2020-02-14

„Niegrzeczne. Historie dzieci z ADHD, autyzmem i zespołem Aspergera” Jacek Hołub


Wydawca: Czarne

Data wydania: 22 stycznia 2020

Liczba stron: 232 

Oprawa: twarda

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Festiwal pretensji

Poprzedni reportaż Jacka Hołuba, „Żeby umarło przede mną”, bardzo mną wstrząsnął. W przypadku tego nowego również jest mowa o wstrząsie, ale innego rodzaju. O ile opowieści o bezradnych i walczących matkach osób niepełnosprawnych były dla mnie słuszne oraz zasadne ze społecznego punktu widzenia, bo o takich sprawach powinno wiedzieć jak najwięcej osób, o tyle pomysł na książkę o dzieciach z deficytami rozwojowymi mocno tu zaszwankował. Dlaczego? Odnoszę wrażenie, że ten reportaż nie ma jakiegoś czytelnika docelowego. Doskonale wiadomo, z jakiego powodu powstał, ale trudno określić, kto ma go czytać. Jest spisaną kroniką wzajemnych oskarżeń, wyrażania frustracji, mówienia o bezradności. To książka, która ma pokazać, jak zachowują się społeczeństwo, szkoły i różne instytucje wobec problemu inności dziecka. Wynika z niej, że tak naprawdę wszystko jest w kryzysie. I nie ma sugestii żadnej rady, by zmienić ten stan rzeczy. Hołub jest uważnym słuchaczem, ale „Niegrzeczne” w swojej konstrukcji to spis lamentów, gdzie każdy rozmówca okopany jest w sferze własnych problemów, z którymi nikt tak naprawdę mu nie pomoże się uporać. Efekt jest taki, że matki dzieci wskazanych w tytule narzekają na instytucje, instytucje narzekają na matki, rodzice opisywanych dzieci atakują także siebie wzajemnie, a inni rozmówcy starają się albo dystansować, dając dobre rady, które nikomu nie będą przydatne, albo pokazywać, że z opisywanymi problemami radzą sobie doskonale.


Wychodzi z tego bardzo męczący zbiór rozmów opowiadających o tym, jak samotni i rozżaleni są ludzie wokół dzieci z autyzmem, aspergerem, ADHD. Głos oddany jest tylko jednemu z tych dzieci, które – a jakże – skarży się na opresję szkolnego otoczenia, złych nauczycieli, nierozumiejących go ludzi. Myślę, że to książka, która miała za zadanie zwrócić uwagę na to, byśmy pochopnie nie oceniali i nie osądzali dzieci sprawiających problemy, ale wyszedł z tego gorzki reportaż o tym, że w obliczu opisanych problemów nie potrafimy być razem. Widać tę konfrontacyjność, nawet jeśli nie była ona przez autora zamierzona. Dwie matki tak zwanych trudnych dzieci są przekonane, że szkoła i wychowawczyni powinny absolutnie radzić sobie z zachowaniami ich pociech, kiedy są one na terenie szkoły. Rozmowa z dyrektorką jednej ze szkół wygląda jak zapis przesłuchania sądowego: wyimek z opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej i odniesienie się do tego rozmówczyni. Psycholożka z jednej z poradni sugeruje, że w dużych miastach opinie o dzieciach sprawiających specyficzne problemy wydawane są taśmowo i szybko. Z nimi mierzą się nauczyciele pozbawieni wsparcia, którzy są restrykcyjnie rozliczani z każdego słowa opinii. Jedna z rozmówczyń wspomina nawet o szantażu takim dokumentem, by szkoła wreszcie wzięła się do roboty.

Nie umniejszam goryczy, smutku, codziennych trudności i narastających frustracji rodziców dzieci, które zawsze były i prawdopodobnie będą specyficzne. Nie usprawiedliwiam tych, którzy sugerowani są jako ludzie uznający trudne dzieci za kłopot, a nie wyzwanie, by inaczej z nimi pracować. Nie chcę oceniać postaw, choć niepokoi mnie opowieść jednej z matek o reżimowym wychowaniu jej córki, którą mimo wszystko chce dopasować do własnych wyobrażeń, czy monologu nauczyciela wspomagającego uznającego się za chłopca do bicia i opowiadającego, że specjalista nie jest maszyną, choć on najwidoczniej jest nią w swej perfekcji. Chodzi mi głównie o to, że wydźwięk „Niegrzecznych” jest chyba inny, niż być powinien. Same dzieci schodzą jakby na drugi plan, a najmocniej wybrzmiewa tutaj wielogłosowa opowieść o tym, że system pomocy dla nich kuleje wszędzie i na każdym szczeblu. Ostatecznie pozostają matki (z często wycofanymi ojcami), które muszą unieść ciężar ponad ich siły – wychowywać dziecko, którego nie da się wychować uznanymi za usankcjonowane społecznie metodami i sposobami.

To z drugiej strony mądra książka o dorastających ludziach, którzy mają inną wrażliwość, systemy wartości, inaczej reagują na bodźce i w specyficzny sposób je definiują, a czasem brak im zwyczajnie instynktu samozachowawczego. I cierpią gdzieś do wewnątrz, bo każdy widzi tylko ich społeczne nieprzystosowanie, a nie ma wypracowanego modelu działania i dochodzenia do tego, żeby te dzieci naprawdę poznać i przynajmniej częściowo zrozumieć. Jacek Hołub poświęca najwięcej uwagi relacjom z codziennego życia rodziców, którzy niejednokrotnie latami czekają na właściwą diagnozę, by zrozumieć, jak mogą działać dla dobra dziecka. Te relacje są poruszające i generalnie pięknie rozbijają stereotypowe myślenie. Że dziecko z ADHD jest tylko głośne, dokuczliwe, absorbujące. Że autyzm to tylko wycofanie. Że dziecko z zespołem Aspergera ma się zachowywać tylko tak, jak wpisano w definicję syndromu. Te kobiece narracje z jednej strony przygnębiają, gdy widzimy, jak potwornie psychicznie obciążone jest życie rozmówczyń i jak skrajnie mogą być wyczerpane. Z drugiej jednak – odnosi się wrażenie, że matki trudnych dzieci okopują się w swoim cierpieniu i każda z nich uznaje się za wyjątkową w swoim bólu. Wszystko wygląda tak, jakby „niegrzeczne” dzieci rozsadzały cały uporządkowany świat. W ich inności zamyka się inny rodzaj niedostosowania. Wszystkich zdrowych oraz normalnie funkcjonujących ludzi, którzy nie są w stanie sobie wzajemnie pomagać i wspierać. Rodzice mają żal do szkoły, szkoła do rodziców. Opieka społeczna niewiele ma do zaoferowania. Poradnie kopiują i wklejają zalecenia, często nie odnosząc się do indywidualnego charakteru badanego dziecka. Opieka medyczna, której opieszałość jest wyśmiewana, i system zmuszający do płacenia wielkich kwot za diagnozy, terapie. Okazuje się, że portretowane dzieci są chyba najmniej zaburzone z tego wszystkiego, co opisuje ten reportaż. Nieudolna i dysfunkcyjna jest polska rzeczywistość, w której wciąż ktoś na nowo ma do kogoś o coś pretensje.

„Niegrzeczne” to też opowieść o bardzo trudnym życiu, w którym cała rodzina musi walczyć z nieprzewidywalnością, agresją, ciągłym napięciem i narastającymi frustracjami. Książka niezwykle dramatyczna, przesycona bardzo wieloma negatywnymi emocjami. W zasadzie nie proponuje żadnej pozytywnej w zamian. Opowiada o tym, jak zdeterminowane matki rozpaczliwie próbują dać swym dzieciom to, co uważa się za normalne. Hołub pisze o dylematach, które się zazębiają. Pokazuje rzeczywistość, w której przerażająco samotne są opisywane dzieci, a cały świat wokół nich staje się dużo trudniejszy do zrozumienia niż ich stany emocjonalne warunkujące takie, a nie inne zachowania. Dlatego – choć temat jest ważny, bardzo bolesny i potrzebny w szerszej dyskusji – ten reportaż ma po prostu złą konstrukcję. Przejrzą się w nim sfrustrowani rodzice, pracownicy szkół i instytucji opieki socjalnej, psychiatrzy i terapeuci. I będzie to bardzo gorzka dla nich wszystkich lektura, a po niej pojawi się pytanie zasadnicze: o to, jak pomóc sportretowanym dzieciom i co zrobić, by społeczeństwo zaczęło pomagać, a nie wzajemnie się oskarżać o nieczułość

2 komentarze:

Joanna Zadrożna pisze...

Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.

Izabella Nowotka pisze...

Jestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.