Wydawca: Karakter
Data wydania: 11 maja 2017
Liczba stron: 280
Przekład: Michał Kłobukowski
Oprawa: miękka
Cena det.: 39 zł
Tytuł recenzji: Ludzie w drodze
Wpada się w te opowiadania.
Absolutnie, bezgranicznie. Doskonała robota Michała Kłobukowskiego, który po
ekwilibrystyce słownej „10 grudnia” Saundersa miał chyba przede wszystkim
przyjemność estetyczną, tłumacząc dziewięć tekstów składających się na „Ruiny i
zgliszcza”. Kompozycja tego zbioru jest rewelacyjna. Od potężnego tąpnięcia,
przy którym zapadamy się wraz z bohaterem „Brunatnego brzegu”, po narracyjną
niespodziankę tytułową, czyli opowiadanie zamykające zbiór – takie, którego już
byśmy się w nim nie spodziewali. Wells Tower robi Zadie Smith niezłą
konkurencję za oceanem, ale przede wszystkim tak sugestywnie opowiada świat, że
nie sposób „Ruin i zgliszcz” zapomnieć jako spójnej całości. Dziewięć narracji
o próbach wydobywania się z różnego rodzaju wyobcowań, o bezsilności i ogromnej
sile, o walce z zagubieniem pośród trosk, dla których nie ma wykładni, jest
tylko jeden mianownik – obezwładniająca moc. Tower opowiada o tym, że któregoś poranka możemy się obudzić, leżąc
twarzą w dół albo widząc na swoim łóżku nieżywe pisklę. To są momenty wyjścia w
taką rzeczywistość, w której każdy, najdrobniejszy nawet element ma swój
wyraźny kontur. Tower opowiada też o
tym, jak walczą ze sobą ludzka złość i przytłaczający chaos. Wydobywa z jednego
i drugiego to, co charakterystyczne. Złość portretuje w wielu odcieniach, a
chaosowi pozwala się pastwić nad bohaterami. Są pochyleni, znękani,
rozczarowani i smutni, ale wszyscy z krwi i kości. Ze słów oraz zdań
uwierających, a jednocześnie pełnych empatii i specyficznej formy czułości.
Na początku wydaje się, że
to męska perspektywa oglądu rzeczywistości będzie rządzić w tym fascynującym
zbiorze opowiadań. Nic bardziej mylnego. Dla autora równie ważne jest to, w
jaki sposób świat widzi zagubiona osiemnastolatka czy pryszczaty jedenastolatek
odgrywający teatr, by powalczyć o odrobinę zainteresowania ze strony dorosłych.
Widzimy też, jak sprawnie fabularnie może funkcjonować w opowiadaniu zlepek
przypadkowości oraz sądów o czymś, czego nie rozumiemy, ale oceniamy. Myślę o „Drzwiach
w twoim oku”, sugestywnej narracji o konsekwencjach niezdrowego voyeuryzmu
pewnego niepełnosprawnego samotnika skazanego na opiekującą się nim córkę.
Uważam, że to jeden z ważnych tekstów obrazujących, czym jest przez chwilę
odzyskana wolność. W pozostałych bohaterowie Towera borykają się z poczuciem
zamknięcia w mrocznym czasie przeszłym, toksycznych relacjach sprzed lat. Odzyskanie wolności, samostanowienie – to
wydaje się niemożliwe. Tym ludziom współczujemy szczególnie, bo pozostajemy
bezradni razem z nimi. Nawet wtedy, gdy obserwujemy pewne heroiczne próby
wydobycia się ze stagnacji albo opresji. Wtedy, gdy jeden z braci jest w
stanie zaryzykować życie i zdrowie, by zrobić coś w wyraźnej kontrze do tego,
który przez całe lata wtłaczał toksyczny jad w relacje silne siłą wzajemnych
idiosynkrazji.
Ważne są w tych tekstach tak
zwane osoby trzecie. Obserwatorzy albo zaskakujący czytelnika uczestnicy
zdarzeń. Tych zdarzeń, które nabierają innego znaczenia w momencie, w którym
przygląda się im ktoś obcy. Gdy zabiera głos. Gestem lub słowem przełamuje
impas. Bohaterowie Towera znajdują się w impasie z bardzo różnych powodów. Bob
z „Brunatnego brzegu” ponosi konsekwencje nagłego odejścia ojca, po którym
rozsypało mu się życie, a sam czuje się jak toksyczna strzykwa pośród
pływających radośnie wokół niej ryb. Ed z opowiadania „Ciemną doliną”
doświadczył rozpadu związku i pod wpływem dziwnego zbiegu okoliczności musi
skonfrontować się z tym, który za ten rozpad odpowiada. Burt z „Zawiadowców
doniosłych energii” mierzy się z utratą pamięci ojca. Tego ojca, który uważa,
że syn „nie odznaczył się” na jego horyzoncie i nie wykazał tak wielką
walecznością jak on na sali sądowej, kiedy jeszcze mógł rozumieć, po co i dla
kogo na niej jest. Blokady emocjonalne,
lęk przed pójściem naprzód. Ludzie, którzy wyrządzili wiele zła tym, co teraz
stoją bezradnie w miejscu i nie mogą pozbyć się uciążliwego odium. Tak, Tower
portretuje postacie tragiczne siłą bardzo kameralnego tragizmu. Ludzi, którzy
wydobyli się z innych osób, ale pozostawili w nich cząstkę siebie. Ludzi
niepełnych. Niegotowych na samodzielne, odpowiedzialne i spełnione życie.
Tragikomiczne dialogi,
różnorodne formy ironizowania. Styl łączący w sobie poetyckie piękno i czułość
do detali z bezkompromisowością oddawania tego, jak złożone potrafi być życie.
Bardzo ciekawie wypada to w ujęciu panoramicznym, w opowiadaniu „Na pokaz”
toczącym się w wesołym miasteczku. Tam zderzają się ze sobą różni ludzie, różne
oczekiwania, zaskakujące siebie biografie. Bardziej kameralnie jest wówczas,
kiedy Tower decyduje się na króciutką narrację – jak „Lampart”, wyjątkowo
wieloznaczne studium wyobcowania z perspektywy dziecka odbierającego
rzeczywistość intensywniej, z większą goryczą. „Ruiny i zgliszcza” to dziewięć opowieści o ludziach w drodze, którzy z
różnych niezrozumiałych dla nich powodów musieli zatrzymać się i utknęli w
pewnym bezruchu. Boją się, ale też chcieliby być ciekawi tego, co nastąpi. Autor
świetnie konstruuje otwarte zakończenia i doskonale stopniuje napięcie tuż
przed tym, gdy pożegnamy się z tymi zwyczajnymi ludźmi tak mocno zapadającymi w
pamięć. Jest też widoczny pewien autorski dystans, bo Tower nie zamierza
ocierać łez albo potu z czoła któregokolwiek z bohaterów. Oni są rozpaczliwie
samotni w swych dylematach i jednocześnie tak bardzo uniwersalni, że
amerykański adres tych narracji chwilami się zaciera, choć jest jednak ponownie
podkreślany.
Wells Tower opowiada o
poczuciu tymczasowości życia i o tym, co dzieje się z człowiekiem wyrzuconym
poza bezpieczne ramy. Nagle treść życia wydaje się niezrozumiała i bardzo
trudno jest w pojedynkę osiągnąć to, co zdobywało się w relacjach z innymi.
Nawet w tych najbardziej toksycznych. Osobność staje się nie do zniesienia, ale
to właśnie w samotności bohaterowie Towera muszą zmierzyć się z tym, czego
nigdy nie wymagało od nich życie z kimś u boku albo w zależności od kogoś. Frapująca proza o tym, kim stajemy się bez
kontekstu narzuconego przez innych. Sugestywny styl pozwalający czytającemu na
to, by z tego świata wydostawać się z trudnością. Wszyscy tkwimy gdzieś tam
w środku, ale wygodniej jest, czytając, uznawać, że to jednak fikcja literacka.
PATRONAT MEDIALNY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz