2011-08-27

"Tony i Susan" Austin Wright

Nie określiłbym powieści Austina Wrighta mianem „arcydzieła”, a taka etykieta znajduje się na okładce książki. Nie dołączę do peanów na jej cześć, które można przeczytać tym razem na okładce tylnej, bowiem „Tony i Susan” bynajmniej nie jest powieścią ani piękną, ani cudownie napisaną. Myślę, że to dość dobrze skrojony dramat obyczajowy o specyficznej formie – mierzymy się bowiem, wraz z główną bohaterką Susan Morrow z książką, którą przesyła jej ni stąd ni zowąd były małżonek. Książka w książce, dwie fabuły, dwie pozornie różne historie, którym już na samym początku nadany jest wspólny mianownik, zatem zmusza ona czytającego do takiej, a nie innej interpretacji. Susan ma zostać bowiem dotknięta przez powieść autorstwa mężczyzny, którego kiedyś utrzymywała i któremu wierzyła, iż potrzebuje natchnienia i spokoju, by pisać, a w gruncie rzeczy nie miał do tego ani predyspozycji, ani też nie wiedział, o czym pisać. Tymczasem wiele lat po rozstaniu nagle znajduje temat i maszynopisem ma zadać Susan bolesny cios. To wszystko wiemy już z pierwszych stron tej powieści, czy trzeba zatem czytać ją dalej?

Może warto spojrzeć na tę książkę nieco inaczej. Może jest tu mowa o wzajemnej ekspiacji, oczyszczeniu się z demonów przeszłości i stawianiu czoła temu, od czego wcześniej uciekano. Tak, z pewnością „Tony i Susan” to książka rozliczeniowa. Edward bowiem rozlicza się w swej kryminalno-obyczajowej powieści z samym sobą i Susan, ona zaś przytłoczona twórczością swego ex, tak silnie wdzierającą się do jej wnętrza, próbuje z perspektywy czasu spojrzeć na swój nieudany związek z Edwardem i zrozumieć błędy, jakie popełniała oraz to, kiedy i w jaki sposób go raniła. Dociera do niej także fakt, iż nie jest szczęśliwa w obecnym związku.

To, co przesyła do przeczytania Edward, jest mroczną powieścią o zemście. Główny bohater, Tony Hastings, jest świadkiem tego, jak trzech zbirów na autostradzie rozdziela go z ukochaną żoną i córką, by potem je zgwałcić i zamordować. Poniżenie Tony’ego stanie się jednocześnie jego zemstą. Bohater próbuje zdefiniować swoją męskość i udowodnić przede wszystkim sobie to, iż był męski w konfrontacji z nocnymi kierowcami, którzy najpierw ścigali się z jego rodziną, by później zatrzymać ich samochód i skazać na piekło, jakiego końca potem nigdy już nie można było zobaczyć. Zamknięty w sobie, brzydzący się przemocą Tony, początkowo kiepsko współpracuje z policją i jest tak, jakby policjantom bardziej zależało na schwytaniu przestępców niż jemu samemu. Nie podejrzewa, że z czasem wejdzie w swoistą grę, w której trudno mu będzie się odnaleźć. Grę, której reguły ustali pewien ambitny policjant śledczy…

Susan odnajduje wiele wspólnego z powieściowym Tonym. Dramatyczna opowieść Edwarda – jak to zaznaczono na początku opowieści i we wstępie tej recenzji – przenika ją na wskroś i powoduje, iż coraz trudniej jest jej odciąć się od niezwykłej fabuły, jaką raczy ją ex. Dochodzimy tutaj do kwestii autora i czytelnika oraz wzajemnych między nimi zależności. Wright napisał książkę o istocie pisania, o kreacji twórczej za pomocą słów, która ma oddziaływać na wyobraźnię odbiorcy i poruszać go na tyle, by wszedł w interakcję ze słowami budującymi czytaną przez niego fabułę. Edward to modelowy typ niespełnionego pisarza, Susan zaś jest wymagającą czytelniczką. Autor pokazuje szereg napięć, jakie rodzi kontakt między nimi za pomocą słowa pisanego. I to ostatecznie przekonało mnie do tego, by nie krytykować tej powieści. Austin Wright bowiem stopniuje napięcie i gra z czytelnikiem. Do tego potrafi go wyprowadzić w pole i zaskoczyć, a taka sztuka nie każdemu się udaje. Plus zatem za inteligencję autora, minus za ckliwą i w gruncie rzeczy przesłodzoną opowieść, w której zemsta ma lepki smak i nie ma w niej ani odrobiny cierpkości.

Wydawnictwo MUZA, 2011

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zastanawiałeś się kiedyś, czemu w każdej notce jakakolwiek książka jest tak zachwalana? Jeżeli nie, to odpowiem na to pytanie. Notka na okładce to zawsze reklama, wiesz, taka jak reklama proszku Ariel lub Vizir. Czy te proszki wypiorą najtrudniejsze do usunięcia plamy? Taaa, także plamy na psychice jak włożysz głowę do pralki. Nie wypiorą, bo nie są to proszki wszechmogące. Podobnie z notkami reklamowymi. Pytam, po co zajmować się w recenzji tym, co jest napisane na okładce? Bo jakoś trzeba zacząć,bo na czymś trzeba oprzeć tę recenzję? Na demaskacji jawnej bajerki panów i pań z wydawnictwa? Phi... Ja wiem, że to blog i tu jest luz blues, ale mimo tego będąc krytykiem powinieneś stosować się do pewnych niepisanych zasad. Mam nadzieję, że moja uwaga była konstruktywna i jej nie skasujesz. Wszak szkoda by było mojego wysiłku włożonego w to "stuku puku" i "klik klik". Pozdrawia, Trener.

Beata Woźniak pisze...

Jak znajdę jakąś recenzję bijącą pokłony w stronę książki, szukam u Ciebie i znajduję obiektywnie napisaną opinię. Bardzo się z tego cieszę, bo wiem czy czytać czy zostawić w spokoju daną pozycję:)

Daria P pisze...

Chciałam przeczytać recenzję, która albo zachęciłaby mnie do przeczytania tej powieści, albo wręcz odwrotnie natomiast dostałam tu streszczenie pewnie najciekawszym wątków :/.
No cóż teraz to pozostało mi czekać tylko na premierę filmu Toma Forda....