2018-03-14

„Trudne światło” Tomás González


Wydawca: Znak

Data wydania: 28 lutego 2018

Liczba stron: 208

Przekład: Marta Szafrańska-Brandt

Oprawa: miękka

Cena det.: 36,90 zł

Tytuł recenzji: Miłość i śmierć

Powieść Tomása Gonzáleza to ujmująca etiuda o tym, co w życiu najbardziej odczuwalne – ogromie spełnionej miłości, niemożliwości znoszenia bolesnej śmierci, oswajaniu samotności. To taka książka do przeczytania, przeżycia i być może przepłakania podczas jednego wieczoru. Kolumbijski pisarz ujmuje delikatnością, gdy rozprawia o rzeczach ostatecznych i okrutnych, a także niezwykłą wrażliwością, budując figurę bohatera malującego obrazy, a w nich świat we właściwym kształcie, kiedy jeszcze ten kształt posiadał. Czyta się „Trudne światło” z przekonaniem, że oto wkraczamy w intymne życie kogoś, kto nas łagodnie tam zaprosił. Ta skromna i pełna melancholii książka tworzy jednocześnie uniwersalny wizerunek człowieka oddanego miłości i porządkującego resztę życia, w której może już tylko tkwić wraz z jej odbitym blaskiem. Zawsze przychodzi ten czas, kiedy musimy się skonfrontować sami ze swoimi emocjami. Dla bohatera książki nadchodzi może zbyt wcześnie, ale na niektóre konfrontacje nigdy nie jesteśmy gotowi.

David w jesieni życia powrócił do rodzinnej Kolumbii. Opiekuje się nim specyficzna kobieta – istota wnosząca do jego domu powiew życia, z którym David być może już się pożegnał. Nieznająca zasad ortografii, ale doskonale rozumiejąca nastroje i stany emocjonalne mężczyzny. A przecież wydaje mu się, że już nikt taki nie pozostał. Żona, z którą spędził połowę wieku, odeszła niedawno i wciąż na nowo przypomina o sobie bezgraniczną pustką, w jakiej trzeba się odnaleźć. Dwaj synowie wyszli naprzeciw życiu dumnie i z nieokiełznanym apetytem na nie. Mają się dobrze. Jednemu nie było dane mierzyć się z wyzwaniami codzienności, albowiem to codzienność postawiła przed nim wyzwanie przypadku. A wraz z nim ból. Ból, którego nie sposób było znieść. David ma przed oczami kalekiego syna marzącego jedynie o tym, by niczego nie czuć. Ta silna relacja emocjonalna przeradza się w relację próby. David i jego żona muszą pogodzić się z decyzjami Jacobo. Zaakceptować jego wybór. Pożegnać go godnie.

Drugie odejście w życiu bohatera odbiera mu nie tyle tożsamość, ile przede wszystkim oddech i poczucie bycia komuś potrzebnym. Sara porządkowała dom i codzienne życie. Była zawsze. Pewna, skupiona na Davidzie, doskonale go rozumiejąca, wzmacniająca wzajemny szacunek w związku. Była może lepszym odbiciem tego, który w lustrze widzi dziś tylko siebie, samotnego blisko osiemdziesięciolatka. Sara odeszła inaczej niż Jacobo, ale to nie znaczy, że David był gotowy na pożegnanie. To właściwe – z synem i z żoną – przeprowadza na kartach tej przejmującej książki. Będzie to bowiem opowieść o pamiętaniu. O związku życia z różnego rodzaju bólami – w każdym ich znaczeniu. David przyjmie tezę, że świat bez smutku jest niepełny. Dopełnią się jego przeżycia i doznania, jeśli zacznie porządkować czas miniony, a w nim cudowne życie sfinalizowane wyobcowaniem.

Kilka przestrzeni czasowych pulsuje u Gonzáleza swoim rytmem. Sposób opowiadania o zdarzeniach zmienia się, fraza dynamizuje się w bardzo charakterystyczny sposób, a jednak ma w sobie coś poetyckiego, niespiesznego. Bo przecież wszystko, co miało się wydarzyć, już się wydarzyło. Dzisiaj pozostaje świat, którego kontury się zacierają dla Davida. Udręki tłumione są kolejnymi dawkami klonazepamu, ale pamięć wciąż filtruje zdarzenia w taki sposób, że rany się otwierają, gdy jest to niepotrzebne, gdy trzeba wszystko uporządkować. Trudne światło” to rzecz o zmieniającej się percepcji. Bohater z lupą odcyfrowuje znaki, które wcześniej były czytelnymi drogowskazami. Tracąc wzrok, staje się jakby czujniejszym, uważniejszym obserwatorem tego, co jest wokół niego. Nie widząc wyraźnie, stara się nadać wyrazistość czasowi minionemu. Zmierzyć z krańcowymi doświadczeniami, które bolą wciąż na nowo. Oswoić życie w smutku. To niewielki rachunek za to szczęśliwe, które wiódł u boku Sary. A jednak pora przykrego rozliczenia z własnym jestestwem i swoimi potrzebami nadchodzi bezkompromisowo. David czuje, że musi udźwignąć ciężar zamkniętego życia, w którym czuł się spełniony. Pożegnać martwych i nadać dalszemu życiu sens. Jakkolwiek byłoby to niemożliwe.

Ta kameralna opowieść pięknie obrazuje, w jaki sposób funkcjonowała dobra rodzina, i potem w równie ujmujący sposób prezentuje, co się z tą dobrocią działo, kiedy do relacji wdarły się niespodziewane okrucieństwa i zawirowania losu. González tworzy intymny pamiętnik. Jego bohater z jednej strony chce uciec od przeszłości, z drugiej jednak – nie ma niczego poza nią, stamtąd się wydobył, tam kochał, a potem żegnał ukochanych. Nie ma już żadnego „później”. W czasie przyszłym może zapaść tylko mrok. Odsłaniane jest za to wszystko, co nie zostało dostatecznie przeżyte lub zapamiętane. A za tym idzie nostalgia. Bardzo pięknie sportretowana.

„Trudne światło” to opowieść o różnych obliczach smutku. O tym, jak bardzo może być różnorodny, a także zmienny. W jaki sposób odmienia życie i kiedy je determinuje. Nie ma w tej narracji żadnego zbędnego słowa czy zdania. Kolumbijski pisarz doskonale wie, jakie proporcje zastosować i jak pisać o przygnębieniu, by uratować czytelnika przed jego przeżywaniem. Bo to jedna ze smutniejszych książek, jakie ostatnio czytałem (po „Człowieku tygrysie” Kurniawana), a jednocześnie opowieść, z którą nie chce się rozstawać, która bardzo mocno do siebie przywiązuje, nie epatuje cierpieniem, nie czyni z siebie przyczynku do łatwych wzruszeń. Tomás González wie, że smutek to jedno z oblicz ludzkiej egzystencji. Wie, jak go niuansować, w jaki sposób zbliżyć nas do udręczonego bohatera, ale jednocześnie od niego nie odstraszyć, bo każdorazowa próba zbliżania się do smutku i melancholii niesie ze sobą ryzyko szybkiej od nich ucieczki. Autor opowiada także o czułości pamięci i zestawia z nią okrucieństwo pustki wokół. To, co było, odbiera się w jednych rejestrach smutku, a to, co jest, w innych. To siła tej skromnej książki. Moc jej oddziaływania bez manipulacji i narzucania tego, co i jak się przeżywa.

Metafora definiowania świata przez obrazy, które maluje David, to też interesująca rozprawa o tym, na jakie szczegóły zwraca uwagę ktoś spragniony przestrzeni oraz światła. Jedno i drugie zaczyna zanikać. To dodatkowy dramat bohatera będącego artystą. Człowieka skupionego przede wszystkim na tych pierwszych i najważniejszych dla każdego relacjach. Okaleczonego przez ich brak i niezdolnego już do malowania. Tomás González pięknie opowiada o tych momentach naszego życia, w których musimy zaakceptować ostateczne koniec, zmianę i pozostający po tym ból próżni. Żadne ze słów tej powieści nie znajduje się jednak w próżni semantycznej. „Trudne światło” to książka wymagająca, ale jednocześnie bardzo łatwo przekonująca do swojego mrocznego przesłania. Może dlatego, że czyni je tak pięknie ludzkim.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Nie zgadzam się, przesłanie tej książki wcale nie jest mroczne.