2008-06-29

"Uchodźcy z Korei Północnej: Relacje świadków" Dorian Malovic & Juliette Morillot

Korea Północna. Piekło na ziemi. Nikt tak naprawdę nie wie, co znaczy stąpać po nim codziennie, co znaczy żyć w terrorze kłamstw, głodu i czym jest egzystencja w paranoicznym kolektywie, dla którego nie istnieje pojęcie wolności, szczęścia czy swobody. Nikt nie jest w stanie pojąć przerażającego izolacjonizmu kraju, w którym życie rządzi się zupełnie innymi, nieludzkimi prawami i kraju, który jak żaden inny na świecie kryje w sobie wiele mrocznych tajemnic, jakie prawdopodobnie nigdy nie zostaną ujawnione reszcie świata.

Tylko czy cała reszta świata robi coś innego, poza pełnymi współczucia westchnieniami i teatralnymi gestami solidarności z gnębionymi Koreańczykami, ilekroć media w jakiś sposób przekażą strzępki informacji z pogrążonego w otchłani totalitaryzmu państwie? Francuscy dziennikarze Juliette Morillot i Dorian Malovic podjęli próbę opisu rzeczywistości, jaką bardzo trudno jest wyrazić w słowach i pojęciach zrozumiałych dla ludzi wolnych. Postanowili przyjąć technikę uważnej obserwacji i pełnego skupienia podczas wysłuchiwania coraz to kolejnych opowieści tych, którym udało się uciec z północnokoreańskiego piekła. To bardzo ważny i wstrząsający dokument, który nie pozwoli już nigdy na to, by uciec myślami od problemów państwa, gdzie ludzie przestali być dla siebie ludźmi i stali się bezwolnymi istotami, stawiającymi sobie za cel przeżycie każdego następnego dnia. To książka, po której bardzo długo będzie się dochodzić do siebie, to przerażająca opowieść o bezsilności, atrofii uczuć, o zrujnowanym systemie wartości, zdeformowanych uczuciach, myślach i słowach. To opowieść powodująca, że na przemian zaciska się pięści ze złości i roni łzy bezsilności. Książka, którą trzeba poznać, aby zrozumieć, czym jeszcze świat może zaskoczyć w swym okrucieństwie i niepojętej niesprawiedliwości.

Relacje tych, którym udało się uciec z Korei Północnej, ubarwiane są mniej lub bardziej stronniczymi informacjami na temat historii, sytuacji geopolitycznej i obyczajowości zarówno Korei, jak i jej najbliższych sąsiadów. W tej polifonii narracyjnej kryje się sugestywny i wszechstronny ogląd spraw, o jakich bardzo często się milczy, a jakie są niezwykle istotne dla zrozumienia zwłaszcza stosunków panujących między państwami graniczącymi z totalitarnym więzieniem Kim Dzong Ila. Autorzy publikacji dostrzegają złożoność problemu imigracji z Korei Północnej i ukazują niejednorodne stanowiska tych, którzy z różnych powodów opuścili ten kraj. Szereg wywiadów inkrustowanych encyklopedycznymi informacjami daje nam obraz człowieka, który nigdy nie rozumiał sensu swojego człowieczeństwa i żył w kraju, gdzie nie istniał jakikolwiek zewnętrzny porządek ontologiczny, dzięki któremu zrozumiałby, w jak przerażającej pustce tkwił przez całe życie. Imigrant z Korei Północnej zmuszony jest do tego, by poznać szereg podstawowych pojęć i zrozumieć wartości, o jakich dotychczas nie miał pojęcia. To przede wszystkim ktoś, komu za wszelką cenę trzeba udowodnić, że nie jest gorszy od ludzi, z ktorymi spotyka się w nowym świecie. Myślę, że znamienna jest opinia jednego z lekarzy zajmujących się uchodźcami z ziem na północ od trzydziestego ósmego równoleżnika: „To, czego dziś potrzebują najbardziej, to równego traktowania. Musimy im powtarzać, że wszyscy należymy do tego samego gatunku ludzkiego”.

Pisanie o książce Morillot i Malovica wymagałoby nieustannego cytowania, albowiem moc tego dokumentu zawarta jest w bezpośrednim przekazie tych, którzy próbują odnaleźć się w szokującym dla nich świecie. Przejmujące są motywy działania uciekinierów decydujących się jednak na powrót i tych, których dramat konfrontacji z innością zdaje się przewyższać dramat bycia przedmiotem w systemie administrującym przedmiotami. Przytoczę tylko kilka wyjątkowo wstrząsających wypowiedzi, ujawniających, jak bardzo nieludzki świat jest w stanie stworzyć jeden człowiek wraz z gwardią oddanych mu wyznawców jedynej słusznej ideologii. Mają one na celu także wskazanie, z jak trudnymi do przekroczenia barierami muszą zmagać się ci, którym udało się opuścić mroczny świat Korei Północnej.

Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na terror strachu i powszechną atomizację społeczeństwa, umożliwiające pełną kontrolę nad świadomością i światopoglądem. „Chorobliwa podejrzliwość została zaszczepiona w każdym z nas, uniemożliwiając najdrobniejszy odruch dobroci czy przychylności. W świecie, w którym rządzi strach i donosicielstwo, wszyscy milczą, a każdy żyje dla siebie”. Niemożliwym wydaje się zrozumienie w takim stanie czegokolwiek innego poza wytycznymi wodzowskiej ideologii, która zastępuje w świadomości obywateli także religię. Najbardziej przejmujące jest jednak to, iż żaden z żyjących obok siebie Koreańczyków z Północy nie jest w stanie zbliżyć się emocjonalnie do rodaka. „Tam nie można nikomu ufać, nie można nikomu wierzyć, każde słowo może być niebezpieczne. Małżonkowi też nie można nic powiedzieć. Nie ufamy nawet własnym dzieciom!". Ci, którzy mimo tego niepojętego systemu wszechkontroli dusz i umysłów są w stanie walczyć o własne dobro, jest naprawdę niewielu i są przerażająco osamotnieni w swoich działaniach. Klęska głodu w państwie tak naprawdę po raz pierwszy na szerszą skalę wymusiła szukanie pomocy poza granicami Korei Północnej. Tyle tylko, że jej mieszkańcy od urodzenia budują granice, które z trudem można przekroczyć. Granice poznania samego siebie i otwarcia na innych.

Ogromna wartość poznawcza tej publikacji idzie w parze ze świetnym warsztatem dziennikarskim autorów i subtelnością w opowiadaniu o tym, o czym wielu z nas nie umiałoby odpowiedzieć. „Uchodźcy z Korei Północnej” to książka drastyczna, ale zalecana do lektury wszystkim tym, którzy nie do końca zdają sobie sprawę z wielkości i wspaniałości demokracji. W niniejszej recenzji zasygnalizowałem jedynie kilka problemów, które zostały w niej poruszone. Reszta niech pozostanie do przemyślenia dla czytających. Nie można obok tej książki przejść obojętnie!

Wydawnictwo W.A.B., 2008

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

pozwolę sobie przytoczyć komentarz jednego czytelnika (nick: Uriminjokkiri) ze strony merlin.pl: "Autorzy, mimo, iż dziennikarze pokusili się o napisanie książki naukowej, w której popełnili masę błędów, które podważają ich wiedzę, a już na pewno pozwalają sądzić, że nigdy nie byli w Korei Północnej (co utrzymują). Oto pisany na szybko wykaz błędów: Wszystkie strony: autorzy stosują księżycowy kurs wona KRL-D, przyjmując, że 100 wonów to 1 euro, podczas gdy w momencie zbierania przez nich danych kurs wynosił ok. 170 wonów (oficjalny) i 1800 wonów (czarnorynkowy), który jest zdecydowanie bliższy prawdzie od oficjalnego. Na stronie 7. czytamy, że w książce autorzy posługiwać się będą nazwami własnymi i imionami zakorzenionymi we Francji w dwóch przypadkach: Kim Il Sung i Pyongyang. Następnie przez całą resztę książki mamy Kim Ir Sena i Phenian. Na stronie 65. uchodźca miał przepłynąć rzekę naprzeciwko "koreańskiego miasta Kaishantun", takie miasto nie istnieje w Korei, nazwa też nie jest po koreańsku. Str. 89 – zastosowany jest wyraz P'yeongyan, czyli już trzecia wersja zapisu nazwy stolicy KRLD, problemów z transkrypcją jest zresztą DUŻO więcej. - Str. 189 – wydawnictwa W.A.B. najwyraźniej nie wie, że Les Aquariums de Pyongyang, zostało wydane po polsku pt. „Usta pełne kamieni” i tytuł tłumaczy dosłownie. - 1. wkładka fotograficzna, zdjęcie nr 11, przedstawiono na nim nie pomnik Kim Dzong Ila, a Kim Ir Sena - 1. wkładka fotograficzna, zdjęcie nr 12, błędny zapis słowa na narodowy strój kobiecy, winno być „hangbok” (płn.kor. Ciogori), a jest „hanbok”. - 1. wkładka fotograficzna, zdjęcie nr 13, największa wpadka w książce, zdjęcie pomnika Kim Ir Sena pod Muzeum Rewolucji podpisano następująco: „Posąg Kim Dzong Ila w Phenianie przed Ministerstwem Sprawiedliwości”. - 1. wkładka fotograficzna, zdjęcie nr 17, znaczkami z Kim Ir Senem nie można się wymieniać, to nie monety czy znaczki pocztowe. - str. 207, kolejna duża wpadka przy transkrypcji, autorzy piszą o „królestwie Dzosonu”, podczas gdy na wszystkich stronach pisząc o diasporze koreańskiej w Chinach stosują zapis „Joeson”(Jok). - str. 240, przypis – dzieckim Kim Ir Sena i Kim Dzong Suk, które utonęło nie był Kim Man Il, ale Kim Pyong Il (nie mylić z drugim Kim Pyong Ilem ze związku z Kim Song Ae). - str. 347 – autorzy piszą o Phenianie w taki sposób, abyśmy sądzili, że byli w KRL-D, gdyby jednak istotnie spacerowali ze starym Koreańczykiem brzegiem rzeki Tedong wówczas nie twierdziliby, że Pueblo to „okręt podwodny”. - ostatni błąd, nie zaznaczyłem strony – autorzy twierdzą, że spotkali w pociągu 3 młode Koreanki, które nie znały kalendarza greboriańskiego, a posługiwały się jedynie „dżuczami”. Jest to nie możliwe bowiem w KRL-D, zaraz po roku w latach Dżucze pojawia się rok gregoriański, dotyczy to telewizji, radio, książek, a nawet bardzo konserwatywnego dziennika „Rodong Sinmun” Merytorycznie książka nie jest niczym nowym, jest tylko bardziej „efekciarska”, a po znalezionych błędach pozostaje uczucie rozczarowania." dodam że po przeczytaniu też nie zauważyłam tych pomyłek... pozdrawiam