Czekałem, czy też będzie coś po „Zalanych”. Czekałem cierpliwie przez pięć lat i bałem się, że Onichimowski to kolejny autor jednego tytułu (bo przecież umieszczonych w międzyczasie „Szczurów” w jednej z antologii nie można nazwać kolejnym głosem obiecującego twórcy z Olsztyna). Jakże wielka radość mi towarzyszyła, kiedy otrzymałem niedawno wydaną, drugą książkę autora. Jakże skrajne uczucia jednak we mnie wzbudziła. „Człowiek z Palermo” to opowieść, którą czyta się bardzo szybko, bo niesamowite tempo i zwroty akcji to niewątpliwe zalety tej powieści. Czy jednak nie za szybko? Czy Onichimowski nie poszedł bardziej w stronę konstrukcji prostej powieści sensacyjnej o przewidywalnej fabule i równie prostej symbolice, która usilnie chce się skryć pod opowieścią o walce o sprawiedliwość i dobro, jaka z sennego Olsztyna czynią miasto, w którym wciąż coś będzie płonąć, strzelać, dymić i generalnie robić dużo huku? Trudno zwyczajnie nie uśmiechnąć się, gdy czyta się o poczynaniach młodego człowieka, który zapoznany z twardymi regułami sycylijskiego życia, próbuje na ulicach swojego miasta zaprowadzić porządek w imię zasad rządzących włoską mafią. Pomijając fakt, że „Człowiek z Palermo” idzie mimo wszystko w stronę komercyjnej literatury rozrywkowej, jest w tej opowieści jednak kilka mrocznych myśli, które poruszają równie silnie jak świetnie dobrana okładka książki.
Paweł emigruje z Polski w celach zarobkowych. Przybywa na południe Włoch. Jego chwilowym rajem na ziemi ma stać się Sycylia. „Piękna wyspa pięknych ludzi przyczepiona jak gówno do włoskiego buta, który tak też ją traktuje”. Z czasem Paweł zorientuje się, że jego pracodawca Runc nie jest zwykłym człowiekiem i dość szybko nasz bohater pozna tajniki życia w mafijnej rodzinie i przejdzie swoisty akt inicjacji, który uczyni z niego innego człowieka. I chociaż początek tej książki to ciekawe rozważania na temat samej struktury mafijnej i psychologicznych aspektów jej hermetyczności i stabilności, próby przełożenia praw rządzących życiem mafijnych Donów i Padros na polski grunt (dokładnie na ulice Olsztyna) wypadają dość niewiarygodnie.
Tak naprawdę Paweł żyłby zwykłym życiem szarego obywatela i zrobiłby użytek z ciężko zarobionych na Sycylii pieniędzy, wpisując się w schematy i role narzucone przez społeczeństwo, ale zupełny przypadek sprawia, iż mężczyzna nie pójdzie tą drogą. Napaść, kradzież pieniędzy, chęć wykazania się oraz udowodnienia samemu sobie, iż włoski sprężynowiec stiletto nie jest darem, który nie ma zastosowania, to początek nowej drogi Pawła. Pawła, który z czasem podporządkuje sobie osiedlowych zbirów, stanie na czele tajnej organizacji, otworzy pizzerię o nazwie – a jakże! - Palermo i nazwie się Don Paolo. O ile w działaniach Pawła początkowo dostrzec można głównie przejawy nienawiści i pragnienie dokonania osobistej zemsty, o tyle niespodziewanie szybko i zaskakująco działania Don Paolo czynią z niego autorytet miejscowej ludności, która postanawia oddać się pod jego ochronę, opartą na przemocy, kombinowaniu i łamaniu prawa.
Działania Pawła zmieniają nie tylko Olsztyn i jego mieszkańców, ale przede wszystkim jego samego. Okazuje się, że dość szybko dopisana do nich zostanie specyficzna teoria spisku i przekonanie o tym, iż należy zwalczać zło wokół bynajmniej nie metodami, o jakich nauczał Jezus Chrystus. Olsztyn, z początku miasto portretowane jako miejsce straconych szans, nikłych możliwości rozwoju i ogólnej stagnacji, staje się miejscem, w którym rozegra się spektakularna walka w obronie sprawiedliwości. „W mieście działo się źle. Zło pełzało po ulicach, zło wkradało się do szkół, gabinetów lekarskich, biur i urzędów. Pleniło się w parkach i uliczkach, jeździło samochodami, podpisywało druki i decydowało o ludzkich losach. Dobro spało. Dobro było albo zbyt leniwe albo niewiele mogło. Dobra było za mało”. I teraz pytanie kluczowe – czy okrucieństwo i przemoc, jakich dopuszcza się Paweł ze swą ekipą to walka o prawdziwe dobro? Kto tak naprawdę jest zły, a kto dobry? Czym jest ogólnie pojęcie zła oraz dobra i jak wiele trudnego do opisania zła tkwi w każdym z nas?
Paweł to postać mroczna i niejednoznaczna. Człowiek, który jest zdeterminowany, bezwzględny, stronniczy i konsekwentny w realizacji swych coraz to bardziej spektakularnych pomysłów. Z drugiej strony dobry, kochający syn i młody człowiek, który przeżywa prawdziwą miłość, stłumioną jednak dość szybko przez wszystko to, co się wokół niego dzieje i nie pozwala mu zajrzeć w głąb własnego serca. Pozer i bohater. Cynik i wrażliwiec. Onichimowski stwarza postać, do której żywimy ambiwalentne uczucia podczas lektury tej książki. I myślę, że nie chodzi tutaj o stworzenie opowieści o mordobiciu, wojnach gangów, skorumpowaniu i bezwzględnej walce w imię pomsty. „Człowiek z Palermo” jest ciekawą, choć momentami zbyt płytką przypowieścią o tragicznym losie jednostki naznaczonej przez ból, cierpienie, poniżenie; jednostki oszukanej, sfrustrowanej, zagubionej i niepewnej swojego znaczenia. I nie mam tu na myśli tylko głównego bohatera tej książki.
Poza tym Filip Onichimowski może nieco pozazdrościł Łukaszowi Orbitowskiemu jego mrocznej książki „Święty Wrocław”. Tym razem przemoc, mrok i trudne do zrozumienia zagadki ludzkiej duszy z fotograficzną dokładnością zostaną przeniesione do miasta Mariusza Sieniewicza i Tomasza Białkowskiego, do rodzinnego miasta autora. Lektura „Człowieka z Palermo” będzie z pewnością ciekawsza dla samych olsztynian, ale zakładam, iż żaden czytelnik nie poczuje zawodu po lekturze. Po oddaniu w „Zalanych” głosu tym, którzy nie potrafią sobie poradzić, Onichimowski ukazuje tych, którzy energicznie biorą się za kształtowanie własnego życia. Tylko czy biorą za nie w pełni odpowiedzialność?
Wydawnictwo JanKa, 2010
Paweł emigruje z Polski w celach zarobkowych. Przybywa na południe Włoch. Jego chwilowym rajem na ziemi ma stać się Sycylia. „Piękna wyspa pięknych ludzi przyczepiona jak gówno do włoskiego buta, który tak też ją traktuje”. Z czasem Paweł zorientuje się, że jego pracodawca Runc nie jest zwykłym człowiekiem i dość szybko nasz bohater pozna tajniki życia w mafijnej rodzinie i przejdzie swoisty akt inicjacji, który uczyni z niego innego człowieka. I chociaż początek tej książki to ciekawe rozważania na temat samej struktury mafijnej i psychologicznych aspektów jej hermetyczności i stabilności, próby przełożenia praw rządzących życiem mafijnych Donów i Padros na polski grunt (dokładnie na ulice Olsztyna) wypadają dość niewiarygodnie.
Tak naprawdę Paweł żyłby zwykłym życiem szarego obywatela i zrobiłby użytek z ciężko zarobionych na Sycylii pieniędzy, wpisując się w schematy i role narzucone przez społeczeństwo, ale zupełny przypadek sprawia, iż mężczyzna nie pójdzie tą drogą. Napaść, kradzież pieniędzy, chęć wykazania się oraz udowodnienia samemu sobie, iż włoski sprężynowiec stiletto nie jest darem, który nie ma zastosowania, to początek nowej drogi Pawła. Pawła, który z czasem podporządkuje sobie osiedlowych zbirów, stanie na czele tajnej organizacji, otworzy pizzerię o nazwie – a jakże! - Palermo i nazwie się Don Paolo. O ile w działaniach Pawła początkowo dostrzec można głównie przejawy nienawiści i pragnienie dokonania osobistej zemsty, o tyle niespodziewanie szybko i zaskakująco działania Don Paolo czynią z niego autorytet miejscowej ludności, która postanawia oddać się pod jego ochronę, opartą na przemocy, kombinowaniu i łamaniu prawa.
Działania Pawła zmieniają nie tylko Olsztyn i jego mieszkańców, ale przede wszystkim jego samego. Okazuje się, że dość szybko dopisana do nich zostanie specyficzna teoria spisku i przekonanie o tym, iż należy zwalczać zło wokół bynajmniej nie metodami, o jakich nauczał Jezus Chrystus. Olsztyn, z początku miasto portretowane jako miejsce straconych szans, nikłych możliwości rozwoju i ogólnej stagnacji, staje się miejscem, w którym rozegra się spektakularna walka w obronie sprawiedliwości. „W mieście działo się źle. Zło pełzało po ulicach, zło wkradało się do szkół, gabinetów lekarskich, biur i urzędów. Pleniło się w parkach i uliczkach, jeździło samochodami, podpisywało druki i decydowało o ludzkich losach. Dobro spało. Dobro było albo zbyt leniwe albo niewiele mogło. Dobra było za mało”. I teraz pytanie kluczowe – czy okrucieństwo i przemoc, jakich dopuszcza się Paweł ze swą ekipą to walka o prawdziwe dobro? Kto tak naprawdę jest zły, a kto dobry? Czym jest ogólnie pojęcie zła oraz dobra i jak wiele trudnego do opisania zła tkwi w każdym z nas?
Paweł to postać mroczna i niejednoznaczna. Człowiek, który jest zdeterminowany, bezwzględny, stronniczy i konsekwentny w realizacji swych coraz to bardziej spektakularnych pomysłów. Z drugiej strony dobry, kochający syn i młody człowiek, który przeżywa prawdziwą miłość, stłumioną jednak dość szybko przez wszystko to, co się wokół niego dzieje i nie pozwala mu zajrzeć w głąb własnego serca. Pozer i bohater. Cynik i wrażliwiec. Onichimowski stwarza postać, do której żywimy ambiwalentne uczucia podczas lektury tej książki. I myślę, że nie chodzi tutaj o stworzenie opowieści o mordobiciu, wojnach gangów, skorumpowaniu i bezwzględnej walce w imię pomsty. „Człowiek z Palermo” jest ciekawą, choć momentami zbyt płytką przypowieścią o tragicznym losie jednostki naznaczonej przez ból, cierpienie, poniżenie; jednostki oszukanej, sfrustrowanej, zagubionej i niepewnej swojego znaczenia. I nie mam tu na myśli tylko głównego bohatera tej książki.
Poza tym Filip Onichimowski może nieco pozazdrościł Łukaszowi Orbitowskiemu jego mrocznej książki „Święty Wrocław”. Tym razem przemoc, mrok i trudne do zrozumienia zagadki ludzkiej duszy z fotograficzną dokładnością zostaną przeniesione do miasta Mariusza Sieniewicza i Tomasza Białkowskiego, do rodzinnego miasta autora. Lektura „Człowieka z Palermo” będzie z pewnością ciekawsza dla samych olsztynian, ale zakładam, iż żaden czytelnik nie poczuje zawodu po lekturze. Po oddaniu w „Zalanych” głosu tym, którzy nie potrafią sobie poradzić, Onichimowski ukazuje tych, którzy energicznie biorą się za kształtowanie własnego życia. Tylko czy biorą za nie w pełni odpowiedzialność?
Wydawnictwo JanKa, 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz