż bycie mordercą. Przede wszystkim witalizm okupiony wstydem i poczuciem bycia kimś gorszym, stygmatyzowanym przez otoczenie, w niezrozumiałej rzeczywistości. Myśli samobójcze, eksperymenty z używkami. Kompulsywna bliskość z kobietami i porzucenia przez nie. Podążanie swoją drogą i spustoszenie, jakie czyni w młodej psychice nakaz w konfrontacji z osobistymi pragnieniami. Łukasz opisywany jest jakby z dystansu, bo Robert nie ma już do niego dostępu. Stara się analizować poczynania Łukasza w sposób metodyczny, ale i niespójny. Nic bowiem w życiu tamtego nie miało nakreślonych konturów i wyrazistości, bo każde działanie było rozpaczliwą próbą uwolnienia się od wpływu Jehowy, którego w końcu trzeba było uśmiercić w sobie.

Rient bardzo dokładnie przedstawia struktury wspólnoty o cechach charakteryzujących zwyczajną sektę, gdzie izolacja w poglądach i myśleniu jest tak okrutnie przerażająca, że doprowadza do sankcjonowania życiowych tragedii i osobistych dramatów niegodzących się z licznymi nakazanymi. Świadkowie Jehowy wciąż muszą zdawać egzaminy z wiary, a ich najważniejszą misją jest głoszenie prawdy, zdobywanie nowych wyznawców i dyskusje, podczas których nie potrafią słuchać, a jedynie oceniają. Łukasz bardzo długo wierzy w słuszność swoich poczynań. Jest pionierem, prężnym działaczem, krzewi prawdziwą wiarę, jest oddany wspólnocie. Ta wspólnota dokonuje samowolnych odczytań Biblii, manipulując świadomością, sterując lękiem i wzmacniając strach przed wykluczeniem. Kiedy widzimy, jak bardzo temu wszystkiemu wierzy młody człowiek z dramatyczną chęcią życia po swojemu, dostrzegamy nie tyle niebezpieczeństwo, ile przede wszystkim zło działalności sankcjonowanej przez międzynarodową siatkę stowarzyszeń i organizacji.

Poczucie winy, wyrzuty sumienia, wieczne zagubienie, niezdolność do odczuwania świata po swojemu. W tej matni Łukasz musi dokonać wyborów ostatecznych. "Świadek" pokazuje wiele mrocznych tajemnic opresyjnej wspólnoty, ale i kilka psychologicznych mechanizmów utrzymujących porządek, karność i dyscyplinę. Wszystko po kolei musi przełamać Łukasz, by stać się Robertem, uwolnionym od ciężarów i zwolnionym z obowiązku tłumaczenia się ze swojego życiorysu.

Mógł zabić siebie lub kogoś, oszaleć albo zachorować. Podjął wyzwanie i postanowił stworzyć sobie nową tożsamość. To książka obrazująca kolejne kroki ku prawdziwej wolności. Ukazująca odwagę samostanowienia. Jednocześnie dramatycznie oddaje wieloaspektową samotność, z którą na różnych etapach życia trzeba sobie było radzić na kilka możliwych sposobów. Czyta się "Świadka" z nieustającym zdumieniem, bo stwierdza się z lękiem, jak wiele odmiennych obrazów rzeczywistości stworzyć mogą manipulacje. Walka nie jest przecież zakończona, a zwycięstwo jeszcze nie cieszy tak bardzo. Dowodem na to, że proces metamorfozy trwa, jest przede wszystkim ta książka. Jej pisanie było z pewnością dodatkową formą terapii, a dla nas to żywe świadectwo możliwości, jakie daje życie, a z których tak często nie mamy odwagi skorzystać.

Łukasz Zamilski decydował się na różne ucieczki od samego siebie. Przed dorosłością krył się w Nibylandii. Sporo pisał, komunikował się z samym sobą z pewnym dystansem. Wciąż naiwnie wierzył, że wewnętrzną wolność można realizować w ramach nakazów wspólnoty. Pożegnał się z domem na kilka możliwych sposobów. Ogień z introdukcji symbolizuje pożegnanie ostateczne. Sam autor tylko wie, czy Robert będzie w stanie wspominać Łukasza jedynie z sentymentem. Droga przemiany okupiona niewyobrażalnym cierpieniem duchowym pozwoliła stworzyć przejmującą narrację o sobie samym, którego od pewnego czasu trzeba uczyć się na nowo, a nie jest to zadanie łatwe. "Świadek" dotyka problemu izolacji wewnątrz pewnej struktury. Tkwi w nim także sugestia, że człowiek walczący o własną tożsamość na każdym etapie życia musi pozostać tylko sam ze sobą. Nie można się odnaleźć wśród gotowych recept na życie. Nie ma możliwości, by żyć świadomie, nie będąc świadkiem własnej samotności i siły, której wielu może tylko zazdrościć.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dzięki za wpis. Faktycznie, dobry świadek to bardzo często klucz do wygrania rozprawy... Kluczową rolę w wypadku naszej sprawy odegrała Kancelaria adwokacka".

Anonimowy pisze...

Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

Unknown pisze...

Dziś usłyszałem cudowne słowa w radiu...zainteresowałem się Jego Twórczością. ... Jutro zakupie książki...ileż z Nich płynie mądrości. Super artykuł.