Wydawca: Sonia
Draga
Data wydania: 3 czerwca 2020
Liczba stron: 384
Przekład: Paweł Cichawa
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Mroczny odwet
Trzecia część kryminalnych
przygód, których doświadczają Huldar i Freyja, zaskoczyła mnie bardzo i myślę,
że to wyjątkowo mroczna książka z tej serii. Ale również kontrowersyjna i
dyskusyjna, albowiem ofiarami stają się dzieci. Został mi w pamięci film Anny
Odell „Zjazd absolwentów”, w którym bohaterka odwiedza swoich szkolnych
oprawców, a oni nie pamiętają, jak ją nękali. U Yrsy Sigurðardóttir wszyscy
będą pamiętać wszystko ze szczegółami. Ofiary bullyingu
oraz ich prześladowcy. „Rozgrzeszenie” będzie przerażająco mroczną historią
sumy krzywd, które ostatecznie zamieniają się w kolejne, niesione potem przez
życie. To też opowieść o tym, że ofiara krzywdzenia może stać się o wiele
większym potworem niż jej dawny ciemiężyciel. Jakkolwiek przeszarżowane są
jednak motywy zaprezentowanych tu zbrodni, w całym tym przeszarżowaniu jest to
powieść niezwykle sugestywna. Dotykająca problemu przemocy i wyobcowania w
bardzo nietuzinkowy sposób. Mówiąca o tym, że krzywd – jak w „Zjeździe
absolwentów” – nie można wyprzeć z pamięci. A straumatyzowana pamięć pęcznieje
i domaga się czasem odwetu. Kto będzie tu sprawcą większego zła – teraz i przed
laty? Czyta się „Rozgrzeszenie” z dużym przejęciem, bo choć jest to opowieść
inna niż zaprezentowana w „Odziedziczonym złu” czy „Porachunkach”, bardziej
statyczna i chwilami przewidywalna, mrozi krew w żyłach pokładami okrucieństwa,
które drzemie tam, gdzie być może nigdy nie powinno się pojawić.
Stella kończy pracę w kinie.
Nie wie jeszcze, że to będą jej ostatnie chwile. Chwile zarejestrowane na
Snapchacie, z którego dziewczyna najpierw dostaje zdjęcia samej siebie tuż
przed atakiem napastnika, a potem jej wizerunek rozpoznają przerażeni
rówieśnicy, którzy na ekranach swoich smartfonów widzą nieżywą już koleżankę.
Podobny los spotka Egilla, którego sylwetka jest tu zarysowana nieco mniej
dokładnie, ale widzimy, że działa prawo pewnej serii. Wyjątkowo mrocznej,
bezkompromisowej. Nastolatki tracą życie z jednego powodu – w mniejszym lub
większym stopniu dręczyły swoich kolegów w szkole. Aplikacja Snapchat czyni z
ich martyrologii sprawę publiczną. Ktoś chce, by oglądano ten przerażający
spektakl umierania dzieci. Ale Stella i Egill to nie są jedyne ofiary. Ktoś
jeszcze czeka na wyrok. Kiedy zostanie wykonany? A może to już się stało, lecz
świat jeszcze o tym nie wie?
Starzy bohaterowie cyklu mają
się całkiem nieźle. Freyja pracuje na pół etatu w domu dziecka i decyduje się
na studia podyplomowe z zakresu zarządzania. Stale wspomina bliskość z
Huldarem, ale potrafi stworzyć wobec niego bezpieczny dystans. Trudniej jest
jej oddalić się od traumatycznych wspomnień z dzieciństwa i młodości, kiedy
stawała się ofiarą szykanowania ze strony kolegów i koleżanek z klasy. To z
nimi ma się zmierzyć, planując obecność na zlocie absolwentów. To dzięki tym
przeżyciom łatwiej i trafniej odszyfruje nastroje dzieci i dorosłych
zaangażowanych w sprawę poszukiwania mordercy. Huldar stoi w miejscu. Jego
napięte relacje z szefową przekładają się też na sposób jego pracy. Tym razem
towarzyszy mu młody, niepewny siebie i nieśmiały detektyw. On też kryć będzie
swoją tajemnicę. Freyja i Huldar zetkną się z ludźmi, którzy nie chcą mówić
prawdy o tym, co czują lub przeżywają. Ta dwójka skonfrontuje się z bardzo
delikatną materią wspomnień i bieżących przeżyć. Pomiędzy okrucieństwem
świata nastolatków a złem wspomnień ludzi dorosłych kryje się jeszcze jedna,
odkrywana stopniowo zagadka. Najbardziej przerażająca, co czyni „Rozgrzeszenie”
książką bolesną i niewygodną. A jednak poruszającą bardzo trudny społecznie
problem. Choć mimo wszystko wciąż niełatwy do uniesienia, ale może też taki, o
którym za mało się mówi, nie zdając sobie sprawy z tego, czym może odbić się w
dalszym, zwykle już dorosłym życiu.
Sigurðardóttir pisze o tym,
czym dzisiaj jest zjawisko przemocy w szkole. Zwraca uwagę na to, jak nieskuteczne
mogą być różnego rodzaju programy antyprzemocowe czy terapie, ale przede
wszystkim jak bezradne jest samo środowisko szkolne wobec problemu, który
nasila się w ostatnich dekadach za sprawą jednego narzędzia – Internetu. „Rozgrzeszenie”
bardzo czytelnie, nawet trochę dydaktycznie, uświadomi czytelnika, jak agresja
i przemoc rezonują w cyberprzestrzeni. Jak wyzwalają dodatkowe pokłady
złośliwości i okrucieństwa. Ale przede wszystkim – jakim atrakcyjnym instrumentem
dla podglądaczy jest Internet, w którym wystarczy patrzeć, by być świadomym
uczestnikiem zła.
Myślę, że w całym tym
problemie Sigurðardóttir chce zwrócić uwagę na to, co islandzkie. Zaskakujące i
bulwersujące jest to, jak bezradny jest system szkolnictwa Islandii wobec narastających
aktów przemocy pośród uczniów. Odnosi się wrażenie, że rozprzestrzeniają się
one niczym turyści na wyspie, bo autorka w jednej ze scen chce zasygnalizować,
iż wyspa pęka w szwach od ludzi ją odwiedzających. Nie ma żadnych narzędzi, by
skutecznie walczyć z cyberprzemocą. Z tym, że nękanie nastolatków przybiera
dziś formę niewyobrażalnej opresji. To doświadczenia, które stają się obecne i
dotykające nie tylko w przestrzeni szkolnej. „Rozgrzeszenie” opowie o ludziach,
którzy wydobywając się z murów szkoły, zabierają ze sobą bolesne doświadczenia.
Co zabiorą ci gnębieni nastolatkowie, których można dziś znieważać aktywnie
całą dobę dzięki sieci narzędzi interaktywnych siejących grozę i nienawiść?
To, co jeszcze zwraca uwagę w
tej powieści, to rozrastająca się i bardzo wiarygodnie naszkicowana sieć
zależności między poszczególnymi bohaterami. Każda scena, każda rozmowa –
wszystko ma znaczenie, jeśli chce się przewidzieć zakończenie książki, co staje
się w pewnym momencie możliwe, jednak nie daje tak wielkiej satysfakcji jak
dotarcie do spektakularnego finału. Nie ma tu ani jednego
niepotrzebnego bohatera, wszyscy powiązani są dziwnymi zależnościami, a świat
dorosłych i ich dzieci niebezpiecznie się do siebie zbliża. „Rozgrzeszenie” – w
całej swej niewiarygodności motywów zabijania – jest książką wyjątkowo
sugestywną i bardzo filmową. Yrsa Sigurðardóttir dba o to, by obok intrygi
kryminalnej ukazany został świat ludzi bezradnych, bezbronnych, a jednocześnie
silnych siłą swoich uprzedzeń. To książka będąca ostrzeżeniem, ale też
uniwersalna opowieść o tym, jak gromadzimy w sobie zło, którego doświadczamy, i
co z tym złem potem robimy. W jaki sposób zagnieżdża się ono w naszej
świadomości i z umysłu dociera do serca, a wtedy wszystko, co przeżywamy, staje
się toksyczne i niebezpieczne. Całość w zimowej scenerii Reykjaviku i z
naprawdę świetnie dobraną okładką. Każdy z nas pamięta ze szkolnych lat coś
przykrego. Sigurðardóttir sugeruje, że niektórzy mogą pamiętać tylko to. I
przykrość zamienia się w okrucieństwo, a ono w zło niesione ze sobą przez całe
życie. Mocna rzecz warta przemyślenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz