Wydawca: Agora
Data wydania: 27 lutego 2019
Liczba stron: 280
Przekład: Jarek Westermark
Oprawa: twarda
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: W obliczu kryzysu
Kameralna i przejmująca
opowieść o tym, co naprawdę znaczy wzięcie odpowiedzialności za siebie na całe
życie. O związku w rozpadzie, ale także o silnym przekonaniu, że jest się dla
siebie stworzonym, sobie potrzebnym i przynależnym do siebie ze względu na bagaż
doświadczeń, ale także okoliczności i czas, w jakich relacja się zacieśniała. Bernard MacLaverty opowiada o ludziach
niosących tajemnice cierpienia i prywatne nieszczęścia, które zamykają się w
granicach uporządkowanego życia codziennego. Zobrazuje ludzi w podróży, bo
wówczas wyostrza się perspektywa patrzenia na to, co jest na co dzień. Ale ta
powieść to także gorzkie rozliczenie z północnoirlandzką przemocą, bo autor
pokazuje, jak dramat polityczny staje się dramatem prywatnym, głęboko
egzystencjalnym i niemożliwym do pożegnania. To również narracja tworząca
studium alkoholizmu bez dosadności i bez przejaskrawień. Odnosi się wrażenie,
że MacLaverty potrafi opowiedzieć o każdej trudności i traumie w sposób
wyważony, subtelny i ze specyficznym rodzajem goryczy. Ale opowiada przede
wszystkim o tęsknotach. O tym, że z czymś się nie zdążyło, coś wydarzyło się za
wcześnie, czas i zbiegi okoliczności wymuszały nieprzemyślane decyzje, a w tym
wszystkim jednak pozostaje pewien porządek, niezwykła harmonia. Tak pięknie
napisanej książki o cierpieniu już dawno nie czytałem.
Piękna jest scena otwarcia,
której niemym bohaterem jest noc. Ona boryka się z bezsennością, on wymusza
formę sennego zapomnienia o świecie, wypijając kolejnego drinka. Tej pierwszej powieściowej nocy małżonkowie
są wyjątkowo bezbronni i szalenie od siebie oddaleni. A jednak widzimy, że
związek ich ciał ma się dobrze, że fizycznie są dla siebie stworzeni i że
problemem są narastające bariery mentalne. Zimowy urlop w stolicy Holandii
ma coś zmienić. Ma pozwolić na inne spojrzenie i na poszukiwania własnej
wartości. Na określenie tego, kim się jest w związku, czy warto o niego walczyć
i czy wspólne życie może zaoferować coś więcej niż tylko gorzki rachunek strat.
Gerry czuje się architektem
ich związku. Stella wyczuwa jego fasadowość. Nic nie jest do końca jasne i
określone, a w relacji tych dwojga widzimy zarówno ironiczność, jak i czułość.
Są sarkastyczni i jednocześnie ciepli dla siebie w taki bezpośredni sposób. To
wyjątkowa bliskość i wyjątkowa też trudność rozpoznania, komu czego zaczyna
brakować. MacLaverty opowiada o wspólnej
życiowej drodze, którą naznaczyły nieszczęścia urodzenia się w określonym
czasie i określonym kraju. To trochę tak, jakby tożsamość Irlandczyka została w
tej powieści poddana wyjątkowo drobiazgowej wiwisekcji – jak związek, za którym
idzie gorycz. Ale także poczucie bezpieczeństwa, które być może inaczej rozumie
Gerry, a inaczej Stella.
Bohaterowie darzą się
wyjątkowym szacunkiem, ale ten szacunek paradoksalnie oddala ich od siebie. Nie
są w stanie zaakceptować tego, że sens ich wspólnego życia może zakwestionować
każde nowe doznanie, którego doświadczają na amsterdamskiej ulicy. „Przed końcem zimy” to poszukiwanie
odpowiedzi na pytania o bliskość w obcych przestrzeniach, które symbolicznie
podkreślają pewną nostalgię turystów. Stella jest gotowa na podjęcie
ważnych życiowych decyzji, ale przyjazd do Amsterdamu to dla niej też pewien
rodzaj rozczarowania. Taki, którego zaznała dużo wcześniej, zanim zdecydowała
się na rozmyślaniu o końcu swego związku. Gerry wydaje się bardziej skryty, nie
jest tak dostępny dla czytelnika, a jednocześnie widzimy jego bezbronność wobec
wszystkiego, co go przerasta. I tę rozpaczliwą chęć ucieczki od świata,
bliskości z żoną, szczerych rozmów na temat tego, kim byli i kim się dzisiaj
stali.
Ciekawe retrospekcje
odsłaniają istotę tego małżeństwa i kreślą trudny status związku, w którym
pojawiło się już poczucie, że być może nie jest on egzemplifikacją wiary w to,
iż można być dla siebie kimś wyjątkowym. Konstrukcyjnie
ta powieść jest bardzo prosta, porządkuje także wiedzę o bohaterach w sposób,
który można określić jako przewidywalny. Ale i tak z dużym napięciem czeka się
na to, do czego irlandzki pisarz nas doprowadzi, do jakiej formy konfrontacji
ze sobą zmusi swoich bohaterów. Wcześniej ważne jest nakreślenie ich
poczucia estetyki, zwrócenie uwagi na konteksty ważnych wyborów i doprowadzenie
do tego, że nie są dla nas starszym małżeństwem w kryzysie, bo to duże
uproszczenie dla tej pełnej wielu subtelności powieści.
MacLaverty pokazuje dwa
krańcowo różne sposoby ratowania się od opresji poczucia bezsensu. Może to być
religijność, może to być nałóg. To, czym są dla Stelli wiara i modlitwa,
stanowi taki mroczny rewers w kompulsywnych staraniach Gerry’ego, by porzucić
świadomy i trzeźwy ogląd rzeczywistości. Ścierają się tu nie tylko
światopoglądy i metody radzenia sobie z oswajaniem pustki. Dochodzi tu także do
werbalizacji tego, jak potrzebna, wręcz konieczna jest próba uporządkowania
życiowego sensu. Że te próby odbywają się przez całe życie i że nie ma żadnej
gwarancji stałości, ciepła, szacunku i miłości, bo ludzkiej bliskości nie wzmacniają lata wspólnego życia, lecz inne formy
zbliżenia. Być może w Amsterdamie
dojdzie do niej po raz pierwszy w życiu tych zagubionych i pełnych nostalgii
bohaterów.
„Przed
końcem zimy” to także opowieść o tym, czym jest przemoc i jak bardzo
destrukcyjna może się stać, jeśli z przemocy ideologicznej stanie się przemocą
nieprzewidywalną, żywiołową, groźną, zawłaszczającą wszystko. Z
drugiej strony pisarz kreśli obraz relacji będącej stale buntem wobec tego, co
przemocowe. Gerry nie tylko wydobył Stellę z biedy i deficytów. Stella nie
tylko nauczyła go szanować wspólną przestrzeń i walczyć o jej niezależność.
Okazuje się, że konfrontacja ze sobą w warunkach dalekich od rutyny
niewymagającej wysiłku podejmowania się odpowiedzialności za cokolwiek jest u
MacLaverty’ego przedstawiona jako czas specyficznej próby. Nieprzypadkowo
bezradność i bezbronność Gerry’ego ujawniają się wyjątkowo silnie i widzimy,
jak bardzo zagubiony w swym przywiązaniu do żony jest ten bohater. Równocześnie
obserwujemy kobietę we wzmożonym stanie opresji – za dużo w niej bólu,
wątpliwości i chwilowego przerażenia, by mogła być pewna, u czyjego boku
odkrywa piękno Amsterdamu. Ta powieść opowie o tym, jak bardzo potrafimy być
wyobcowani, gdy pojawia się strach przed utratą porządku i przewidywalności. To
też historia dwojga ludzi, którzy z goryczą dostrzegają, że zrytualizowali
sobie pustkę codzienności. Że właśnie teraz muszą zaryzykować i przełamać
przyzwyczajenia. Że troszczyć się o związek trzeba zawsze, ale najważniejsze to
rozumienie sensu dalszego bycia razem. Pouczające i mądre.
4 komentarze:
Zastanawiałam się nad tą książką, gdy zobaczyłam ją na profilu wydawnictwa, ale po twojej recenzji jestem już całkowicie przekonana, że warto po nią siegnąć!
ja też nie wiedziałam, czy kupic czy nie. szczerze mówiąc - okładka mnie trochę zniechęciła. Ale kiedy dostałam do przeczytania fragmenty- MÓJ BOŻE, musiałam mieć tę książkę! Wspaniała, pełna ciepła, humoru i opisów boskiej architektury. No i temat jest z tych rzadko podejmowanych. A dotknie każdego i każda z nas ;)
ja też nie wiedziałam, czy kupic czy nie. szczerze mówiąc - okładka mnie trochę zniechęciła. Ale kiedy dostałam do przeczytania fragmenty- MÓJ BOŻE, musiałam mieć tę książkę! Wspaniała, pełna ciepła, humoru i opisów boskiej architektury. No i temat jest z tych rzadko podejmowanych. A dotknie każdego i każda z nas ;)
Stella jest dla mnie uosobieniem cierpliwości, wyczucia i taktu. Możemy się od niej uczyć bycia żoną i partnerką. Piękna powieść o dojrzałej i trudnej miłości.
Prześlij komentarz