2025-02-12

„Null” Szczepan Twardoch

 

Wydawca: Wydawnictwo Marginesy

Data wydania: 26 lutego 2025

Liczba stron: 280

Oprawa: miękka

Cena det.: 54,90 zł

Tytuł recenzji: Cień wojny

Boję się wojny. Nie rozumiem jej. Dla mnie wojna – jakakolwiek – jest absurdalna i przerażająca. Nie pojmuję jej mechanizmów, choć bywają bardzo proste. I wciąż na nowo czytam książki o wojnie, żeby coś zrozumieć. Dlatego sięgnąłem po nową powieść Szczepana Twardocha. Bo to historia wojny, która ma co najmniej zaskakujący charakter. Wojny o bardzo skomplikowanym obliczu. Gdy Twardoch wyjechał na ukraiński front, by poczuć wszystko na własnej skórze, pojawiło się mnóstwo komentarzy, że to nieodpowiedzialne, niebezpieczne, pozerskie. A powstała z tego świetna książka. „Null” to rzecz o tym, jak bardzo trzeba być odpowiedzialnym za samego siebie, jak niebezpiecznie jest stracić kontakt ze sobą i jak pozerskie wydaje się udowadnianie wszem wobec, że mężczyzna powinien zawsze chwytać za broń i walczyć, a także ginąć z powodu tego, na jakim obszarze przypadkowo się urodził, bo podobno jest mu coś winien. Na przykład śmierć.

Moja przygoda literacka ze Szczepanem Twardochem trwa od wielu lat, bo to przecież jeden z najbardziej znanych polskich pisarzy, który swoją markę utrwalił przede wszystkim konsekwentną i solidną pracą. Po zachwycie „Morfiną” i zaintrygowaniem „Drachem” mocno mnie potem rozczarował formalną wtórnością „Króla”, a jako wielbiciela nordyckich klimatów – także „Chołodem”. Ale miałem też przyjemność prowadzić spotkanie autorskie z tym człowiekiem. Pełnym wiary w swoje możliwości i wykorzystującym pewność siebie do twórczych działań. Na przykład takich jak wyjazd na ukraiński front i napisanie potem „Nulla”. Twardoch to jeden z nielicznych polskich pisarzy, którzy pozwalają mi utrzymać tlącą się jeszcze nadzieję, że męski bohater współczesnej literatury polskiej może być ciekawy i że w ogóle literatura pisana przez mężczyzn to nie tylko megalomańskie rozważania o tym, jak to okrutny los trafił się danemu bohaterowi płci męskiej.

Okrutny los spotyka mężczyzn, którzy rozumieją tych uciekających od wojny i niewalczących za ojczyznę, przy tym zaś sami nie do końca pojmują, co robią w okopie, a raczej w jakiejś piwnicy. Na tej wojnie, która jest wiecznym oczekiwaniem. W świecie, w którym czują się trupami i tylko czekają na ten moment, kiedy ich egzystencja, już miniona, zostanie określona trzycyfrową liczbą. To jest książka o wojnie za wschodnią granicą tak świetna jak wydany w 2019 roku „Internat” Serhija Żadana (czytanego zresztą przez jednego z bohaterów), choć przecież Żadan niekoniecznie mógł antycypować piekło, które rozpoczęło się w 2022 roku, a w którym tkwią mężczyźni z „Nulla”. A może doskonale wiedział, co czeka Ukrainę? Kraj, który widziany oczyma bohaterów Twardocha, choć jest piekłem, jest też miejscem, które przywiązuje na zawsze. Nawiązujący często publicznie do problemu tożsamości narodowej Twardoch tutaj w zaskakująco różnobarwny sposób pokazuje ten problem z perspektywy ludzi, dla których wojna jest wiecznym punktem odniesienia w życiu.

Nie przeszkadza mi to, że czytam o truizmach typu „to nie Putin rozpętał wojnę, to Rosjanie pozwolili na wzrastanie w siłę i bezkompromisowość Putina”. Nie przeszkadza mi również to, że to kolejna traktująca o ukraińskiej batalii wojennej powieść, w której prezentuje się ten niejasny front walki, właściwie fantasmagoryczny. Tytułowy Null jest gdzieś jakby we mgle, choć to punkt odniesienia, fort do obronienia, ten ważny front, którego nie widzą ani nie czują bohaterowie. Skupiłem się na tym, co fascynuje i przeraża.

„Null” jest napisany stylem odwzorowującym charakter i sposób myślenia postaci. Czasem bardzo długie zdania są niesamowicie dynamiczne. Czasami wulgaryzmy odgrywają dużo istotniejszą rolę, niż to się wydaje. Zresztą pozorów jest tu sporo. Na przykład pośród tęsknot za tak zwanym normalnym życiem pozorowanie tego życia w obrzydliwym miejscu, gdzie Internet można złapać tylko na chwilę, by przekazać komuś bliskiemu choć dwa ważne zdania. Albo przeczytać książkę. Albo zrobić coś równie absurdalnego, bo zupełnie niekojarzonego z wojną. „Null” to wojna z perspektywy człowieka, który jest jedynie kimś, kto wykonuje zadanie; zmienia się mu czasem imię, a jego tożsamość staje się szeroko pojętą tożsamością straceńca, który po prostu musi być na froncie. Tak zwanym froncie.

Jest jednak śmierć, którą oswaja się zaskakująco szybko, są przedstawione relacje z jeńcami, jest też bardzo ciekawe dla mnie spojrzenie na wojnę z perspektywy kobiety. Twardoch proponuje swego rodzaju powieść panoramiczną, która zyskuje na autentyczności dzięki retrospekcjom. To przejmująca wizja tworzenia tak zwanej armii z ludzi totalnie różnych od siebie charakterologicznie czy kulturowo. Jak w tym gąszczu skomplikowanych biografii i osobowości zaburzonych na różnym etapie życia przez różne czynniki stworzyć regularną armię, która odeprze atak przeciwnika?

Tymczasem atakują drony, nimi się walczy, to taka nowoczesna wojna, ale wyjątkowo skomplikowana przez tę swoją nowoczesność. „Null” tworzy absurdalny obraz powinności męskich, jak również męskich obaw przed byciem sobą, powiedzeniem sobie kilku słów prawdy, przed uznaniem nieprzystawalności do tej wojny, która przecież toczy się z przerwami, wciąż na niekorzyść Ukrainy, tej Ukrainy odmienianej przez wszystkie przypadki w rozmowach z ludźmi, którzy w gruncie rzeczy pogubili się w swojej przynależności terytorialnej czy narodowej. Kim jest żołnierz, kim weteran, kim dezerter? Szczepan Twardoch proponuje proste pytania i szalenie skomplikowane odpowiedzi. Łącząc przewidywalność, oswojenie z tymczasowością i poczucie bezsensu z antycznymi odniesieniami do wartości trwałych, jasnych i przede wszystkich wiecznie bronionych, „Null” jest trochę archetypiczną opowieścią o tym, że wojna bierze się z gniewu, a jedno i drugie prędzej czy później stanie się przeszłością.

Tu mamy bardzo intensywną teraźniejszość. Mamy pozornie głównego bohatera Konia z szalenie ciekawą biografią, ale mamy również mężczyzn, którzy zmuszeni zostali do tego, by intensywnie przeżywać czas teraźniejszy, bo znajdują się tylko w kontakcie z samymi sobą pośrodku chaosu. To jest wojna czy wyczekiwanie wojny? Ona ma gdzieś swój początek, jakiś punkt kulminacyjny, może będzie koniec? „Null” to powieść, w której bohater myśli: „Zastanawiasz się nad tym, żeby się nie bać”. To przecież nie tylko historia o lęku przed realną śmiercią. To strach przed tym, że świat wokół może się nigdy nie zmienić. I żołnierze nigdy nie wyjdą ze swoich okopów, bo ukraińska wojna zdeformowała ich poczucie własnej wartości oraz wszelkie pragnienia, marzenia, plany na przyszłość.

„Null” to napisana żywym językiem i wielowymiarowa proza o tym, jak bardzo przyziemnie idiotyczna, a zarazem idiotycznie bezkompromisowa może być wojna. Jestem zatem po lekturze kolejnej powieści o wojnie i wciąż na nowo wszystko mnie dziwi. Zaskoczyła mnie też nowa odsłona Szczepana Twardocha, który jest jednym z ciekawszych twórców, wiedzącym, jak intrygująco wykorzystać we współczesnej literaturze na przykład narrację drugoosobową. To również bardzo bolesna książka o rozdarciu. Chęci bycia innym, bycia gdzie indziej. I o powinnościach, które wydobywają się z absurdu. Myślicie, że wojna Ukrainy z Rosją się kiedyś skończy? Że antycypujecie, co może być dalej? Przeczytajcie „Nulla”. Boli i przejmuje. Włosy mogą się zjeżyć na głowie. Twardoch w bardzo dobrym wydaniu. W wyjątkowo mocnej książce o ludzkich słabościach i bezwolności wobec losu.

Brak komentarzy: