2018-03-29

„Następne życie” Atticus Lish


Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie

Data wydania: 14 marca 2018

Liczba stron: 510

Przekład: Szymon Żuchowski

Oprawa: twarda

Cena det.: 49,90 zł

Tytuł recenzji: Miasto, miłość, bezradność

Z książek dekonstruujących mit szczęśliwej i sytej Ameryki zapadły mi w pamięć dwie publikacje. Jedna – w surrealistycznym, groteskowym duchu – to opowiadania Judy Budnitz „Ładne duże amerykańskie dziecko”. Druga narracja pochodzi z Finlandii i zaskakująco dobrze oddaje rysy i absurdy amerykańskiego życia. Mam na myśli „Nie wiedzą, co czynią” Jussiego Valtonena. Coraz więcej za oceanem odważnych książek ukazujących USA w półcieniach i z obliczem, do którego Amerykanie nie chcą się przyznawać. Dlatego Atticus Lish ze swoim imponującym debiutem wpisuje się w nurt obrazowania Stanów Zjednoczonych inaczej niż wymaga tego jakakolwiek poprawność. „Następne życie” to naprawdę bezkompromisowa książka i trzeba przyznać rację, że tym razem przymiotnik w importowanych recenzjach nie został nadużyty. To powieść o deficycie uczuć, którego nie można niczym zrekompensować. Opowieść o zbliżeniu tych, którzy nigdy nie byli blisko kogokolwiek. To też historia Ameryki, która niczego poza chaosem oraz nieuporządkowaną różnorodnością nie oferuje. Jedynie gorycz bycia na marginesie. Lish portretuje amerykański margines, ale rozpina swą historię między kontynentami. To historia lęków i idiosynkrazji, które przybyły do USA z Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Bo ludzkie zagubienie oraz bezradność nie mają adresu, znajdziemy je wszędzie i w różnych kontekstach.

To nie jest jedna z tych wielkich amerykańskich narracji, które stawiają przede wszystkim na drobiazgowy opis wydarzeń w obrębie dłuższego okresu. Nie koncentruje się na zdarzeniach granicznych, choć wyraźnie sygnalizuje te, w których bohaterowie mogą się zmienić albo zmienić wzajemnie swoje życie. Myślę, że głównym bohaterem Lisha jest język. Nie tylko dlatego, że z jednej strony portretuje on ujgurską imigrantkę usiłującą odnaleźć się w angielszczyźnie, a z drugiej – weterana wojny irackiej, dla którego słowa i zdania utraciły swoje znaczenia. Język zagarnia i obezwładnia. Mamy do czynienia nie tylko z kilkoma rodzajami angielszczyzny obrazującymi światopogląd i sposób postrzegania trudów codzienności. Mamy również inne języki, zaskakujące frazy, odrębności lingwistyczne w wypowiedziach różnorodnych bohaterów. A także język przewodnika po Nowym Jorku i jego różnorodności. Zou Lei jest pokazywana jako ta wędrująca po mieście, które potęguje jej zagubienie. Ponura odyseja bohaterki po metropolii, gdzie paradoksalnie może czuć się bezpieczna, to jednocześnie obraz miejsc Nowego Jorku, w których zakotwiczyły się różnorodne formy deprawacji i upadku człowieka. Atticus Lish portretuje wszystkie z wyjątkową czułością i drobiazgowością. Jego Ameryka to świat niespełnionych marzeń, gorzkich porażek, braku kompromisu i doświadczeń granicznych. A także nadziei na to, że gdzieś tam może kryć się inne, lepsze, to następne życie.

Jest ich dwoje. Wspomniana już Zou Lei, która przebyła długą drogę, by uwierzyć w to, że Ameryka da jej szczęście. Póki co musi być czujna, skupiona i walczyć o specyficzną formę wolności. Oferowana jej – imigrantce – wolność to możliwość wyboru między jedną a drugą męczącą pracą i możliwość wtopienia się w wieloetniczny tłum, dzięki któremu jest niewidoczna dla policji. On przybywa do Nowego Jorku z bliżej nieokreślonych powodów. Trudno powiedzieć, jakie są motywacje działania Brada Skinnera, skoro wiemy jedynie o jego przeszłości. Bezsensie i boleści wojny, od której nie może się uwolnić, wciąż na nowo oglądając – w wyobraźni i na ekranie laptopa – sceny z Iraku, w którym codzienność działań określało przerażające: „Kogo dziś mogę zabić, sierżancie?”. Skinner zapada się w sobie. Niby na coś czeka, ale tkwi w marazmie. Postępuje w nim dezintegracja, wzmacniana wypijanym alkoholem, zażywanymi lekami. Jest też pistolet jako punkt odniesienia. Tych dwoje połączy przypadek, zamiłowanie do tężyzny fizycznej i śmieciowe jedzenie. Ale będzie też ktoś trzeci, kto wpłynie na losy tej pary. Ten ktoś również dorasta we frustracji i jak oni musi odnaleźć się w absurdach oraz trudnościach tak zwanego codziennego życia.

Lish nie oszczędza swoich bohaterów i czytelnika. Wędrujemy przez rzeczywistość, w której wszystko jest umowne – forma zatrudnienia, charakter relacji z drugim człowiekiem, poczucie bezpieczeństwa czy robienie planów na przyszłość. Błąkamy się po Nowym Jorku niedającym wytchnienia. Topograficzna dokładność opisów idzie w parze z coraz to nowym niuansowaniem smutku i zagubienia. A także obezwładniającej wręcz samotności, wobec której bohaterowie są bezradni. Nawet kochankowie Lisha mocno w siebie wtuleni mają gdzieś z tyłu głowy pewność tego, że to może być tylko na chwilę. A jednak podejmują ryzyko myślenia o tym, co mogliby zrobić wspólnie. Nie tylko zbliżyć się na siłowni czy w fast foodzie. Nie tylko razem pobiegać. Zou Lei akceptuje każdą bliznę Skinnera – tę na ciele i wszystkie niewidoczne. Nie pozwala mu na odrzucenie, choć szorstkie relacje z byłym weteranem nie są uosobieniem kobiecych marzeń o byciu z mężczyzną życia. A jednak bohaterka podejmuje trud trwania obok niego. On decyduje się na coś więcej niż codzienny powrót w rejony, z których wrócił naznaczony śmiercią, krwią i okaleczeniem. Czy autor da im jednak szansę, skoro znajdą się w świecie nieuznającym szczęścia dla tych z marginesu?

„Następne życie” to naprawdę wzruszająca historia o szorstkich ludziach, którzy nie potrafią dać sobie prawdziwej czułości. Tak bardzo zapada nam w pamięć dwójka kochanków, bo przecież nie mają niczego poza sobą i tylko to drugie buduje partnerowi jakąkolwiek spójną wizję świata, w którym utknęli. Autor ujmuje nie tylko umiejętnością oddania w języku mnogości historii – od plastycznych opowieści ze stepu matki Zou Lei po zobrazowanie pełnego napięć i trudności życia wspomnianej już trzeciej osoby dramatu. Widać od początku, że struktura powieści jest bardzo przemyślana i że możemy się jedynie łudzić, iż coś się zmieni, nie wydarzy się to, czego podświadomie oczekujemy. To także wnikliwy portret społecznych lęków i uprzedzeń po jedenastym września – nasilonych polityką George’a Busha i deprecjonowaniem pozycji imigranta. Lish stara się swoich bohaterów choć na chwilę wyzwolić, pozwolić im złapać głębszy oddech, wziąć za siebie pełną odpowiedzialność i wyrwać się z mrocznych uwarunkowań. Świetne jest portretowanie etapów, w jakich to się odbywa. I pełna empatii postawa autorska wobec tych, dla których Ameryka nie jest mitem o wolności i szczęściu. Takie powieści nie tylko pozostawiają niewygodny ślad w pamięci czytelnika. Takie powieści są potrzebne, by opowiadać o świecie oraz ludziach, którzy być może nigdy bez ambitnych pisarzy nie będą mogli zaistnieć w szerszej świadomości ze swym rozgoryczeniem, smutkiem i poczuciem zbędności.


PATRONAT MEDIALNY

2 komentarze:

Agussiek pisze...

Bardzo zachęcająca recenzja. Z pewnością sięgnę po tę powieść. Dziękuję!

Unknown pisze...

Potrzebuję właśnie takiej książki, subtelnej i mądrej. Dziękuję za rekomendację!