2015-01-19

"Służąca" Tara Conklin

Wydawca: Świat Książki

Data wydania: 14 stycznia 2015

Liczba stron: 416

Tłumacz: Justyna, Sławomir Studniarz

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 32,99 zł

Tytuł recenzji: Ku wolności

Amerykanie wstydzą się za niewolnictwo jak Niemcy za nazizm. Na fali tego wstydu i pośród licznych pytań, dzisiaj brzmiących kontrowersyjnie i bezradnie zarazem, powstają ważne dzieła literackie oraz poruszające obrazy filmowe. W USA problem czarnoskórych Amerykanów uwypuklił wcześniej "Kamerdyner", dzisiaj robi to "Selma". Trzeba tylko żywić nadzieję, że Tara Conklin nie podjęła się napisania swojej książki z powodu nośności tematu i nie zrobiła tego tylko dla zarobku. Chce się wierzyć w uczciwy ładunek emocjonalny i ideologiczny "Służącej", bo to naprawdę dobra proza obyczajowa - wielowątkowa, dynamiczna, sprytnie łącząca w sobie proste rozwiązania fabularne z komplikacją życiorysów postaci. Conklin wyróżnia się, pisząc o temacie dość wyeksploatowanym, kiedy stawia na przekaz dzieł sztuki, którymi porozumiewają się bohaterowie ponad czasem i okolicznościami oraz subtelnie sygnalizując wątek kobiet decydujących się na wolność i pozostawiających swoje dzieci.

"Służąca" to dwie narracje prowadzone jednocześnie. Jedną z bohaterek jest nastoletnia Josephine, tytułowa służąca w upadającym Bell Creek, która w 1852 roku rozmyśla o ucieczce, obserwując jednocześnie agonię swojej pani. Ona nie tylko dała Josephine szansę lepszego życia, ale pozwoliła rozwijać talent malarski, z jakiego potem zrodziła się fałszywa legenda. Druga postać to niezależna i zdeterminowana Lina, młoda prawniczka z XXI wieku, córka znanego malarza, doskonale zdająca sobie sprawę z własnej wartości i podążająca drogą kariery zawodowej. Josephine nie jest dany żaden wybór, może jedynie rozważać kwestię nocnej ucieczki. Lina wybiera mądrze i właściwie, zawsze przekonana o swojej racji i korzystająca z możliwości, jakie stawia przed nią los. Czarnoskóra służąca zdeterminowana jest jedynie w myśleniu o własnej wolności. Determinacja Liny to ciągłe przekraczanie granic, bo jej wyzwolenie stanowi kilka działań naraz, ale przede wszystkim daje ją wspomniana już pewność siebie oraz pochodzenie i stan majątkowy.

Conklin buduje napięcie stopniowo i bez większych zaskoczeń. Przewidujemy pewne zwroty akcji, ale nie rozumiemy jeszcze pełnych motywacji bohaterek. Jeśli chodzi o Josephine, to są one w miarę czytelne; cała życiowa sytuacja służącej klasycznie wpisuje się w schemat opowieści o zniewoleniu, a bolesny policzek otwierający scenę jest jedynie mocnym punktem wyjścia do snucia przewidywalnej fabuły. Nie wiemy, co połączy Linę i Josephine, choć wydaje się to niemal pewne w momencie, w którym Lina podejmuje się udziału w przygotowaniu akt do procesu, jaki wstrząsnąć ma opinią publiczną. Oto bowiem rodzi się w pewnej głowie śmiały plan, by odnaleźć potomków niewolników i sformułować akt oskarżenia, w jakim znajdą się tak mocno działające na wyobraźnię tezy, jak ta, że przez 250 lat światowe mocarstwo budowało swą potęgę na przemocy i wyzysku. Lina otrzymuje szansę awansu, jeśli tylko odnajdzie wystarczająco medialną osobę, którą zamieni się w głos zbiorowości. Całe przedsięwzięcie jawi się jednak dwuznacznie. Od początku autorka zmusza nas do myślenia o tym, czy planowane pozywanie majętnych korporacji jest słuszną sprawą czy sprytną manipulacją opinią publiczną. Te wątpliwości rozwiewa na moment prywatna historia Josephine. Lina wchodzi w czas miniony wyjątkowo silnie, by odkryć przed nami to, z jakim brzemieniem zmagała się służąca w Bell Creek.

Lina też mierzy się z bolesnymi doświadczeniami. Kiedy miała cztery lata, jej matka zginęła w wypadku samochodowym. Lina szybko wzięła na siebie odpowiedzialność za siebie i ojca - artystę, już jako nastolatka pracowała zarobkowo, skończyła dobrą uczelnię, zabezpieczyła byt niejako sobie i Oscarowi borykającemu się z przeszłością i pamięcią o żonie. Jej to malarz poświęca swą nową wystawę. Zaskakujące Linę obrazy opowiadają historię jej matki na nowo. Młoda nowojorska prawniczka odkrywa powoli mroczne fakty i dowiaduje się, kim naprawdę była jej rodzicielka, jakie miała marzenia i co ją uwierało.

Mamy nowoczesne malarstwo, w którym Oscar Sparrow komunikuje żal po utracie i nienazwane dotąd emocje żony. Mamy także piękne obrazki z XIX wieku. Ich autorstwo przypisuje się Josephine, choć są tacy, którym zależy na utrzymywaniu opinii publicznej w złudzeniu, że oto ma do czynienia z malarstwem pewnej dziedziczki z Wirginii. Tymczasem sztuka, do której zbliża się Lina, stanowi plastyczną opowieść o człowieczeństwie zniewolonych. To, co malowała Josephine, zdaje się tak samo bliskie pragnieniu bycia naprawdę wolnym, jak malarstwo matki Liny, a potem jej ojca - ujawniającego symbolicznie bolesne sekrety małżonki. O ludzkiej wolności rozumianej na kilka różnych sposobów jest właśnie "Służąca". Bo to nie tylko opowieść o krzywdach zniewolenia. Nie, ta książka w gruncie rzeczy nie mówi niczego nowego o amerykańskim niewolnictwie. Ważne są figury z portretów oraz wizje zachowane na płótnie i walczące o swą ważność z czasem. Tym, co zacierał krzywdy, ale nie był w stanie odebrać sugestywności dziełom malarskim.

Tara Conklin buduje wieloznaczną narrację o tym, że zniewolenie to nie tylko zakucie w kajdany czy przymusowa praca na polu. Tytułowa służąca może mieć inne niż to oczywiste dla każdego znaczenie. Powieść sytuuje się gdzieś na granicy obyczajowej rozprawy z sumieniem nawołującym o wskazanie granic, poza którymi istnieje prawdziwa wolność a prawniczym thrillerem opartym na gromadzeniu faktów i bezlitosnym konfrontowaniu się z emocjami, tak przecież zbędnymi i w tak oczywisty sposób odrzucanymi przez prawnika zajmującego się dochodzeniem do prawdy.

Lina jest pewna siebie i tego, że jej życie zbudowane jest na samych pewnikach. Analizując listy z przeszłości i nowopowstałe obrazy ojca, weryfikuje pewne przekonania, a przede wszystkim odkrywa własną tożsamość. "Służąca" nie idzie w stronę nadmiernego komplikowania fabuły i bardzo słusznie pozostawia nas z zakończeniem otwartym. Sygnalizuje, że ludzka wolność mimo upływu lat wciąż walczy z okrucieństwem okoliczności, w jakich musi zostać ograniczana. Conklin wspomina także o tym, co gotowa jest poświęcić kobieta w imię uzyskania wolności odbieranej przez drugiego człowieka w bardzo różny sposób. Okazuje się, że los nieobecnych w XIX i XXI wieku jest w gruncie rzeczy bardzo podobny. Za tę niejednoznaczność "Służącej" należą się brawa dla Tary Conklin. Za wszystko to, co ukryła między dwiema narracjami. Za subtelność i wrażliwość oraz świadomość tego, które zdanie uciąć i skrócić, by nie prowadziło jedynie ku sentymentalnemu rozczuleniu.

2 komentarze:

Kasiek pisze...

Kurczę jakoś tak wydawało mi się, że to taka płytka książka, a okazuje się, że jest naprawdę głęboka i warta uwagi.

Mariola Pomykaj pisze...

Bardzo chciałam wygrać tę książkę w konkursie Przeglądu Czytelniczego, ale się nie udało. Dwugłos, podobnie, jak w "Czarnych skrzydłach" Sue Monk Kidd. które niedawno czytałam i walka prekursorek z niewolnictwem i o prawa kobiet.