2022-02-04

„Prawo linii” Hye-young Pyun

 

Wydawca: Kwiaty Orientu

Data wydania: 7 lutego 2022

Liczba stron: 264

Przekład: Filip Danecki/Choi Jeong In

Oprawa: miękka

Cena det.: 39 zł

Tytuł recenzji: Wędrówki

Hye-young Pyun to autorka znana już polskiemu czytelnikowi, ale dla mnie jest to pierwsze spotkanie z jej twórczością. „Prawo linii” to nieoczywista rzecz, która rozsadzać będzie ramy gatunkowe thrillera. Na pewno powinni ją przeczytać wszyscy wielbiciele powieści z dreszczykiem, jednak tacy, którzy oczekują zaskakującego prowadzenia fabuły tam, gdzie zwykle dominują klisze i powtórzenia. Napięcie budowane przez koreańską autorkę jest inne. Mam wrażenie, że to powieść noir z elementami bezkompromisowej rozprawy socjologicznej. Jednym bowiem z bohaterów będzie tu kapitalizm – portretowany w taki sposób, by pokazać, że pieniądz okrutnie kształtuje ludzką świadomość. W tym wymiarze nie ma tu nic szczególnie azjatyckiego, bo to książka bardzo uniwersalna. Charakterystyczne dla literatury Azji będzie już jednak niuansowanie ludzkiego wyobcowania. To jedna z tych ciekawych egzotycznych książek, w których bohaterkami są kobiety przycupnięte gdzieś na marginesie życia. Postaci, którymi nikt się nie interesuje, bo zdają się niewidzialne, doskonale wkomponowane w tłum. Hye-young Pyun opowiada o tkance społecznej w taki sposób, że widzimy, jak ktoś napiętnowany przez kogoś skrzywdzonego sam jest ofiarą. Wszyscy są tu pokrzywdzeni, a wygrany jeden – koreański system marketingu grający z ludzką wyobraźnią i proponujący niewyobrażalne cierpienie.

Tymczasem mamy dwie kobiety. Se-o skryła się w swoim domu przed światem, który wcześniej ją skrzywdził. Ale ukrywa się nie tylko z tego powodu. Żyje w monotonnej symbiozie z ojcem do momentu, w którym najbezpieczniejsza dla bohaterki przestrzeń spłonie. Po tym doświadczeniu Se-o już nie będzie tą dwudziestosześciolatką, którą była. Tymczasem w innym miejscu Ki-Jeong usiłuje sumiennie wykonywać swoją pracę nauczycielki. Nigdy nie chciała nią zostać i ma wrażenie, że tkwi w jakiejś deprymującej ją matni. Pewnego dnia otrzymuje wiadomość, która nią wstrząśnie. Potem Ki-Jeong też doświadczy przemiany. Te dwie bohaterki los połączy w zaskakujący sposób. Obie będą musiały się zmierzyć z bolesnymi utratami. Obie będą szukać odpowiedzi na pytania, które zawisną nam w fabule retorycznie i groźnie. Hye-young Pyun sportretuje dwie obsesyjne kobiece wędrówki. A jednocześnie ukaże nam w nietuzinkowy sposób to, czym jest ludzka rozpacz. Jak bardzo boimy się konfrontacji z nią i jak bezradni w tej konfrontacji jesteśmy.

Wątek społeczny wybrzmiewa tu równie mocno co historia dwóch zagubionych kobiet. Obserwujemy świat, w którym kapitalizm zawłaszczył sobie wszystko – głównie człowieka w jego służbie, bo dla zysku i komfortu zarabiania Koreańczycy są gotowi zrobić bardzo wiele. Pisarka nie generalizuje, umiejętnie splata ze sobą kilka niecodziennych historii, by dodatkowo uczynić z „Prawa linii” powieść enigmatyczną, jeśli usiłuje się ją osadzić w gatunku thrillera. Szemrany marketing rujnuje tutaj życie ludziom, którzy dopiero w nie startują. Hye-young Pyun ciekawie operuje kontrastami. Pochodzący z bogatej rodziny uczeń Ki-Jeong może być wobec niej bezczelny i prowokacyjny. Jego linia życia została ustalona przez to, gdzie się urodził i ile posiadają jego rodzice. Tymczasem na drugim biegunie są ludzie na różnych etapach życia, którzy zmuszeni są mieszkać w maleńkich pokoikach bez okien. To hostel dla tych, którzy z wielu powodów stracili swój dom, ale mają jeszcze w sobie godność, by powalczyć z życiem i nie być bezdomnymi. Świat, do jakiego wkraczają bohaterowie tej książki, jest zawłaszczający i okrutnie urządzony. Aby przetrwać, trzeba poświęcić jakąś część siebie. Odhumanizowanie idzie w parze z uzyskiwaniem czegoś, co tylko pozornie zapewni poczucie bezpieczeństwa. Pieniądze zmieniają i rujnują ludzi. Diagnoza Hye-young Pyun staje się nazbyt czytelna, ale tu właśnie łączą się z nią w zaskakujący sposób losy wspomnianych kobiet.

Koreańska pisarka fantazjuje o tym, w jakich okolicznościach rodzi się zło – to kształtujące otoczenie i to niszczące człowieka od wewnątrz. „Prawo linii” to też historia tego, jak wiele jest przypadkowości w tym, jakim bagażem doświadczeń zostaniemy obdarzeni i jak dużo z tego ciężaru będzie właśnie złem. Ki-Jeong uważa, że rzeczy dzieją się tylko przypadkiem. Se-o pogrążona w rozpaczy i gniewie usiłuje znaleźć związki przyczynowo-skutkowe, może głównie po to, by usankcjonować trudne decyzje, jakie podejmuje. Wkraczamy w świat, w którym łączą się ze sobą cierpienia bohaterów zupełnie sobie obcych. Zjednoczonych w jakimś doświadczeniu granicznym. Hye-young Pyun próbuje jednocześnie w sposób bardzo kameralny opowiedzieć o tym, jak cienka jest granica między byciem zaradnym i zdecydowanym a zagubieniem w sobie, gdy priorytety stają się nieczytelne, w życie zaś coraz mocniej ingeruje kwestia posiadania lub bycia biednym. Podoba mi się w tej powieści sposób, w jaki pisarka łączy pozornie różne od siebie sprawy. Przy tym konsekwentnie portretuje ludzką melancholię. Są tu zarysowane tęsknota, rozpacz, bezgraniczny smutek i narastająca złość. Mamy bierność wobec okrucieństwa losu i okrucieństwo względem samego siebie. Ale są przede wszystkim bardzo sugestywne bohaterki pierwszego planu. Zbliżając je do siebie, koreańska pisarka wygasza napięcie i na nowo je intensyfikuje. Warto przyjrzeć się temu, w jaki sposób osiąga się ten efekt.

Można tę narrację odczytać również jako opowieść o tym, jak wiele dowiadujemy się o sobie, wędrując ścieżkami zmarłych. Tu ci, którzy odeszli, okazują się wyjątkowo poszkodowani przez los i okoliczności, ale dopiero dystans wobec ich odejścia oraz cierpienie najbliższych pokazują, co rodzi się w zrozpaczonych umysłach tych, którzy zbyt późno uświadamiają sobie czyjś dramat, dramat pozornie najbliższej osoby. „Prawo linii” jest o tym, że w żałobie rozliczamy się zawsze nie tylko z tymi, których żegnamy, ale z samymi sobą postawionymi w konfrontacji, jakiej nie jesteśmy w stanie unieść. W tym znaczeniu cierpiący bohaterowie książki są bardzo niejednoznacznie sportretowani, bo to powieść o sile życia, ale i jego przerażających pułapkach, które wpędzają w rozpacz, a czasem doprowadzają do śmierci.

Kiedy przemierza się świat tej narracji wraz z zagubionymi bohaterkami, doświadcza się wszystkich tych uczuć, które są tu nie tyle niuansowane, ile portretowane w taki sposób, że nie mamy pełnego dostępu do emocji zrozpaczonych kobiet. Pozostajemy w sferze domysłów na temat ich wrażliwości, przyglądamy się za to działaniom i bezradności. Pyun w charakterystyczny dla siebie sposób wywołuje niepokój i dyskomfort czytelnika, bo w gruncie rzeczy do końca nie jest się tu pewnym tego, kim na naszych oczach stają się wyobcowane kobiety. „Prawo linii” to przemyślana w detalach i kompozycji opowieść o ludzkiej słabości oraz zaskakującej sile przetrwania. O tym, że stajemy się świadkami zaskakujących konfrontacji i bardzo nietuzinkowych powiązań między poszczególnymi postaciami. Rzecz, która mocno zapadnie w pamięć.

Brak komentarzy: