Wydawca: Theatrum Illuminatum
Data wydania: 30 września 2025
Liczba stron: 180
Oprawa: twarda
Cena det.: 39 zł
Tytuł recenzji: O prowincji
Enigmatyczna i wzruszająca książka Leszka Milewskiego czytana jako całość z posłowiem autora może być literacką odpowiedzią na „Zaduch. Reportaże o obcości” Marty Szarejko, skromną literaturę faktu, która przepadła bez echa w 2015 roku, a dotyczyła kwestii tego, w jaki sposób kształtuje się tożsamość ludzi wyruszających w życiową drogę z polskiej prowincji, z miasteczek ku metropolii, konkretnie ku Warszawie. Co zabawne, obie książki mają prawie identyczną liczbę stron. Milewski także stawia na konkretny adres i będzie to prowincja z wyraźnym wskazaniem, ale z uwypukleniem wszystkich charakterystycznych dla takich miejsc cech.
Miasteczko Milewskiego stanie się tu punktem wyjścia do snucia czegoś na kształt gawędy, a może opowieści o charakterze mitotwórczym, bo Szarejko pisała o tym, że z polskiej prowincji umyka się przed tym, co mogłoby zamknąć nas w sobie na zawsze, a Milewski zaproponuje krótką i intrygującą powieść o tym, od czego uciec nie sposób. Trzeba temu nadać ramy i spróbować określić funkcję małomiasteczkowego świata, który zapada w pamięć jako miejsce poza czasem, gdzie znajduje się to, co stałe: bez względu na to, czy chce się od tego oddalić, czy nie. „Dziewczyna o wyjątkowych dłoniach” to również wyjątkowo skondensowana w treści książka o wyzwalającej, nie traumatyzującej roli pamięci miejsca, z którego się pochodzi. Szarejko i Milewski uzupełniają się. Ten drugi ma jednak większe pole do popisu: to literatura piękna, świadomie dobrana konwencja oraz język opowieści, która w każdym zdaniu kryje jednocześnie tajemnicę i gruntowne odsłonięcie tego, co można zdefiniować dopiero po latach.
Tak jak autor rozpocząłem życie w miasteczku, wydostałem się z niego bardzo szybko, a później na emigracji doświadczyłem tego, czym jest miasteczko w dalekim nordyckim kraju, więc zdaję sobie w pełni sprawę z tego, o czym jest ta opowieść. O tęsknotach, pamiętaniu rzeczy pierwszych i o tym, w jaki sposób wszystko rezonuje w pamięci, kiedy tęsknota i pamiętanie nie są czymś sentymentalnym. Mogą stać się groźne i mroczne, jak we fragmentach staje się ta opowieść o dziewczynie, która pewnego dnia pojawiła się przy kasie miejscowego marketu, a potem zniknęła, pozostawiając po sobie niezatarty ślad w pamięci zbiorowej, w imieniu której daje sobie prawo mówić narratorka, kobieta opowiadająca o przeszłości. A raczej o tym, co w tej przeszłości stało się trwałym śladem. Pęknięciem i niepokojem. Jednocześnie zaś zdarzeniem mitologizowanym w taki sposób, że Milewski wkracza w rejon dramaturgii w niektórych fragmentach, jednak robi to umiejętnie i, jak wspomniałem, fragmentarycznie. Dzięki temu każdy, kto przed miasteczkiem uciekł, ucieka albo być może do niego wrócił, mimo wszystko będzie tę opowieść odbierał jako ciepłą i zachęcającą do autorefleksji, mentalnego powrotu i do tego, by się z tym miejscem w swej świadomości zmierzyć. Bo portretowana przestrzeń jest hermetyczna i z tego powodu nie pozwala na kompromisy. A Milewski fantazjuje o tym, na ile możemy wydostać się spod wpływów prowincji, a na ile naznaczą nas one na całe życie.
Narracja opowieści oparta jest najpierw na spokojnej i wyraźnej ekspozycji, potem zaczyna być bardziej intensywna dzięki punktowaniu niejednoznaczności. Widzimy w pełni odsłonięty obraz najpierw narratorki, potem miejsca, do którego przybywa dziewczyna z zewnątrz. Następnie zaś to, co enigmatyczne, będzie się łączyć z rytmem tej narracji, która mimo wszystko stawia na porządkowanie, pewne podsumowania, ma charakter bardzo spójnego wywodu o istocie prowincji, choć pojawiają się w niej metaforyczne uogólnienia i z pozoru oczywiste, lecz przecież zawsze trudne pytania retoryczne.
Jest więc ona, uważna obserwatorka i opowiadaczka. I druga ona, obiekt sensacji w miasteczku, a dla narratorki – punkt wyjścia do opowiadania o mentalności i historii miejsca, do którego śmiała wkroczyć dziewczyna czytająca po godzinach książkę, odstająca od reszty, także ze względu na mówiący tutaj sporo adres zamieszkania. Narratorka wie, że z tego powodu ogranicza opisywaną przez nią bohaterkę nie tylko pochodzenie (bieda rodziców), ale także status w miasteczku. Milewski podkreśla parę razy, że zapewne narracja męska byłaby bardziej uprzywilejowana, być może jednak to kobiecy punkt widzenia, drugorzędny na prowincji, jest tu ważniejszy, gdy weźmie się pod uwagę koncentrację na losie drugiej kobiety. Jedna i druga są oddalone, w jakiś sposób separowane od tego, co charakteryzuje społeczność miasteczka. Jedna i druga wpisują się jednakże w zmiany, jakie zachodzą na prowincji, w którą wdziera się niepokój. Stąd stałe wątpliwości, na których czułej nucie Milewski tu gra – nucie sentymentalnego mitologizowania i demitologizowania rzeczywistości czy coraz bardziej mrocznego opowiadania o świecie całkiem odsłoniętym, a jednocześnie obrastającym w kolejne tajemnice.
„Dziewczyna o wyjątkowych dłoniach” śmiało punktuje to, co w każdym polskim miasteczku jest charakterystyczne, właściwie nieodłącznie związane z jego definicją i co może do niego zbliżać, ale także odeń boleśnie oddalać. W świecie przedstawionym tej powieści ksiądz może zrzucić sutannę i zająć się produkcją dopalaczy. Tu miejscowa panienka lekkich obyczajów jest tłumaczona ze swego trybu życia przez wrażliwą na detale narratorkę jako osoba bezskutecznie poszukująca miłości. Tutaj miejscowy ciemny typ czyta Kafkę, a społeczność grzmi pomrukami niezadowolenia tak jak harmonijnie roztacza swoją akceptację – zarówno wobec dostosowania się do norm małej społeczności, jak i wypadnięcia z ram. Miasteczko zawsze ma wakaty dla wroga i bohatera. Bardzo krótko są one nieobsadzone. Tutaj mowa jest także o tym, jak płynna może być prowincjonalna granica między byciem którymś z nich. Jak łatwo jest ją przekroczyć i jak niemożliwe bywają potem próby powrotu do tego, co było.
A w opowieści Milewskiego są z czułością i zadumą portretowane wszystkie słabości, bolączki i niejednoznaczności ludzi z prowincji, którzy grubymi nićmi szyją kształt miejscowej przestrzeni do życia, a każdego, kto śmie pruć tę robotę, poddadzą ostracyzmowi. Myślę jednak, że autor nie skupia się na tym, co symbolicznie stanowi tytułowa dziewczyna: początek albo raczej powód przemian, po których nic już nie będzie takie samo. W gruncie rzeczy wszystko jest jednak tak samo, tylko trzeba odpowiedniego języka, by opowiedzieć o tym, że jakieś dramatyczne zdarzenie nigdy nie zmieni świadomości prowincji. Tu staje się istotne nie tylko to, co się wydarzyło, ale przede wszystkim to, dlaczego się wydarzyło. Jednak autor tak prowadzi nas przez swój świat przedstawiony, że najważniejsza pozostanie czułość wobec detali połączona z czułą obserwacją ludzi, którzy z różnych powodów nie potrafią spojrzeć na siebie z zewnątrz. Perspektywę miasteczka nakreślą dwa końce: pożar miejscowej pieczarkarni i przybycie tytułowej dziewczyny. Jest to jednak głównie książka o otwarciach, nie o końcach. Pisana z punktu widzenia kogoś, kto narracyjnie – i celowo – zmienia płeć, ale wiemy, że pisze o tym, co dokładnie zna, co rozumie, szanuje i w tym zrozumieniu oraz szacunku potrafi się zdystansować. Dzięki temu otrzymujemy barwną i zapadającą w pamięć opowieść o sprawach nieoczywistych, choć rozgrywającą się w środowisku, w którym wszystko wydaje się oczywiste i uporządkowane.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz