Wydawca: Wydawnictwo Pauza
Data wydania: 23 września 2023
Przekład: Jacek Żuławnik
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 49,90 zł
Tytuł recenzji: Oblicza biedy
Debiut Jakoba Guanzona jest naprawdę znakomity. Autor zdecydowanie lepiej wypada w partiach obrazujących czas teraźniejszy niż w retrospekcjach, jednak całość ma niesamowitą moc działania na wyobraźnię, bo to, co szczególnie tu istotne, to siła nietuzinkowych porównań, a także niuansowania oraz wrażliwości w portretowaniu biedy, czego wyrazem jest już jedna z pierwszych scen, w której główny bohater lustruje pracownika McDonalda. „Dostatek” to opowieść o niemych, sfrustrowanych w swym milczeniu i coraz bardziej się w nim zapadających Amerykanach, którzy doświadczają biedy jako fatalistycznej sztafety pokoleń (czego egzemplifikacją w tej powieści jest model samochodu), nieszczęśliwego zbiegu okoliczności oraz pokłosia uwarunkowań społecznych i rodzinnych, które stopniowo nawarstwiają się w swym problematycznym wymiarze, doprowadzając do sytuacji bez wyjścia. Do desperacji, którą tak sugestywnie Guanzon tutaj portretuje. Dynamizm tej powieści to połączenie umiejętnie zastosowanej we wspomnieniach funkcji retardacyjnej oraz dodania do tego opowieści o tym, co dzieje się właśnie teraz. Nie dzieje się w zasadzie wiele, ale widzimy, jak każde zdarzenie odbierane jest przez bohatera, jak zabiera mu coraz więcej z resztek godności, aż w końcu – jak pozbawia tchu z bezsilności. Kroczymy tą piekielną drogą z pełną świadomością, że z piekła się nie wydobędziemy. Jednakże Jakob Guanzon robi wszystko, by czytelnik, antycypując zdarzenia, nie miał pojęcia, z jak intensywnym obrazowaniem ludzkiej goryczy będzie miał tutaj do czynienia. Z jak wieloma emocjami trzeba mieć wcześniej do czynienia, zanim ostatecznie można orzec, że ktoś znalazł się w sidłach biedy.
Henry nie miał łatwego życia. Pięć lat spędził w więzieniu, w związku z tym nie przysługuje ani jemu, ani jego synowi jakakolwiek opieka socjalna. Te lata ironicznie tu rezonują, kiedy w jednej ze scen rekrutująca go do pracy, która ma definitywnie zmienić jego nędzne życie, zadaje pytanie, na które Henry nie jest w stanie odpowiedzieć: „Gdzie pan widzi siebie za pięć lat?”. Henry nie jest w stanie przewidzieć, co stanie się w jego życiu za pięć minut. W tym znaczeniu, że nie ma żadnego, elementarnego chociaż poczucia bezpieczeństwa. A chce je zapewnić ośmioletniemu synowi, który towarzyszy mu jak wyrzut sumienia i sprawca rosnącej bezsilności. Henry nie jest antybohaterem, choć pozbawić go czytelniczej sympatii jest bardzo łatwo, lecz Guanzon umiejętnie niuansuje ogrom traumatycznych wspomnień mężczyzny, by ostatecznie ukazać go jako ojca walczącego o lepszy los dla swojego syna. Obaj jednak nie mogą się spodziewać zmiany. Mieszkają w samochodzie, żyją z dnia na dzień, a jedyną szansą na odmianę ponurego losu mają być urodziny Juniora. I jego ojciec, jakkolwiek pozbawiony jakichkolwiek możliwości oraz wpływów, będzie gotów zrobić wszystko, by ten dzień był dla syna wyjątkowy. Tymczasem wyjątkowość ujawnia się tu inaczej – w literackiej opowieści drogi, w której bieda współgra z odsłanianymi formami wykluczenia, a najbardziej przejmujący jest tu obraz dziecka w obliczu nędzy swojego ojca. Nędzy nie tylko finansowej, choć stan posiadania gotówki jest tu niezwykle istotny i porządkuje tytuły rozdziałów. Czy Jakob Guanzon podejmuje się prostego szantażu emocjonalnego wobec czytelników, wplatając w historię o zmagającym się z biedą, wykluczeniem i społecznym ostracyzmem mężczyźnie opowieść o przyjmującym na swe wątłe barki część doświadczenia ojca synu, który dodatkowo zaczyna podupadać na zdrowiu? Bynajmniej.
Kluczowym problemem tej powieści jest opowiedzenie o niedostatku w taki sposób, by jedynie punktować i cieniować wszystkie podstawowe problemy, które w Stanach Zjednoczonych doprowadzają ludzi do nędzy. Guanzon z powodzeniem sięga po technikę obrazowania w stylu kadrów filmowych. Stawia na pełne napięcia i dramatyzmu sceny, które na zawsze pozostaną w pamięci. Rozgrywają się one w miejscach użyteczności publicznej, ale także tam, gdzie użyteczny i spełniony może być tylko ten, kto posiada zaplecze finansowe. McDonald. Walmart. Stacja benzynowa. Apteka. Mające tam miejsce dramaty są dramatami niemego tła i doświadczeniami ludzi, którzy właśnie tam rzucają się w oczy paradoksalnie przez to, że chcą być niewidzialni. To są przybytki luksusu. Tam wchodzi się najpierw z pieniędzmi, potem z wyrażeniem jakiejś woli czy potrzeby. Henry w każdym z tych miejsc czuje się osaczony, bezradny i bezsilny. Jego sytuacja materialna to jedynie czubek góry lodowej tego, z jakiego powodu taka, a nie inna jest jego konstrukcja psychiczna i mentalność. Dlatego Guanzon, nie oszczędzając bohatera, pokazuje jego szorstką bezkompromisowość, a jednocześnie w czuły sposób obrazuje nam dysfunkcyjny żywot mężczyzny, który nigdy nie zadowolił ani siebie, ani z pewnością swoich najbliższych.
To powieść o męskiej goryczy bycia zbędnym lub niewystarczająco potrzebnym. O mężczyznach, którzy zaciskali pięści z bezsilności, by wciąż na nowo udowadniać światu, że mają jakąś wartość, są do czegoś przydatni, można w nich zainwestować. Ojciec Henry’ego mógł być profesorem, a skończył jako budowlaniec. Chciał dać synowi wszystko, co miał, także zasoby finansowe. Tego Henry jako ojciec nie jest w stanie zaoferować Juniorowi. Smutna sztafeta pokoleń dysfunkcyjnych ojców zamyka się w jakże przerażającym kręgu niemocy. „Dostatek” to powieść o dziedziczeniu tego, co najboleśniejsze – rozczarowań wynikających z deficytów. Ci ojcowie są połowiczni, co sygnalizuje nawet sposób, w jaki syn ma się zwracać do ojca. Jedna sylaba niczym niepełny obraz, pojęcie, niepełny wizerunek bliskiego człowieka i niepełna miłość, bo czy można bezwarunkowo kochać, gdy ktoś potrafi krzywdzić swą bezradnością? Junior mówi do Henry’ego wprost: „Bo papowie są inni”. A Henry każe mówić do siebie „pa”, jest jakby fragmentem nazwy, desygnatu, symbolu tego, co trwałe i pewne. Jest jednocześnie bezwzględnie podporządkowany w swych działaniach temu, by zaspokoić potrzeby syna oraz zrekompensować mu nieobecność matki. Henry gotów jest na wszystko dla Juniora. Na co gotowy jest w konfrontacji z rzeczywistością, w której staje się niewidoczny i niezrozumiany z bezkompromisowością, która w tak niezwykły sposób łączy się tutaj z tym, że jest przede wszystkim bezradny?
Jakob Guanzon opowiada także o
kobietach nieobecnych, które z powodu złożonych zbiegów okoliczności nie mogły
być blisko swoich synów. Pozostaje obecność dorosłego mężczyzny, któremu trzeba
zaufać bezwarunkowo i bezgranicznie. A w tych silnych więzach syna i ojca
widzimy coraz więcej pęknięć i niepokojących rozłamów. Czy można kochać kogoś,
kto jest z różnych powodów dysfunkcyjny? Czy bieda intensyfikuje, czy też może
wypacza ludzkie emocje, w tym potrzebę bliskości i przywiązania? „Dostatek”
to z jednej strony kameralna opowieść o ludzkiej nędzy i jej destrukcyjnej
sile, z drugiej jednak – opowieść o czymś więcej niż jednostkowa dramatyczna
historia wyborów lub braków możliwości wyboru czegokolwiek w życiu. Guanzon
intensyfikuje narrację, wplatając w nią sieć niezwykłych porównań, o których
wspomniałem na wstępie i które są największym walorem literackim tej książki.
Dzięki temu zabiegowi każda jednostkowa sytuacja zamienia się w jakiś fragment
panoramicznego obrazu. Bieda jest w tej powieści wszechobecna i definiowana na
kilku poziomach. I jest to jednocześnie tak sugestywna w swym naturalizmie
narracja, że zostawia trwały ślad w pamięci czytających. Jakkolwiek można by
dyskutować o tym, w jaki sposób autor decyduje się odsłaniać przyczyny
amerykańskiej biedy i czy ma na ten temat coś odkrywczego do powiedzenia, z
pewnością choćby sceny, w których zdesperowany ojciec usiłuje uzyskać coś dla
dobra swego dziecka, nie pozostawią nikogo obojętnym. A przecież jedną z
definicji biedy w tej powieści jest swoista znieczulica. Gorycz niespełnienia
rodzi się tam, gdzie zaczyna brakować elementarnej empatii. Bardzo mocna i
jedna z bardziej sugestywnych książek, jakie ukazały się w tym roku.