2012-01-05

"Dzienniki kołymskie" Jacek Hugo-Bader

Ta książka powinna dostać nagrodę już za samą okładkę. Przepiękną, poruszającą, twórczą, niesamowitą. Oto niejaki Jura Sałatin, fascynujący złomiarz (tak, w tej publikacji nawet złomiarz potrafi być fascynujący) w czapce uszatce i grubych rękawicach mknie na swym motorze. Jacek Hugo-Bader właśnie w ten sposób chciał przemierzyć długą trasę kołymską od Magadanu do Jakucka. Nie wyszło. Wyszła za to pasjonująca podróż autostopem i piekielnie dobry reportaż. O wnętrzu piekła właśnie. Takiego ziemskiego, kryjącego pod wieczną zmarzliną zarówno drogocenne złoto, jak i zbiorowe groby zamordowanych w dawnych obozach pracy. Książka, która opowiada o życiu ściśle związanym z przeszłością. O tym, jak przetrwać i o tym, czym jest śmierć. O hektolitrach wypitego alkoholu, siarczystym mrozie i przede wszystkim o ludziach – ich dramatach, radościach i szczęściu. Wszystko w scenerii co najmniej egzotycznej, tak bardzo przecież niedostępnej, lodowatej, przerażającej…

„Dzienniki kołymskie” to już kolejny literacki dowód na to, iż Jacek Hugo-Bader kocha Rosję wraz z jej teraźniejszością i przeszłością, a by wyrazić tę miłość, pragnie poznawać ją szczególnie, namacalnie, wnikliwie. Postanawia dotrzeć do miejsca, w którym pozornie nie da się żyć. „(…) Wydaje mi się, że trzeba mieć raka, ciężko chore serce albo głowę, żeby tu żyć. Nie mieć naprawdę nic do stracenia albo innego wyjścia, żeby osiedlić się na biegunie okrucieństwa”. Ta niezwykłość panujących tam warunków i świadomość, iż życie toczy się mimo wszystko, popycha autora do tego, by przemierzać 2025 km Traktu Kołymskiego, zawierać tam przyjaźnie, fotografować to, co cenne, a przede wszystkim by zrozumieć inność; tę zimną i nieprzystępną, niemożliwą do poznania dla człowieka pozbawionego pasji tego poznawania.


Start w Magadanie, meta w Jakucku. Nie cel jest jednak dla Hugo-Badera ważny, lecz sama podróż. Podróż przez miejsca, które straszą tym, czym były kiedyś i tym, jakie są obecnie. „Bo ta licząca ponad dwa tysiące kilometrów droga wybrukowana jest ludzkimi żywotami. Położona na kościach. I to nie jest żadna metafora”. Niewiele będzie metaforyki w „Dziennikach kołymskich”, bo i nie ma na nią miejsca. Nie chodzi o wzniosłą literaturę. Chodzi o rzetelną literaturę faktu. I taką też otrzymujemy. Dziennik zaskakującej podróży pod patronatem „Opowiadań kołymskich” Warłama Szałamowa, którego – tak jak wszystkich żyjących, których poznaje w drodze – Hugo-Bader chce ocalić od zapomnienia.


Najważniejsi są ludzie. „Dzienniki kołymskie” to galeria postaci, o których szara codzienność nie dba, ale którzy za wszelką cenę próbują przetrwać i być szczęśliwymi w świecie, jaki im to utrudnia. Autor rozmawia m. in. z córką okrutnego Nikołaja Jeżowa, która opowiada o dramacie swojego dzieciństwa. Słucha Tamary Tichonowej i jej wspomnień z kobiecych łagrów. Zmusza do zastanowienia się nad tym, czym jest „zgwałcona Rosja”. Jeździ i pije ze złotym oligarchą Basanskim. Od Włada dowiaduje się, jak można pogodzić specjalizację chirurga z alkoholizmem. To także historia kołymskiego psychiatry, geologa Władimira, właściciela restauracji i handlarza złotem Mustafy, dyrektora elektrowni Garuszowa, eksperymentatora Niurguna… To ludzie z krwi i kości, często sfotografowani i uwiecznieni w tym, co mówią i robią. Ludzie, którzy wciąż pamiętają o okrutnej przeszłości obozów przymusowej pracy, ale mimo tego kochają Kołymę i są jej wierni. Co ciekawe – większość to ludność napływowa, uciekinierzy z Rosji i byłych republik radzieckich; wszyscy ze znamieniem porażek i okrucieństw, o jakich trudno im mówić bez wypicia kilku głębszych. Mamy także nieco sentymentalną, ale robiącą kolosalne wrażenie opowieść pewnej madame Marianne, która przybywa z Paryża tylko po to, by zaczerpnąć świeżego oddechu lodowatego powietrza kołymskiego, które pozwoli jej zrozumieć dramatyczne wybory swego ojca i wśród widm umarłych odnaleźć chęć do życia we francuskiej stolicy.


Im dalej w trasie, tym bardziej ponure przemyślenia. „Mam poczucie, że im bardziej wjeżdżam w głąb Kołymy, tym bardziej cofam się w czasie, bardziej zanurzam się w starą, sowiecką, zahibernowaną rzeczywistość”. W Jakucku Hugo-Bader będzie już częściowo innym człowiekiem. Dziesiątki spotkań, wysłuchanych opowieści, obejrzanych krajobrazów – to wszystko spowoduje, że nie tyle lepiej zrozumie postsowiecką mentalność, co samego siebie; tego, który tak bardzo chce w nią wniknąć.


„Dzienniki kołymskie” to zbiór mrocznych opowieści, ale także anegdot, bo poznani ludzie czasami też się śmieją. Zastanawiające jest, iż książka tak w gruncie rzeczy przygnębiająca, potrafi mimo wszystko hipnotyzować. Pewnie wynika to z tego, iż autor doskonale wie, gdzie się znajduje, z kim chce rozmawiać i o co pytać. A pytań o Kołymę jest bardzo wiele. O jej przeszłość i o to, czym jest obecnie. Bo w wiecznej zmarzlinie można odnaleźć coś ciepłego. Tym czymś jest ciepło ludzkich serc, o jakim Hugo-Bader potrafi pisać jak nikt inny.


Wydawnictwo Czarne, 2011

8 komentarzy:

ksiazkowiec pisze...

Wczoraj wybrałam książkę w empiku. Już wiem, że jestem w niej zakochana. Recenzją - potwierdzasz.:)

Made of Nothing pisze...

Słucham w Trójce autora czytającego swoje "Dzienniki...". Rzecz znakomita!

matylda_ab pisze...

A mnie czytający w Trójce autor totalnie zniechęca, jest nieprzekonywujący i szkoda, że sam czyta swoją książkę. Na str. Trójki pod tekstem o książce są zgoła odmienne komentarze:
http://www.polskieradio.pl/9/206/Artykul/500874,Reportaz-z-konca-swiata-na-antenie-Trojki

Dobrą książką była "Biała gorączka", choć także podobnie lekko podrasowana. ;))

Majka pisze...

Na stronie Trójki jest kilka krytycznych uwag sugerujących występowanie nieścisłości geograficznych i historycznych. Pytanie tylko czy w tej książce chodzi o kartograficzną precyzyjność. Moim zdaniem Autor przemierzając kolejne odcinki trasy wędrował przede wszystkim w głąb człowieka, którego spotkał. Mnie w każdym razie bardziej interesuje właśnie ta podróż psychologiczna i subiektywny obraz tego czego doświadczył Autor podczas spotkań. Chyba to nie miała być kolejna encyklopedia.

Jarosław Czechowicz pisze...

Nie chciałbym słuchać autora czytającego własną książkę, więc tego nie robię. Nieścisłości, o jakich piszą słuchacze Trójki - jeśli są nimi w rzeczy samej - nie odbierają temu reportażowi kolorytu. Napisałem, że najważniejsi są ludzie. To dzięki opisanym postaciom "Dzienniki kołymskie" wywarły na mnie tak wielkie wrażenie.

Karolina pisze...

Szanowny autorze, potrafisz zainteresować książką. :)

Anonimowy pisze...

Jeśli prawda mija się z treścią książki - tym gorzej dla prawdy. Jeśli autor nie ma szacunku dla czytelnika wypisując bzdury to ja dziękuję za taką książkę.

Czekam na "Hugo-Bader NON FICTION"

Anna Omiecińska pisze...

Ta ka książka trafiła na moją listę lektur obowiązkowych na najbliższy czas. Po lekturze "Białej gorączki" http://pudelka-zapalek.blogspot.com/2012/10/tam-tez-sa-ludzie.html zachwyciłam się Hugo-Baderem. A twoja recenzja tylko mnie zmotywowała, aby jak najszybciej nadrobić kolejną lekturę tego autora.