2022-09-09

„Słoń z Étretat” Joanna Stoga

 

Wydawca: Seqoja

Data wydania: 9 września 2022

Liczba stron: 360

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 44 zł

Tytuł recenzji: Utraty i możliwości

Zawsze z dużą czułością czytam powieści, przy lekturze których ciągle pojawiają mi się w głowie słowa z ulubionego wiersza Leopolda Staffa „Przedśpiew”. Tak się bowiem składa, że główna bohaterka tej książki musi być „pogodna mądrym smutkiem i wprawna w cierpieniu”. Jest to jej niejako narzucone, ale ta fraza dźwięczy również, gdy przyglądamy się losom innych bohaterów. „Słoń z Étretat” to bowiem narracja, w której Joanna Stoga zadbała o wszystkie postacie, każda jest sugestywna i żadna nie schodzi na margines. Jednocześnie autorka konsekwentnie opowiada tu jedną historię. Historię pamiętania, zwłaszcza o krzywdzie, życiowego fatalizmu i takiego rodzaju egzystencjalnej udręki, od której nic nie jest w stanie uwolnić. Ten ostatni fakt odsłoni się dopiero pod koniec, gdyż Stoga tworzy swą opowieść w taki sposób, by to, co najważniejsze, zaskoczyło i dotknęło czytelnika najpóźniej. Świetnie się czyta to literackie połączenie chick litu, powieści z ambicjami społecznymi, dobrej literatury obyczajowej i przede wszystkim książki, która przypomni, że literatura często ma pełnić funkcję terapeutyczną. Bo „Słoń z Étretat” może przynieść ukojenie nie tylko Kassi, ale również każdemu, kto zaangażuje się w śledzenie jej losów. Ta powieść po prostu czyta się sama.

Kassi w bardzo gwałtowny sposób i wskutek dramatycznego zbiegu okoliczności przestaje być dzieckiem. W zasadzie nigdy nim nie była, nie było w jej życiu miejsca na swobodę i nonszalancję, bezwarunkową ciekawość świata oraz jej zaspokajanie. Kassi jest tą drugą, żyjącą w cieniu charyzmatycznego brata. Teo zawłaszczył całą uwagę rodziców i nawet po swojej śmierci konsekwentnie trzymał ich myśli przy sobie, jakby młodsza siostra była tylko osobą z tła, jedną z budujących mit o Teo, stojącą zawsze w jego blasku, nieogrzaną nim, a wręcz przeciwnie – zziębniętą, bez zainteresowania rodziców, bez ich czułości. To wszystko w znacznej mierze odbije się na charakterze dorosłej już Kassi. Kobiety, która kończy trzydzieści lat, a patrząc w lustro, nie widzi nikogo. Jej artystyczna czułość została zamknięta w pudełku z prezentem dla brata, który nigdy go nie otrzymał. O bracie pozostała tylko pamięć, właściwie konsekwentnie przez lata budowany mit. Opowieść, która ma swoją drugą stronę, ale nikt tak naprawdę jej nie poznał. W tym ujęciu właśnie Teo będzie tu najciekawszą postacią. Nieobecny, niezwykły, oddziałujący na otoczenie, zawłaszczający rodziców. Historia tego, który odszedł, będzie jednocześnie mroczną historią Kassi. Dlatego „Słoń z Étretat” to bardzo ciekawa powieść. Wszystko, co najważniejsze, już się właściwie wydarzyło. Śledząc codzienność życia bohaterki, nie mamy pojęcia, że duży związek z tym, w jaki sposób funkcjonuje i co myśli o sobie oraz o świecie, mają zdarzenia z przeszłości. Ich ślady zapisały się na pewnym zdjęciu. Ale cała reszta tkwi wewnątrz zagubionej w sobie bohaterki.

Joanna Stoga portretuje kobietę, wokół której wiele się dzieje; ona sama jest działaniem. Jej codzienność to wyzwania i spełnianie oczekiwań świata. A właściwie funkcjonowanie gdzieś na jego marginesie, bo Kassi ma na co dzień mnóstwo frustrujących obowiązków i zwykle pozostaje z nimi sama. Do pewnego momentu. „Słoń z Étretat” jest opowieścią o trudnym do uniesienia zadaniu, które zdaniem społeczeństwa należy wykonywać bezwarunkowo i odruchowo. To zajmowanie się niepełnosprawnym umysłowo rodzicem. W zasadzie każdym starzejącym się rodzicem. Przyjaciel Kassi twierdzi, że jesteśmy winni rodzicom opiekę nad nimi. Czy na pewno? Jak temu podołać, kiedy rzeczywistość osacza, a dziecko nie ma w sobie siły, bo wpada w marazm i czuje bezradność? To jeden z kilku ważnych społecznie tematów, które są tu poruszane. Stoga wyraźnie kreśli obraz tego, jak niewydolny jest polski system opieki nad niepełnosprawnymi. Jak wiele zrzuca na barki najbliższych. Ale Kassi nie zostanie sama – wspomniałem, że ta powieść jest trochę chicklitowa i tu właśnie ujawni się ta właściwość. Tymczasem tematy społeczne, których dotknie tutaj autorka, obejmą jeszcze kilka istotnych kwestii. Według mnie najważniejsza to sprawa przemocy seksualnej wobec kobiety i to, jakie ta przemoc ma – szczególnie w Polsce – konsekwencje.

Ale Joanna Stoga twórczo wykorzystuje swoją narrację także wtedy, gdy odnosi się do mitologii greckiej, a głównie do mitologizowania losów ludzi, ich działań i determinujących te działania cech ludzkich charakterów. Cała rodzina Kassi została naznaczona piętnem mitologizacji. Dlaczego piętnem? Bo jeśli spojrzeć na to, że rodzinne zainteresowania skoncentrowały się wokół Teo, są to obecnie kwestie wywołujące sporo mrocznych wspomnień. Z którymi pozostaje tylko jedna członkini rodziny. Rodziny po rozpadzie, bo dom Zakińskich tak naprawdę przestał istnieć, pozostała w jego ruinach córka ze swoim zdziecinniałym ojcem. Mężczyzna nie chce już pamiętać niczego, Kassi pamięta wszystko. Mitologiczne bóstwa powracają tu w retrospekcjach, ale warto również spojrzeć na to, w jaki sposób autorka wykorzystuje motyw antycznej wędrówki i jak ciekawie nawiązuje do antycznej tragedii.

Tymczasem to, co najbardziej przykuwa uwagę do tej powieści, to czułe, empatyczne i wieloznaczne ujęcie tego, czym jest dla człowieka utrata. „Słoń z Étretat” jest opowieścią o utracie rodziny i o tym, że wszystko, co ją konstytuowało, zostawia już tylko ledwie widoczne ślady. W niemocy ojca Kassi i w niemocy jej samej. On odłącza się po prostu od świata, który go zranił. Ona musi w tym świecie funkcjonować. Dla nich obojga. Dlatego przez dłuższy czas nie ma możliwości, by spotkać się ze sobą z przeszłości, a przede wszystkim z ludźmi, którzy wtedy odeszli. Kiedy śmierć zacznie dotykać osób z najbliższego otoczenia bohaterki, ujrzymy w całej rozciągłości, że Stoga w pozornie prostej konwencji opowiada o sprawach niezwykle skomplikowanych. Tu śmierć jest jedną z bohaterek powieści, celowo sprowadzoną na peryferia, z których co chwilę wybija się na pierwszy plan. Ta powieść – także w jeszcze innym wymiarze, bo warto śledzić i odtwarzać sobie podczas czytania proponowane przez autorkę utwory muzyczne – prowadzi nas przez świat półcieni, w którym śmierć jawi się zawsze bardzo wyraźnie, lecz nie mamy odwagi jej dostrzec naprawdę. To przecież pełna witalności opowieść o tym, że zawsze warto dawać życiu szansę, zwłaszcza z oddanymi przyjaciółmi u boku. Jednak wciąż konsekwentnie dźwięczy tu nuta melancholii świadcząca o tym, że „Słoń z Étretat” to przede wszystkim książka o sprawach ostatecznych, wobec których paradoksalnie nigdy nie można przyjąć ostatecznego stanowiska.

Intrygująca historia o tym, że życie stanie nam w miejscu tylko wówczas, gdy sami na to pozwolimy. Jednocześnie pełna wrażliwości na detale opowieść o tym, jak radzimy sobie z odejściem tych, dla których życie rzeczywiście się zatrzymało. Widać tu pomysłowość autorki i jej ambicje, by książka nie miała – i nie ma! – jednoznacznych definicji, nie poddawała się oczywistym interpretacjom. Pomijając nieco surrealistyczne zakończenie, jest to pod każdym względem dopracowana i bardzo sugestywna opowieść o tym, w jaki sposób czas miniony i pustkę po stracie można oswoić, nie rekompensować – co sugerują często inne banalne narracje na ten temat. Bardzo twórczo spędzony czas. Powieść mocno przywiązująca do siebie.

Brak komentarzy: