Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 9 września 2015
Liczba stron: 478
Tłumacz: Halina Thylwe
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,99 zł
Tytuł recenzji: Zapomnienie w raju...
Kiedy przed dwoma laty
omawiałem ostatnią powieść Majgull Axelsson, "Pępowinę", z dużym
niepokojem zaznaczałem pewną wtórność tematyczną świetnej szwedzkiej pisarki i
bałem się, że już na zawsze zamknie się w kręgu precyzyjnie opisywanych emocji
i traum, wprawiając się w opisach przecież już doskonałych i nie zaskakując
formalnie niczym nowym. "Ja nie jestem Miriam" to ta nowa jakość,
której można było oczekiwać od mistrzyni! Najnowsza powieść zasadniczo różni
się od pozostałych przede wszystkim tym, że odnosi się do prawdziwych wydarzeń
i w literackiej fikcji zamyka losy i cierpienia wszystkich tych, o których w
Szwecji być może nie napisano jeszcze w taki sposób. Fabuła mogłaby pożyczyć
tytuł od jednej z poprzednich powieści autorki. "Ta, którą nigdy nie byłam" to doskonała ilustracja losów wiekowej Romki, która w czasie wojny udawała
Żydówkę i potem u boku szwedzkiego męża oraz przybranego syna z zaskakującą
determinacją wypierała własne pochodzenie oraz historie bliskich, którym nie
udało się wydostać z obozowego piekła i znaleźć po wojnie w szwedzkim raju. Axelsson mierzy się prywatnie ze stygmatem
Auschwitz i bardzo przejmująco opowiada o dramacie ocalałych stamtąd. Droga jej
bohaterki przypomina nieco kierunek, w którym podążał ojciec Görana Rosenberga,
autora wstrząsającego reportażu "Krótki przystanek w drodze z Auschwitz". Powieść traktuje o wojnie, ale i o sytej Szwecji, która nigdy
wojny nie zaznała i obok której przeszło to nieludzkie wycie jej ofiar. O
Szwecji będącej rajem na ziemi i miejscem, w którym zło wraz z uprzedzeniami
mimo wszystko się zakotwiczyły...
Wspominając raz jeszcze
"Pępowinę", warto podkreślić, że padające tam słowa można uznać za
motto "Ja nie jestem Miriam". „Przecież jesteśmy naszą pamięcią.
To wszystko, czym jesteśmy”. Axelsson opowiada o kobiecie, która mierzy się
z piętnem odrzuconej przez świat i buduje inną tożsamość, by jakoś do świata
przynależeć. Miriam po obozie nigdy już nie miała pokazać, że się boi. Nigdy
nie mogła zdradzić się z tym, że ma romskie korzenie. Otrzymała od losu
możliwość życia w raju i była zdeterminowana, by tę możliwość wykorzystać.
Jednocześnie wciąż pamiętała - nie tylko o bracie czy kuzynce, którzy nie
przeżyli Auschwitz. Wprawiając się w
byciu taktowną i blokując wszelkie negatywne uczucia, Miriam wypracowała do
perfekcji polityczną poprawność i bycie niewidzialną. Wszystko za cenę spokoju,
miłości i stabilizacji. A przecież cień tego, kim jest naprawdę, pozostał z nią
na zawsze. Odebrała surowe szwedzkie wychowanie, które nakazało bycie
grzeczną i uśmiechniętą. A gdy zebrała kopniaki w 1948 roku, wiedziała dobrze,
że nawet w nowym kraju, którego nie dotknęła wojna, można być innym, gorszym i
stygmatyzowanym. Bo nie wszyscy Szwedzi są mili, a Historia lubi się powtarzać.
Miriam musiała zdecydować, jak chce żyć i co dla życia poświęcić. Wybrała inną
tożsamość, zaprzeczenia i kłamstwa. Wypracowała bycie zadowoloną, choć rysy i
pęknięcia zawsze dawały o sobie znać.
Axelsson konfrontuje
osiemdziesięciopięcioletnią Miriam z jej wnuczką Camillą. To między innymi ona
słyszy te dziwne słowa babci, które zaprzeczają, kładąc jednocześnie kres życiu
w iluzji, graniu roli zastępczej żony czy matki. Camilla jest na co dzień osaczona
różnymi imperatywami, które każą jej myśleć lub robić to, co uznawane jest za
stosowne. Wnuczka nie pojmuje istoty raju, o jakim opowiada jej babcia. A raj
to miasteczko wokół - syte i senne. Nikt nie głoduje, nikt nie krzyczy. Nikt na
nikogo nie podnosi ręki i nie ma też tej trudnej do udźwignięcia niepewności,
czy kolejny dzień dane będzie przeżyć do końca. Miriam przeżyła całe życie w
cieniu wspomnień nastolatki doświadczonej przez dwa obozy: Auschwitz i
Ravensbrück. Camilla nie pojmuje, co naprawdę kryje się pod tymi nazwami oraz
jaki związek z tym wszystkim ma tożsamość jej babki. Dlaczego Miriam decyduje się zdradzić tajemnicę właśnie wnuczce? Być
może dlatego, że ma to być świadectwo dla młodego pokolenia - czytelne i ważne.
To kobiety takie jak Camilla powinny przede wszystkim wiedzieć o piekle przeżyć
w obozie i poza nim. Szczerość kosztuje bohaterkę Axelsson bardzo wiele,
ale to przecież moment przełomowy, ostateczne zerwanie z wewnętrznym milczeniem
i bólem. Zerwanie z egzystencją gdzieś pomiędzy jawą a snem, w bezpiecznej
sferze własnych wyobrażeń. I może to czas najwyższy, by skończyć z tą iluzją
własnej tożsamości. By nie gonić cieni, jak robiła to Krystyna, którą los
rzucił nieopodal Miriam i która nie była na tyle silna, by żyć.
A żyć i zapomnieć to były
dla Miriam najważniejsze wewnętrzne nakazy. Wspomnienia, które odsłania nam
Axelsson, dla polskiego czytelnika będą dodatkowo poruszające, bo przecież
wielokrotnie już opisane w rodzimej literaturze obozowej. "Ja nie jestem
Miriam" to przede wszystkim historia ciężaru traumy i doświadczeń, z
którymi nie można się nowocześnie rozliczyć w gabinecie psychoanalityka. To
także powieść o dorastaniu i poznawaniu świata na nowo. Autorka buduje słownik
nowych pojęć - wszystkie związane są z intymną sferą życia albo z tym
cywilizowanym światem, w którym można zapomnieć o wojnie, ale także dostać w
twarz jako Rom, czyli persona non grata
na szwedzkim terytorium aż do 1954 roku.
To
wzruszająca historia prawdziwej przynależności do Historii. Ona zawsze jest
osobista i autentyczna, zawsze boli i zawsze pozostawia ślady.
Miriam zacierała te, które mogła zatrzeć. Nigdy jednak nie wyparła pamięci o
ludziach, którzy byli jej bliscy. A jednak czuje, że zdradziła wszystkich tych,
co pozostali sobą. Nawet w tak dramatycznym momencie, jak moment zastrzelenia
kuzynki Anuszy. Miriam była zachowawcza. Miała apetyt na życie, a potem gorzką
niestrawność, gdy już się nim nasyciła. Majgull Axelsson opowiada o powojennych
losach ludzi, których tożsamość kształtowały nowe warunki życia i którym powrót
do przeszłości wydawał się niemożliwy z różnych powodów. To opowieść o wyjściu
z czegoś niemożliwego do wytrzymania i o trwaniu w równie niemożliwie trudnym
zamknięciu. O cierpieniu w izolacji i o tajemnicach, do których nie daje się
nikomu dostępu.
Konstrukcyjnie książka nieco
rozczarowuje, albowiem większość zagadek odkrywamy już po kilkudziesięciu
stronach. Wyobraźnia każe kartkować kolejne w oczekiwaniu na to, jak mroczne
pokłady uczuć i jak skomplikowane zdarzenia szwedzka autorka ukryła na następnych.
Stajemy jednak w miejscu i analizujemy wraz z Miriam wciąż te same doznania,
opisywane czasem z różnych perspektyw albo wzbogacane przeżyciami naznaczonymi
wstydem zapomnienia. "Ja nie jestem
Miriam" ma bardzo spójną konstrukcję, ale generalnie jest to książka
skończona dużo wcześniej niż postawiona ostatnia kropka. Tym niemniej mamy do
czynienia z inną jakością i bardzo odmienną od poprzednich powieścią, której
pisanie Axelsson przeżywała bardzo głęboko, naznaczona pierwszym w życiu
kontaktem z Auschwitz. Psychologiczna głębia i dalsze penetrowanie przede
wszystkim kobiecych relacji w sytuacjach krańcowo trudnych to rozpoznawalna już
cecha pisarstwa Majgull Axelsson i dodatkowo czyni tę nową powieść wyrazistą, a
okładka tym razem idealnie współgra z treścią, zatem jest to publikacja ze
wszech miar dopracowana. Lektura obowiązkowa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz