Wydawca: Wydawnictwo Znak
Data wydania: 27 września 2023
Liczba stron: 496
Oprawa: twarda
Cena det.: 59,99 zł
Tytuł recenzji: Chłopiec w opozycji
Michał Witkowski kilkukrotnie powtarza w tej książce, że jego priorytetem zawsze było stanie na scenie, nie zajmowanie miejsca na widowni. Być może jako pisarz czuł się źle w tym drugim położeniu, bo przecież światła reflektorów i uwaga czytelników skupiały się na bohaterach, potem na twórcy. W związku z tym sam siebie postanowił uczynić bohaterem prozy. Bo czy każdy znany pisarz powinien pisać swoją autobiografię? Niekoniecznie. Ktoś taki jak Witkowski zapewne. Cieszę się, że to początek większego projektu, że będą kolejne książki. Nie tylko dlatego, że jestem tylko kilka lat młodszy od autora i wszystko lub prawie wszystko, o czym opowiadał, ożywało w mojej wyobraźni, choć mogłoby się tak dziać, nawet gdybym był jeszcze młodszy, bo Witkowski to po prostu znakomity i sugestywny gawędziarz, którego pulsująca składnia i liczne fascynujące dygresje przypominają najlepsze utwory autora. „Wiarę” czyta się też momentami jak dobrą powieść. Zwłaszcza w zakończeniu, kiedy jesteśmy świadkami ponurej odysei po Wrocławiu. Wędrujemy po mrocznym mieście, którego bylejakość czasu polskiej przemiany dziejowej Michał Witkowski pokazuje w licznych barwach, bo wie, co i jak opisać. Cała ta książka wydaje się pewnym odczarowaniem czasów, w których żyło się przewidywalnie i w sposób właśnie ponury. Autor zabiera nas w swą prywatną podróż w czasie, wskazując i uzasadniając miejsce, jakie zajął w polskiej rzeczywistości w latach 1975-1990. Albo uzasadniając to, kim się stał, żyjąc w rzeczywistości wskazanych wyżej lat.
To oczywiście rzecz o rodzącej się tożsamości, ale i o pamiętaniu czasów, w których wszystko miało być na zawsze, wszystko wieczne, bez jakiejkolwiek zmiany formy. „Wiara” zapisuje przed naszymi oczami, co zostało w przeszłości nienaruszone – to nie jest książka wyrażająca żal, że coś się jednak skończyło, ale bardziej opowieść inicjacyjna pokazująca, co z burzliwych czasów komunizmu i jego upadku można było naprawdę zabrać ze sobą na zawsze. Witkowski w tej opowieści szeroko otwiera oczy na świat, który musi sobie sam zdefiniować. Nie podobają mu się w nim określenia tego, kim trzeba być i w jaki sposób to robić. W bardzo ciepłym wizerunku domu rodzinnego nie ma żadnej skargi czy pretensji. Jeśli już pojawiają się ludzie, którzy mogliby w jakiś sposób traumatyzować, na przykład babcia – religijna terrorystka, są przedstawieni przede wszystkim jako obiekty chłopięcego zdziwienia. Chłopięctwa jako takiego nie ma tu zresztą za dużo, bo autor wyraźnie zaznacza, że dojrzewał z wrażliwością i potrzebami dziewczynki. Deprecjonowanie jego stylu bycia przez rówieśników czy wejście do tak zwanego „środowiska pedalskiego” opisywane są już w końcowej części książki. Być może kolejna część autobiografii będzie o goryczy i niespełnieniach. Ta pełna jest humoru, zdrowego podejścia do samego siebie i proponuje przede wszystkim podróż przez wszystko to, co było niezwykłym i niepowtarzalnym doświadczeniem.
Podobają mi się tutaj przede wszystkim te fragmenty, w których Witkowski tworzy w wyobraźni swoje pierwsze legendy. Zajmują go ludzie, zdarzenia, miejsca. Mnóstwo rzeczy, które zapamiętał, między innymi smaki i zapachy. Prawdziwą szkołą dla niego wcale nie był budynek, w którym chłopak miał się uczyć. Ta instytucjonalna szkoła śmierdziała i była jałowa. Prawdziwe lekcje życia odbywały się tam, gdzie młody Witkowski szukał wolności. „Wiara” nie będzie jednak opowieścią o Michałku, który odkrywał i nazywał świat. To bardziej opowieść o tożsamości pisarza, o jego drodze twórczej oraz fascynacjach, które zaczęły się kształtować już w wieku nastoletnim. Tutaj pojawią się nie tylko liczne nawiązania do jego twórczości. Ciekawsze będzie bardziej śledzenie tego, co wydawało się przed laty interesujące do wykorzystania w prozie, a co jeszcze nie było tym właściwym fundamentem, bo przecież młodego człowieka kształtują doświadczenia dalekie od czegoś tak odpowiedzialnego jak przekształcanie rzeczywistości w prozę.
Mnóstwo jest fragmentów, przy których po prostu wybucha się śmiechem. Dziecięca interpretacja tekstów kolęd. Sugestywne opisy babć wraz z modelami ich życia. Przeprawa z kostką Rubika. Wspomnienie zagrożenia po wybuchu elektrowni w Czarnobylu. Witkowski stawia na komizm, jednak w żaden sposób go nie uwypukla. Konkretnie mówiąc, nie sili się na to, by dany fragment miał specjalnie wzbudzać śmiech. Doza poczucia humoru jest tu silna, ale nie ona kształtuje ten tom. Istotne jest to, w jaki sposób autor niuansuje opowieści o różnych zdarzeniach i w tym samym momencie zachowuje daleko idący dystans wobec wszystkiego. Wszak jak sam pisze, zarówno dramatyczne, jak i entuzjastyczne wydarzenia prędzej czy później przemijają. Ta historia stoi w opozycji do przemijania. Jest kroniką czynów i przemyśleń, które dojrzały mężczyzna, twórca, zabiera ze sobą w życiową drogę, a teraz uważa za na tyle istotne, iż należy o nich napisać. Nie sądzę, aby ta opowieść miała większe znaczenie autoterapeutyczne. Witkowski wcale nie potrzebuje terapii. Chce przede wszystkim wskrzesić to, co się tego domaga. Bo fikcje literackie w jego powieściach to za mało, by dobrze opowiedział świat, w którym się ukształtował i w którym żyje.
Przeminął też bezpowrotnie okres, który Michał Witkowski usiłuje wskrzesić. Wspomniałem już na wstępie, że moc oddziaływania tej książki jest bardzo duża i wcale nie jest tak, że tylko odbiorcy czterdzieści plus odnajdą się w tym wszystkim znakomicie, bo wszystko pamiętają. Pamięć pisarska Witkowskiego pozwala tak odwzorowywać rzeczywistość, żeby była nie tylko plastyczna. Każde z tych wydarzeń zaznaczane jest w bardzo silnym związku z tym, w jaki sposób kształtowała się osobowość autora. Chłopca, który zdecydował się patrzeć na co innego, myśleć inaczej, zachwycać się czymś innym – jak choćby swoją Madame, Zdzisławą Sośnicką. Chłopca będącego w niekonfrontacyjnej, jednak widocznej i charakterystycznej opozycji do świata, który bardzo często sugerował mu, kim powinien być.
Czasem zamiast sugestii
pojawiały się nakazy, a za nimi – przemoc. Dzieciństwo nie było idylliczne, a
jednak opisane jest jako czas, w którym nawet deficyt czegoś bywał atrakcyjny.
Jak było kiedyś? Witkowski chciał być nie tylko pisarzem. Zależało mu na tym,
by dostęp do sceny, na którą wejdzie, zawsze był możliwy i zawsze dawał dużo
więcej opcji, niż można byłoby sobie wyobrazić. „Wiara” to książka o
poszukiwaniach siebie i specyficznym buncie, bo Witkowski nie kontestował
rzeczywistości w sposób typowy dla nastolatka. Ważne jest, że w tej opowieści
od początku do końca widzimy pisarza, który zdecydował, że sam będzie świetnym
bohaterem literackim. I jest. Ciekawe staje się to, co z przeżytych zdarzeń
znalazło odzwierciedlenie w twórczości autora „Tanga”. Równie ciekawe jest to,
w jaki sposób swoje pierwsze i najważniejsze doświadczenia Witkowski przekuwa w
narzędzie do kreowania nowej fabuły. Bo ta książka naprawdę w wielu fragmentach
jest po prostu dobrą opowieścią snutą przez znakomitego gawędziarza.