2012-05-01

"Mokradełko" Katarzyna Surmiak - Domańska

To ważne, że „Mokradełko” ujrzało światło dzienne. Trudno jest przeczytać ten reportaż bez wiedzy o tym, kim jest Halszka Opfer, bez znajomości jej dwóch wstrząsających książek – „Kato-tata” i „Monidło”. Pierwsza opowiada o dramacie dorastania u boku ojca – tyrana i erotomana jednocześnie, przy obecności matki, która wszystko wiedziała, ale wszystkiego się zapierała. Dojrzalsze i dużo bardziej dramatyczne „Monidło” opowiada, że koszmar wcale się nie skończył, gdy Halszka stała się dorosłą osobą i założyła własną rodzinę. Wtedy i teraz, wiecznie tłamszona, krytykowana, wiecznie uważana za przesadzającą neurotyczkę. Sama zaś z czasem przekonana, iż ludziom w jej życiu może być tylko podległa i że nic nie jest w stanie zrobić ze swoim życiem. Nic, by w życiu stać się wolną i szanowaną.

W „Mokradełku” reporterka „Gazety Wyborczej” próbuje dotrzeć do ludzi z najbliższego otoczenia Halszki. Próbuje zrozumieć, jak odebrali jej literackie manifesty. Jaka była, zanim zaczęła pisać. Jak naprawdę mogło wyglądać życie za zamkniętymi drzwiami przerażającego domu rodzinnego, które dopiero niedawno zostały uchylone. Katarzyna Surmiak - Domańska udaje się wraz z Halszką do jej matki. Liczą na szczerą rozmowę, przede wszystkim o ojcu – tyranie, który prawdziwą twarz wraz z pierwszymi łzami w oczach okazał córce dopiero przed śmiercią. Autorka książki pragnie oddać ducha wielkiego, zbiorowego i chwilami fascynującego procesu wypierania faktów, podczas którego nikt nie współczuje skrzywdzonej kobiecie, a prawie każdy myśli, ile zła wyrządziła w rodzinnej miejscowości swymi dwiema publikacjami.

Kiedy słyszy się dramatyczne historie o wykorzystywaniu seksualnym, biciu i poniżaniu kogoś, kto znajduje się gdzieś daleko, każdy jest w stanie wznieść się na wyżyny empatii i współczuć tej osobie. Inaczej sprawa ma się wtedy, kiedy ta osoba jest z naszego podwórka i po kolei krytykuje osoby, które przecież były takie dobre. Mit ojca Halszki jako wspaniałego człowieka i obywatela nadal mocno tkwi w świadomości mieszkańców Mokradełka. Prawie każdy, z kim rozmawia Surmiak – Domańska najbardziej niewygodne prawdy wypiera; udaje, że niczego nie rozumie, nazywa Halszkę mitomanką pragnącą sławy i publiki, która zacznie nad nią wzdychać i się litować.

Tymczasem „Mokradełko” spełnia inną funkcję. Stara się pokazać Halszkę jako ofiarę, ale i jako kobietę, która może przestać czuć się ofiarą. Jedziemy z nią – jak już wspomniałem - do jej matki. Niczego nie można oczekiwać. Nie wiadomo, czy kobieta w ogóle przeczytała książki córki. Ich wzajemne relacje z osobą trzecią u boku wydają się poprawne. Jest w nich cień, który szybko można dostrzec. Jest kostyczność, chwilami trudny do opisania chłód. Cała komunikacja między matką, córką i rzekomą koleżanką opiera się na sprawach jednoznacznych, czytelnych, jest do głębi rzeczowa i nijak nie można określić tego, jak wiele różnych emocji żywiły względem siebie ta, która była systematycznie gwałcona i ośmieszana przez ojca i ta, którą mąż bił i ośmieszał, uciekając wciąż do innych kochanek i okazując niechęć.

Spodziewany się, że dojdzie do spektakularnego pojednania. Nic bardziej mylnego. Matka, która latami chroniła okrutnego ojca, do dziś mówi o nim z pietyzmem, a jego grób traktuje niemal jak mauzoleum. Kontroluje sytuację, nie daje przy osobie trzeciej rozwinąć żadnego wątku związanego ze zmarłym mężem. Następują rytualne wręcz czynności wymiany sadzonek kwiatowych czy jedzenia, ale nie pojawia się ani jeden moment, w którym Halszka usłyszy od matki choćby słowo prawdy.

Zresztą jakiej prawdy? O tym też Surmiak – Domańska pisze bardzo przekonująco. Każdy z bohaterów reportażu nosi w sobie swoją prawdę – zarówno o tym, co było i o tym, co jest. Autorka koncentruje się na obecnych relacjach matki z Halszką, ale w tle pojawiają się inne głosy o kobiecie, która odważyła się głośno napisać o swych krzywdach.

Jej teściowa. Opisana w „Monidle” zaborcza kobieta miłująca swego syna i nie mogąca zaakceptować faktu, że taka kobieta – niekobieta zostaje jego żoną. Rozmowa z nią na samym początku reportażu może jedynie podnieść ciśnienie. W opinii matki Adama to nie ojciec Opfer był tyranem. To jego tyranizowały kobiety i powodowały, że był taki, a nie inny. Halszka dla niej to ofiara fałszywa. Nawet jeśli w ich czterech ścianach rozgrywały się takie dramaty, jakie opisuje, po prostu nie umiała powiedzieć „nie” i nie stawiała oporu. Sąsiadka z Mokradełka natomiast bez skrępowania mówi o tym, że Opfer nie lubi. Nie lubi jej wylewności, ciągłego tonu skargi i faktu, iż nie potrafi słuchać innych. Potwierdza to jej koleżanka Lidka. Halszka po prostu nie jest osobą, którą można lubić. Mówi zamiast słuchać. Nie docierają do niej argumenty, że swoimi książkami wyrządziła liczne krzywdy. Komu pisanie o prawdzie wyrządza krzywdę? Tym, którzy sądzą, że brudy pierze się we własnym domu, a ze skargami nie lata do obcych.

Surmiak – Domańska rozmawia także z bratową Halszki, która w pełni popiera jej działania. Obwinia matkę za to, że zawsze była oschła, kostyczna, mało kobieca. Jak przy takiej żonie mężczyzna mógł wzorowo pełnić rolę męża i kochanka? Jego fiksacje to wynik fiksacji żony. Kobiety, która zawsze odwracała się plecami, kiedy działa się w domu krzywda i zawsze była gotowa, by walczyć jak lew o swego mężczyznę, który i ją poniżał.

Niektórzy w Mokradełku uznają, że Halszka z pietyzmem pielęgnuje swoje krzywdy. Opinia o niej - „Ona musi udowodnić, że jest z nas wszystkich najbiedniejsza. Czyli najlepsza. Bo u Halszki najbiedniejsza czy najlepsza wychodzi na to samo”. Jej drugi mąż, u boku którego także przeżywała piekło, teraz uznaje, iż czuje się zmanipulowany, a przed własną porażką ucieka w religię. Lekarka Halszki zaświadcza, że kobieta nadal pragnie wsparcia i miłości, chociaż wciąż go nie dostaje.

Najważniejsza jednak wydaje się teraz matka. Ta, którą odwiedzają Halszka i Surmiak –Domańska. Wydaje się, że w sprawy przeszłości wspólnie się już nie zagłębią. Halszka – mimo dorosłego wieku – nadal jest łasa na jakiekolwiek przejawy czułości ze strony matki. Chce od nie usłyszeć, że o wszystkim wie, ale nigdy nie umiała się sprzeciwić. Bo przecież była w tym okrutniejsza niż ojciec zaglądający w majtki córce, potem wnuczce. Czy możliwe jest pojednanie Halszki z matką, gdy tego z ojcem być już nie będzie? Czy obie będą w stanie rozmawiać o tym, co przeszły i o tym, jak żyć, by w przyszłości być szczęśliwe?

„Mokradełko” zadaje bardzo wiele trudnych pytań. Na niewiele znajdujemy odpowiedzi. Widzimy zbiorowy szał wypierania zła, które było naprawdę, miało swoje miejsce. Małomiasteczkowa społeczność nie pojmuje, dlaczego Opfer pisze takie, a nie inne książki. Myślę, że w tym reportażu pokazane zostało wszystko to, co w książkach Halszki było jednoznacznie dobre lub złe. Granice się zacierają. Sama Halszka wydaje się inna. To nie tylko ofiara. To zdeterminowana kobieta, która walczy o własną wolność. A zdobędzie ją wtedy, kiedy upora się z demonami przeszłości. Tymi, których znaczenie lekceważą mieszkańcy Mokradełka. Było, minęło, po co to roztrząsać? Katarzyna Surmiak – Domańska niczego nie roztrząsa, nie udziela żadnych odpowiedzi, skupia naszą uwagę na pytaniach. I kwestii, czy jest możliwe nowe życie; pojednanie po tym, które przypominało piekło.

Wydawnictwo Czarne, 2012

2 komentarze:

alphabets pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
alphabets pisze...

Przeczytałam tę książkę bez lektury "Kato-taty" i "Monidła". Być może z tego powodu nie polubiłam Halszki. Może zmienię zdanie, gdy zdobędę te pozycje. Sam reportaż na najwyższym poziomie.