Wydawca: Wydawnictwo Pauza
Data wydania: 3 września 2025
Przekład: Justyna Czechowska
Liczba stron: 192
Oprawa: miękka
Cena det.: 44,90 zł
Tytuł recenzji: Zniknąć i pojawić się
Moim zdaniem to najlepsza książka Therese Bohman. Między innymi dlatego, że odchodzi od obsesyjnych czasem rozważań o istocie kobiecości, jej dylematach i powiązanych głównie z płcią problemach. Dwie takie powieści przeczytałem, przy trzeciej podobnej powiedziałbym, że Bohman całe życie pisze jedną książkę. I choć główną bohaterką jest kobieta i wokół niej ogniskują się zdarzenia oraz refleksje, „Góra Prawdy” jest przede wszystkim książką o życiu. O jego przypadkowości oraz nieprzypadkowości. O tym, że jest sumą rozmaitych doświadczeń, i o tym, jak oswoić w nim smutek, utratę, a potem przekuć to w coś twórczego. To historia kobiety, którą od traum uratowała sztuka. Piękna metaforyczna opowieść o tym, jak patrzymy na czas, w jaki sposób on nas kształtuje, jak chcemy lub nie chcemy oddzielać od siebie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, lecz przede wszystkim o tym, że można namalować swoje emocje. Przeżyć siebie, najpierw poszukując sztuki, potem się w niej zanurzając, a następnie uświadamiając sobie, że jest się w domu – domem Heleny stają się malowanie i upragniony przez lata spokój wewnętrzny.
Siłą tej krótkiej powieści, którą czyta się od razu całą, jest sugestywnie prowadzona narracja pierwszoplanowa, gdzie znajdziemy całą masę detali, lecz również zaledwie pouchylane furtki do interpretowania ukrytych emocji, tylko w drugiej części wyrażanych wprost. Jest to opowieść o silnym związku ze światem natury, bo natura odgrywa w Szwecji ogromną rolę. Przepiękne opisy przyrody łączą się z intrygującą opowieścią o pewnym mrocznym miejscu. A może o miejscu, które było mroczne, lecz właśnie ono pozwoliło pożegnać się z egzystencjalną ciemnością.
Na Islandii jest magiczna góra Helgafell położona niedaleko miejscowości Stykkishólmur na półwyspie Snæfellsnes. Mało kogo z turystów obchodzi, zresztą w szczycie sezonu byłem tam tylko ja. Jeśli wejdzie się na tę górę bez odwracania się za siebie i bez odezwania się słowem, spełnią się trzy życzenia, które trzeba wcześniej dobrze przemyśleć. Tak właśnie zrobiłem i po ponad roku spełnia się jedno z moich życzeń. W powieści Bohman jest trochę inaczej – tytułowa góra to miejsce mroczne i tajemnicze, powiązane z największą traumą życiową bohaterki i ze zniknięciem Znakomicie jest opisany cały proces – wszystko do końca utrzymane w tajemnicy w związku ze zniknięciem połączone z opowieściami o tych, którzy pozostali po znikającym. Jednak powiązanie Heleny z tą górą również jest na swój sposób magiczne i też w pewnym stopniu spełnia jej życzenia, choć nie oddaje tego, który zniknął tam na zawsze. Tło opowieści o Górze Prawdy jest piękne i symboliczne, uwidacznia w książce wyjątkową wrażliwość na detale życia ludzi, którzy powiązani zostali z cieniem góry na zawsze – dosłownie i symbolicznie.
Bohman zaczyna sielankowo i bezpretensjonalnie. Dziewczynka nagrywa z radia listę przebojów, potem je kolację wielkanocną (w Islandii podczas tego święta również celebrowana jest kolacja, nie zaś śniadanie), a potem ze swoim bratem czyta komiksy o Kaczorze Donaldzie i zajada się słodyczami. „Było to takie przyjemne i proste”. A potem powoli zaczęło się tak zwane życie. Nawiązana w młodości relacja z samotnym i niezależnym chłopakiem staje się w życiu Heleny antidotum na zniknięcie innego ważnego chłopca. Ich losy splotą się i rozejdą, ale Bohman bardzo dba o to, by ta charyzmatyczna postać drugiego planu była w życiu bohaterki obecna. Zwłaszcza w sugestywnym zakończeniu, dzięki któremu odkrywamy, jaki naprawdę jest sens „Góry Prawdy” i ku czemu prowadzi ta fabuła.
To opowieść o dosłownym i symbolicznym znikaniu najbliższych. Helena coraz bardziej zamyka się w sobie, a towarzyszem jej życia staje się smutek. Bohaterka odbiera sobie prawo do samostanowienia. Każdy chce wyjechać ze szwedzkiej prowincji i ona obiecuje sobie, że także to zrobi. Zaskoczy ją, dokąd symbolicznie wyjedzie. Jednak wyjeżdżając, zabiera ze sobą rozterki i problemy, których nie rozwiąże ani zmiana miejsca, ani upływ czasu, na który w pewnym momencie życia Helena tak utyskuje, jest wręcz gotowa do walki o to, by czas stanął w miejscu, a ona więcej nie cierpiała. Zmiany następują nie tylko w jej życiu. Wydaje się, że stałym i niezmiennym punktem, ostoją spokoju, jest dom rodzinny. Ale pozornie sielankowe życie rodziców wcale takie nie jest i nie było. Naznaczeni bolesną utratą, jak ich córka postanowili zamknąć smutek w sobie. A Helena zdecydowała się uczynić go towarzyszem swojego życia. Co ma dosłowne i symboliczne konsekwencje.
„Góra Prawdy” to przejmująca opowieść o kobiecie, która bez planu na życie metaforycznie ginie, ale z czasem pojmuje, że plan na życie to przede wszystkim przyjmowanie tego, co przychodzi. Czasami przychodzą tylko wspomnienia, gorzkie rozczarowania i żyje się z niskim poczuciem wartości. A czasami jest tak, jakby zniknęło się w górskiej jaskini i wyszło stamtąd jako inny człowiek. Bohman wie, w jaki sposób łączyć wątki powiązane z historią sztuki z pozornie prostą historią życia kobiety, która pyta siebie, co tworzy życie, a potem sztuką kreuje to życie. Dużo wzruszeń daje ta bezpośrednia z jednej strony, a tak metaforyczna z drugiej opowieść o nieszczęściu kobiety, która doświadcza utrat, w ich miejsce zaś – coraz większej pustki. I tylko ona sama musi wydostać się z górskiej jaskini. Ona nie zniknie. Ona zacznie być kimś, o byciu kim jedynie marzyła. Zrealizuje to, co wydawało się nie do zrealizowania. Wszystko dzięki szalonej determinacji, ale jednocześnie ogromnej wrażliwości w obserwacji otaczającego ją świata, z których to obserwacji wyciąga konstruktywne wnioski.
Therese Bohman tym razem napisała książkę, w której zamiast ideologii pojawiają się przede wszystkim silne emocje. Tu nie ma tez zawartych w innych książkach. W przeciwieństwie do „Tej drugiej” autorka ponownie nadaje bohaterce imię, a wraz z imieniem czytelną od początku do końca tożsamość. To też – takie mam wrażenie – bardzo osobista powieść, w której Bohman nie chce snuć refleksji o roli i miejscu osoby danej płci w konkretnych uwarunkowaniach. Tu jest bardziej mowa o uwarunkowaniach, które mogą życie uczynić spełnionym albo pełnym niepewności. W życiu przyjaciela, który kiedyś tak bardzo imponował uporządkowanym życiem, pojawia się porażka egzystencjalnego chaosu. Ale to nie decyduje o tym, że Helena czuje się lepiej, bo wygrała w loterii życia i przestała deprecjonować siebie, co blokowało ją we wszystkich działaniach. Jest tu jednak wciąż obecna symboliczna nieobecność. To zniknięcie, które będzie swoistym cieniem w bardzo realistycznej powieści rozgrywającej się w konkretnych dekoracjach (szkoda tylko, że Sztokholm znów pokazany jest dość stereotypowo). „Góra Prawdy” to też piękna opowieść o cielesności – dosłownej i tej w sztuce. O roli bliskości, która utracona, daje siłę, by szukać jej inaczej, w różnych sferach. Tak, zdecydowanie najlepsza tej szwedzkiej autorki książka, którą przeczytałem. Sielankowa, tajemnicza, niepozbawiona intelektualnego sznytu, ale także czuła i przepełniona chwytającymi za serce scenami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz