2022-06-20

„Wyspa” Adrian McKinty

 

Wydawca: Agora

Data wydania: 1 czerwca 2022

Liczba stron: 360

Przekład: Jan Kraśko

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 44,99 zł

Tytuł recenzji: W sytuacji granicznej

Brutalny survival w jednym z najbardziej cywilizowanych krajów świata? Adrian McKinty po brawurowym „Łańcuchu” ponownie udowadnia, że interesują go zbiegi okoliczności pozornie niemożliwe, wręcz absurdalne. Mamy jednak świadomość, że w opisanych przez twórcę sytuacjach mógłby się znaleźć każdy z nas. Nagle, bez przygotowania. „Wyspa” – podobnie jak poprzednia wydana w Polsce książka McKinty’ego – jest intrygującą fantazją o tym, ile w naszym człowieczeństwie jest dzikiego instynktu i jak doskonale ukrywamy go przed sobą, żyjąc wedle ustalonych i uporządkowanych norm społecznych. O ile w „Łańcuchu” śledziliśmy poczynania zdesperowanej matki, która była gotowa zrobić wszystko dla swojego dziecka, o tyle w „Wyspie” sprawa jest dużo bardziej skomplikowana i dzięki temu ta książka wydaje się ciekawsza. Młoda kobieta, która nigdy nie myślała o macierzyństwie, będzie zmuszona walczyć o przetrwanie – swoje, ale przede wszystkim dzieci, dla których jest macochą. Dzieci niechętnych jej, nawet noszących w sobie pogardę dla nowej, młodej mamy. Straumatyzowanych już w swojej ojczyźnie, niosących w pamięci bolesne kadry z przeszłości i usiłujących doświadczyć nowej, niepowtarzalnej przygody. Nie mają pojęcia, w jaki sposób Australia zdefiniuje im tę przygodę…

Fabuła „Wyspy” jest gotowym scenariuszem dla dobrego thrillera filmowego i mam nadzieję, że ktoś tę książkę zekranizuje. Większość scen skrojona jest pod obraz filmowy. Dynamika opowieści zmusza do przeczytania jej za jednym podejściem. Nie ma ani jednego elementu retardacyjnego. Pojawiają się co prawda retrospekcje, lecz niosą w sobie cały czas silne napięcie. Pozornie jest to historia brutalnego polowania. Mamy uciekające ofiary i mamy oprawców, którzy są zdeterminowani, by zabić. Problematyka ludzkiego zła jest tu bardzo ciekawie pokazana. Do największych okrucieństw zdolni będą zarówno ci, którzy polują, jak i ci, którzy uciekają, kierując się instynktem przetrwania. O nim McKinty również będzie fantazjował na różne sposoby. Mamy do czynienia z taką sytuacją graniczną, w której każdy z bohaterów – bez względu na to, czy jest dorosłym, czy dzieckiem – nie jest w stanie przewidzieć swojego zachowania. a jednocześnie będą musieli zareagować tak, jak nigdy by im się to nie zdarzyło w normalnych okolicznościach. Idylliczna wyprawa na Antypody stanie się okrutną walką o przetrwanie. Przejmującą tym mocniej, że jak głosi tytuł, odbędzie się w ograniczonej przestrzeni.

Podoba mi się ukazany przez autora kontrast pomiędzy pięknem i majestatem australijskiej natury a tym, jak bardzo nieprzewidywalny i pełen niepokoju jest w tym środowisku człowiek. McKinty znakomicie operuje opisami. Od samego początku możemy poczuć piekielny upał oraz to, że spalona słońcem czerwona ziemia nie będzie dla uciekinierów łaskawa. Tu zresztą nie tylko skwar i odludzie będą groźne, tu niebezpieczeństwo czai się również w dającej ochłodę wodzie. „Wyspa” to powieść, w której mocno działają na wyobraźnię nie tylko opisy natury stanowiącej tło dla ludzkich dramatów. Autor stosuje technikę uderzania w nas pojedynczymi i bolesnymi zdaniami. Są fragmenty tak napisane, jakbyśmy tę narrację słyszeli od kogoś, kto ledwo może złapać oddech. Wyrzuca z siebie frazy, z których każda rani i przeraża. Ta metoda opowieści pokazuje kompulsywność doznań bohaterów.

Rodzinę poznajemy w pięknej scenie podróży po bezdrożach środkowej Australii. Heather zdecydowała się przyjechać z mężem – starszym o dwie dekady – na konferencję naukową związaną z jego pracą. Zrobiła to głównie dla dzieci Toma. To one chciały zobaczyć, jak wygląda drugi kraniec świata. A ona chciała być dla nich dobrą matką i choć odrobinę zmniejszyć żal po stracie tej rodzonej, która odeszła nagle i niespodziewanie. Okaże się, że przybywająca z Seattle Heather wcale nie straci głowy, kiedy będzie musiała walczyć o przetrwanie w warunkach dalekich od wielkomiejskiego komfortu. Tak jak w „Łańcuchu” będziemy tu mieli do czynienia z bohaterką, która zaskoczy oprawców. Z tą, z którą lepiej było nie zadzierać. Heather pod wpływem adrenaliny gotowa będzie działać bezkompromisowo. Walczyć o swoją rodzinę. O dzieci, które uzna za swoje.

Nastoletni bohaterowie książki początkowo wydają się naszkicowani dość nieporadną kreską. Nic bardziej mylnego. Schowany w świecie własnych doznań dwunastolatek zabierze ze sobą do Australii rodzinną tajemnicę. Heather nie ma pojęcia, kim tak naprawdę są dzieci Toma, dopóki nie pozna ich w sytuacji granicznej. Można zastanawiać się, na ile realistyczne są fantazje McKinty’ego na temat walczących o przetrwanie dzieci, ale wciąż trzeba pamiętać, że każdemu z nas też może się zdarzyć konieczność przemiany i walki o siebie.

„Wyspa” to frapująca opowieść o tym, jakiego rodzaju potwór kryje się w każdym człowieku. O tym, co naprawdę ukrywamy przed samymi sobą. O tym, co w życiu większości z nas nigdy się nie ujawni, ale drzemie w każdym, bo instynkt może być tylko uśpiony, nigdy nie pozbędziemy się atawizmów, których tak zwana cywilizowana społeczność mogłaby się wstydzić. Odmalowując bezkompromisową walkę na śmierć i życie, McKinty sugeruje, że jesteśmy cywilizowanym zwierzęciem. Jest tu miejsce na miłosierdzie czy humanitaryzm. Ale pokazane w przerażających okolicznościach, bo jednym i drugim może być poświęcenie swojego życia dla innych czy dobicie kogoś, kto cierpi i wie, że umrze. Mamy tu również opowieść o rodzinnej lojalności rozpisaną w zasadzie na dwie historie. Obie rodziny będą gotowe zniszczyć przeciwników, by przetrwać. „Oni czy my?” – dramatycznie pyta jedna z bohaterek. „Wyspa” jest zatem ciekawą fantazją na temat tego, do czego jesteśmy zdolni, by bronić lub chronić najbliższych, ale również o tym, co zrobimy, kiedy musimy ich pomścić.

Adrian McKinty ponownie nie bierze jeńców. To druga znakomita powieść gatunkowa, która ma w sobie wszystko, co powinno przyciągnąć czytelnika lubiącego szybką akcję połączoną z pogłębionymi wizerunkami psychologicznymi bohaterów. Warto przyglądać się temu, jak tworzą i rozpadają się tu fronty walki. Autor zadbał o to, by w relacjach się gotowało, by nic nie było oczywiste. Wielbiciele Australii powinni przeczytać koniecznie. Powieść powoduje, że trudno złapać oddech – jak bohaterom uciekającym przed śmiercią w morderczym upale. Myślę, że „marka” McKinty została przeze mnie sprawdzona, można brać wszystkie powieści tego autora w ciemno. A w „Wyspie” to ciemność właśnie stanie się sprzymierzeńcem, ale i w pewnym sensie wrogiem. Absorbujący thriller.

Brak komentarzy: