2016-12-06

"Życie zaczyna się w piątek" Ioanna Pârvulescu

Wydawca: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

Data wydania: 12 października 2016

Liczba stron: 272

Przekład: T. Klimkowski, K. Brykner

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 34,65 zł

Tytuł recenzji: Obcy w Bukareszcie

Ioanna Pârvulescu i Filip Florian stworzyli literacki obraz dziewiętnastowiecznej Rumunii, portretując zarówno jej barwną stolicę, jak i bolączki społeczeństwa przechodzącego bolesny proces transformacji. Florian w „Dniach króla” ukazał wcześniejszy okres, lata 1866-1881, moment wyłaniania się nowoczesnej państwowości Rumunii. W powieści Pârvulescu mamy już rok 1897, a właściwie jego ostatnie dni. Świnie, które musiał przepędzać sprzed swego pałacu Karol Hohenzollern-Sigmaringen, nadal są ubijane w Bukareszcie – mieście, które bardzo chce być europejskie, ale wciąż ma swoje lokalne problemy w postaci braku kanalizacji czy elektryczności, konieczności robienia prania na nabrzeżu Dymbowicy. Nic to jednak. Bohaterowie książki „Życie zaczyna się w piątek” zdają sobie sprawę, że w ostatnie dni roku żegnają to, co warte pożegnania, a przyszłość może mieć niejeden, lepszy kształt. Na fantazjowaniu dotyczącym przyszłości powieść się kończy. Rozpoczyna dość tajemniczo, odnalezieniem pewnego mężczyzny, który nie wie do końca, kim jest naprawdę, oraz postrzelonego jasnowłosego młodzieńca. Obaj skupią na sobie uwagę kilkunastu barwnie zarysowanych bohaterów tej narracji. Bukareszteńczyków, którzy mają nadzieję na to, że ich przyszłość będzie radosnym czasem. Czasem, w którym Rumunia będzie jeszcze lepsza i piękniejsza.

Ioanna Pârvulescu stworzyła niezwykłej urody panoramiczną powieść o ludziach szukających swej przynależności i starających się określać własną tożsamość w kontekstach, które nakreślone są przy okazji portretowania obyczajowości rumuńskiej metropolii końca XIX wieku. Autorka oddaje głos ludziom żyjącym we własnych światach, ale dzielącym ten wspólny. Wszystkich zaczyna łączyć sprawa tajemniczego Dana. Odnaleziony mężczyzna uznaje, że jest stołecznym dziennikarzem. Znajduje też szybko posadę w redakcji gazety. Tymczasem sam nie jest do końca pewien przede wszystkim tego, w jakiej płaszczyźnie czasowej się sytuuje. Dan Creţu jawi się nam jako człowiek poza czasem – bez przeszłości, bez usytuowania w teraźniejszości. Przybysz znikąd, który nie tylko ściąga na siebie uwagę innych, ale także zaskakująco szybko zjednuje sobie ich sympatię. Ioanna Pârvulescu tak jak portretujący swych przybyszów z Niemiec Florian ukazuje jednostkę wyobcowaną, która oswaja różnorodność dziewiętnastowiecznego Bukaresztu. Dan Creţu wkradnie się w łaski kilku osób, jednak swoją tajemnicę zachowa aż do końca. Karol I i jego dentysta   z „Dni króla” staną się integralną częścią miasta, do którego przybyli.

Portretowane dni końca 1897 roku to czas, w którym wiele się dzieje. Lekarze zachwycają się wynalazkiem promieni rentgenowskich, bukareszteńscy policjanci wdrażają do swojej pracy nowoczesną technikę daktyloskopijną. Władze miasta chcą skończyć z barbarzyńskimi pojedynkami odbywanymi z użyciem broni. By zadbać o czystość mieszkańców Bukaresztu, rozdaje się im talony do miejskiej łaźni. W tym wszystkim straszy widmo Kuby Rozpruwacza i niektórzy zastanawiają się przez chwilę, czy nie jest nim właśnie Dan Creţu. Wiele się dzieje. To rzeczy obiecujące, znamionujące postęp i wywołujące niepokój o to, jak w tym postępie odnajdzie się każdy Rumun. Pârvulescu pokazuje realia dziewiętnastowiecznego życia w Bukareszcie, portretując różnorodnych bohaterów tworzących coś na kształt drabiny społecznej. W ich rozmyślaniach dostrzegamy, kto jest kim dla kogo i jak uporządkowane jest społeczeństwo, jakie są hierarchie ważności. Bo sprawa Dana pośrednio lub bezpośrednio dotknie prawie każdego. Ośmioletniego gońca Nicu, który ciekaw jest każdej nowej formy istniejącego świata, a na co dzień zmaga się z urojeniami chorej matki. Zaczytanej w Thackerayu Iulii, córki doktora Leona Margulisa. Pana Costache, poczciwego stołecznego policjanta. Złodziejaszka Inelaru. Nawet samotnego generała Algiu, który cierpi po stracie żony. Nicu chce się zbratać z Danem, Iulię mężczyzna coraz bardziej ciekawi. W jakimkolwiek kręgu towarzyskim pojawi się Dan Creţu, wywołuje dużą ciekawość, bo zdaje się pochodzić spoza drabiny społecznej Bukaresztu i nie jest wrośnięty w miejską tkankę, nie tworzy jej na takich zasadach jak inni bohaterowie.

„Życie zaczyna się w piątek” to barwna powieść obyczajowa, która nieco rozczarowuje wątkiem kryminalnym. Nic to. Ioanna Pârvulescu w naprawdę sugestywny sposób przenosi nas do świata, w którym każdy z bohaterów mógłby snuć swoją opowieść, tworząc nową książkę, niezależną narrację. Wielogłosowość jest najważniejszą zaletą tej powieści. Umiejętność empatycznego ukazania ludzkich bolączek i jednoczesne powiązanie kilkunastu biografii w spójną i pasjonującą całość. Nie chodzi tylko o zagadkowość Dana i jego obecność w wielu miejscach. To przede wszystkim obraz świata, w którym każdy ma przypisane mu miejsce i choć często marzy o lepszym statusie, spełnia się w tym, co robi. Sporo u Pârvulescu wnikliwych obserwacji – bohaterowie lustrują się nawzajem, próbują w sobie czytać, dopowiadać sobie pewne rzeczy. Mnożą się podejrzenia, ale także elementy komiczne – rozmowy, przemyślenia, sposoby budowania zdań i wyrażania opinii. Bukareszt końca XIX wieku brzmi bardzo różnorodnie. Ma też różne oblicza. Codzienności trudnej i pełnej deficytów, ale jednocześnie przepełnionej pewną witalnością, której poddaje się prawie każdy – ze swymi nadziejami i lękami.

Ioanna Pârvulescu z czułością i uwagą portretuje przede wszystkim niziny społeczne. Środowisko tych, którzy muszą walczyć wyjątkowo ciężko, by przekuć każdy kolejny dzień w zwycięstwo. Stąd też charakterystyczna perspektywa ulicy zestawiona z egzaltowanymi niekiedy zwierzeniami z salonu Iulii. Poza tym wszystkim – będzie to powieść o tym, co bardzo ludzkie i niezmienne. O marzeniu posiadania – każdy chce wygrać w loterii. O pokusie łatwego łupu – sprawa zaginionej ikony. O tym, że każdy może sobie wyobrazić lepszy świat dla siebie, ale nie każdy ma możliwość, by cokolwiek zmienić. Dan wchłania w siebie ludzkie bolączki, nadzieje i marzenia. Bukareszt jest dla niego miejscem swojskim i obcym jednocześnie. Dla czytelnika jest to przede wszystkim pasjonująca opowieść o ludziach, czasie i mieście, do których nie można już powrócić. Pârvulescu pisze niezwykle dojrzale, personalizuje dramaty swoich bohaterów i dba o ich wiarygodność. Proponuje odrobinę ekscentryzmu oraz grę z wyobrażeniami o świecie, jakie mają różni ludzie z tego samego miasta. Czyta się to wyśmienicie i to jedna z tych książek, która zabiera do świata przedstawionego, gdzie czujemy się nadzwyczaj swojsko, choć nie do końca go rozumiemy.

Brak komentarzy: