2012-11-12

"Patrz na mnie, Klaro" Kaja Malanowska

Druga powieść Kai Malanowskiej to historia, której przez nieuwagę można dodawać wspólny mianownik z „Drobnymi szaleństwami dnia codziennego”. Też mamy kobietę (nawet kilka!), także neurozy i również codzienne zmaganie się ze swoim brakiem poczucia samej siebie. „Patrz na mnie, Klaro!” to jednak nowa jakość i zupełnie nowa historia. Także pisana emocjami, co dla tych, którzy się ich na co dzień umieją pozbywać, wydaje się może śmieszne. Ale, jak pyta sama Klara, „Jeżeli uczucia są autentyczne i wystarczająco silne, a sprawy których dotyczą, wystarczająco poważne, kogo miałyby śmieszyć?”. To książka, nad którą warto pochylić się z rozwagą, bo mówi i o tym, kim jesteśmy, gdy nie ma bliskiej nam osoby tuż obok, ale także o tym, czy bliskość z kimś nie powoduje, iż nie mamy już o sobie samym pojęcia…

Klara na samym wstępie uwikłała się w dwie toksyczne relacje. Najpierw z zaborczą i zazdrosną o wszystko matką, a potem z Agatą, klasową koleżanką. Podczas gdy Anna stara się jak może, by szantażować emocjonalnie nawet swą dorosłą córkę, jej uwielbiana koleżanka z czasem okazuje jej niechęć i powoduje, że w sercu młodziutkiej Klary rodzi się pierwsze rozgoryczenie i poczucie straty. Kilka lat później, kilka histerycznych wybuchów płaczu matki i kilka jej zmarszczek więcej, Klara ponownie źle lokuje swoje uczucia. Fascynacja Michałem jest dla niej destrukcyjna nie tylko dlatego, że mężczyzna nie potrafi się opowiedzieć, czy dobrze mu z Klarą i jej ckliwością, czy też z partnerką, która w końcu łapie go na ciążę i odciąga od pogrążonej w egzystencjalnych lękach konkurentki. To kolejna osoba, która daje jej nadzieję na to, że czuje się ważna oraz potrzebna i następna, która zachwieje w posadach tym przekonaniem.

Żyjąca u boku wciąż inwazyjnej matki, której rodzicielka była surowa i która teraz dla własnej córki chce poświęcić wszystko i pokazać serce, Klara podejmuje się czynu heroicznego. W natłoku zdarzeń i przy stukocie zegara, który każe jak najszybciej wyjść za mąż, wybiera zło konieczne. Jest nim Franciszek – mierny artysta, artystyczny rzemieślnik. Matka tego ułożonego, spokojnego i przewidywalnego faceta podkochuje miłością absolutną, bo wreszcie widzi dla córki szansę na godziwe, a przede wszystkim spokojne życie. Klara postanawia takie wieść. Przy poukładanym, pedantycznym i przewidywalnym Franciszku uspokaja się; lęki i niepewność własnej egzystencji mijają. Jest żoną i częścią porządnego życia. Przez lata cieszy się tym ładem, ale brakuje jej odwagi, by wyznać mężowi miłość. Brakuje także, by powiedzieć, co ją rani w nim samym, jego podejściu do życia. Kiedy Franciszek zaczyna w związku odczuwać samotność i gorycz, postanawia zwrócić się ku innej kobiecie. Od tej pory to ona, Tamta, stanie się centrum zainteresowania Klary. Tamta Kobieta spowoduje, iż odżyją neurozy i że świat znowu zacznie się sypać. Klara postanawia odkryć, dlaczego Franciszek się nią zafascynował. Niezdrowa fascynacja ogarnie także i ją. Będzie w niej i obsesja, i gniew pomieszany z uwielbieniem, i zwyczajna ciekawość po prostu. Czego? Tego, czego nigdy nie miała, a co próbuje szukać w życiorysach innych ludzi. Klara podejmie się nie tylko specyficznej gry śledzenia tej drugiej, co malarskiej wendety, której finał będzie trudny do przewidzenia.

Malanowska świetnie kreśli obraz trzech pokoleń toksycznych dla siebie kobiet. Zofia była dla Anny lodowata, więc Anna chce dać Klarze tyle ciepła, ile sama nie otrzymała. Anna to matka tragiczna i matka wiecznie niespełniona. Jej ingerencja w życie dorosłej córki jest gwałtem, jaki zadaje samej sobie i wspomnieniu własnej, kostycznej rodzicielki. Ta historia trzech kobiet, dwóch córek i dwóch matek, to opowieść o miłości źle lokowanej, choć przecież wielkiej i bezwarunkowej. Nieprzypadkowo Klara śni o procesie narodzin à rebours – pragnie urodzić matkę, a następnie swoją babkę. Odwrócenie ma pełnić funkcję katharsis. Jest aktem sprzeciwu wobec kochania zaborczego, które może mieć inne oblicze, ale przynosi równie wiele zła. Klara tymczasem nie potrafi kochać inaczej niż zaborczo. Dla niej kochać, to spalać się. Tak też żyje. Franciszek nie jest wart miłości, bo przy nim pozostaje się sobą. Kim jest się w relacjach z tymi, którzy sycą się naszymi lękami i je wykorzystują? Klara postanawia zmierzyć się z samą sobą w nowej roli. Podejmuje grę z rzekomą kochanką Franciszka, w której walka okaże się wielowymiarowa i tym razem nie przyniesie zniszczenia i bólu, lecz samowiedzę. Trudną, ale nową. Taką, którą trzeba rozłożyć na dwa życia, dwie biografie. Dwie różne kobiety staną się jednością na zasadach określonych przez internetowe śledztwo. Klara odnajduje bowiem blog Tamtej i z jej zapiskami podąża ku drodze… odnalezienia samej siebie.

Historia Kai Malanowskiej to taki dramat osobisty i rozpisany na kilka głosów dramat egzystencji tych, dla których poczucie własnej wartości jest abstrakcją, a żeby utwierdzić się w przekonaniu, iż istnieją, muszą mocno się uszczypać, bo chwilami naprawdę ich nie ma. To nie jest tylko książka o kobiecych obsesjach, bo i o męskim cierpieniu w morzu utyskiwań płci pięknej. „Patrz na mnie, Klaro!” to przewrotna opowieść o odzyskiwaniu własnej tożsamości i o wyjściu naprzeciw demonom z przeszłości; tym, co unieszczęśliwiają i zmuszają do płaczu oraz chodzenia w dresie po zasyfiałym mieszkaniu, gdzie czas odmierzają ziewnięcia i napady lęku. To książka ważna nie tylko dlatego, że pokazuje dramaty w krzywym zwierciadle, a potem zmusza do tego, by spojrzeć na nie poważnie. Kaja Malanowska napisała tę historię emocjami, ale warto zauważyć, że nie tylko o emocje tutaj chodzi, bo dążąca do poznania samej siebie Klara potrafi się z nimi pożegnać i stawić życiu czoło, kiedy okoliczności naprawdę tego wymagają.

Wydawnictwo „Krytyki Politycznej”, 2012

2 komentarze:

Marzena Dobosz pisze...

Szkoda, że w Pana recenzji nie ma nic na temat formy tej powieść. Zachęcona opisem treści, zajrzałam do niej i niestety nie spodobała mi się forma. Zwłaszcza nudnawe i bełkotliwe fragmenty dziennika. Zresztą reszta też napisana męczącym językiem: "Z błogim zdumieniem odkryła w sobie mrowiące wibracje i dreszcze, ogromną, wzbierająca siłę, której nie potrafiła się oprzeć [...]" (K. Malanowska, Patrz na mnie, Klaro! Wydawnictwo Krytyki Polityczne, Warszawa 2012, s. 55). Myślę, że to może jest książka dla młodzieży, ja widocznie jestem już za stara:) Przesyłam ukłony MD

Unknown pisze...

Rzeczywiście forma jest przerażająca - literatura dla kucharek - odnosi się wrażenie czytania Stephenie Meyer. Trawestując Herberta - szkoda zmarszczki stylu na recenzje takiej książeczki - chciało się panu tyle pisać o takim banale ?