2024-12-17

„Mrok jest miejscem” Ariadna Castellarnau

 

Wydawca: Wydawnictwo Bo.wiem

Data wydania: 12 listopada 2024

Przekład: Justyna Sterna

Liczba stron: 160

Oprawa: miękka

Cena det.: 40 zł

Tytuł recenzji: Konfrontacje

To niewielkich rozmiarów książka, której nie zalecałbym pochłaniać całej od razu. Przynajmniej ja podzieliłem sobie te opowiadania i czytałem każdego wieczoru po jednym. Dzięki temu „Mrok jest miejscem” na pewno dłużej zostanie w mojej pamięci. Przede wszystkim uświadomiłem sobie, że lubię smutne książki. Bardzo mnie rozczarowuje pozytywne zakończenie i chodzę potem długo jak struty. U Ariadny Castellarnau jest zupełnie inaczej. Z jednej strony kilka z otwartych zakończeń jej opowiadań wskazuje na uwolnienie się od bolesnych ciężarów albo traum niesionych przez bohaterów. Prawie wszystkie w konwencji realizmu magicznego uświadamiają, że ponad ponury i smutny świat można się wznieść. Jednakże ciekawsze jest to, w jaki sposób sportretowany jest ten świat. W ośmiu – do czego zobowiązuje tytuł – mrocznych historiach. W miejscach, gdzie ziemia jest albo okrutnie czarna, albo niepokojąco czerwona. Gdzie żar lejący się z nieba potęguje atmosferę duchowego wykończenia, a reszta zjawisk atmosferycznych zaznaczanych gdzieś w tle (piękna symbolika powodzi) jedynie wzmacnia nastrój nostalgii i grozy.

Wszystkie opowiadania – choć całkowicie różne od siebie w przesłaniu i konstrukcji – łączy motyw relacji będącej trudną konfrontacją. Następują tam zderzenia wynikające z nagłych spotkań. Ktoś przypadkiem staje na czyjejś drodze i to spotkanie okazuje się szansą na odmianę, początek czegoś nowego. Czy będzie to enigmatyczny chłopiec prowadzący dziewczynkę z opresyjnej rodziny ku metaforycznie lepszemu światu, czy niemowlę pozostawione na progu domu małżeństwa, w którym już dawno wygasł żar czułości i wzajemnego zainteresowania. Castellarnau stawia na momenty kluczowe dla życia bohaterów, a jednocześnie proponuje nam tylko fragmentaryczne obrazy biografii postaci. Jesteśmy zwykle świadkami jakiejś sytuacji granicznej albo wejścia w kontakt z drugim człowiekiem, który ukaże inną perspektywę patrzenia na swoje życie. A życie ludzi z tych opowiadań jest na wiele sposobów ponure. To życie jakiegoś mrocznego marginesu, z którego trudno się wydostać. Szczególnie gdy jest się bezradnym dzieckiem niewyposażonym w jakiekolwiek umiejętności prospołeczne, dzięki którym mogłaby się dokonać w jego życiu przemiana. A jednak się dokonuje. I dzieci cierpią w tej książce najbardziej.

„Lepiej mi tutaj niż gdziekolwiek indziej” – mówi porwana dziewczynka do mężczyzny, który powinien być jej oprawcą, a staje się opiekunem. Lepiej niż ze specyficznym bratem, który zapewnia rodzinie dochód swą innością, byłoby zapewne chłopcu, który chciałby brata zniszczyć. Albo spowodować, że skończy się niesłuszna chwila jego chwały. Są też jednak dzieci dorosłe, które powracając w rodzinne strony, znowu stają się bezbronnymi wobec okoliczności istotami. Jak znana pisarka, która uciekła z ponurej prowincji, a teraz powraca witana z atencją i wymiotuje po zjedzeniu zupy przygotowanej przez matkę. Hiszpańska autorka ukrywa metafory w detalach. Ktoś coś robi mimochodem, czemuś się poświęca, jakieś pozornie nieistotne zdarzenie całkowicie zmienia jego tok myślenia, wkracza w rejon specyficznej wrażliwości. Tu dzieją się rzeczy niezwykłe, kiedy egzystencjalny mrok zmienia swoje zabarwienie. I wszystko jest naprawdę intrygujące, choć debiutantka w niektórych fragmentach stawia na tak zwaną ambitną formę, uciekając trochę od opowiadania samej historii.

To również podzielona na osiem rozdziałów opowieść o bezpowrotnych utratach i zaskakujących zyskach, które niekiedy im towarzyszą. Dziecięcy bohaterowie czasem są narratorami. Kiedy indziej autorka oddala perspektywę – przyglądamy się życiowym rozterkom młodego człowieka z bardzo wyraźnego dystansu. Są też przedstawione sytuacje, których surrealizm potęguje grozę. Mnie mocno w pamięci pozostanie opowiadanie „Dzieci bawią się w ogrodzie”, które pokazuje, jak potężne spustoszenie może uczynić w czyimś życiu wkroczenie w nie kogoś z tendencjami do zawłaszczania. W tym akurat tekście straumatyzowana dodatkowo jest matka w żałobie po stracie córki. Ale dorośli tracą tutaj także co innego – poczucie bezpieczeństwa czy przynależności lub przekonanie, że świat może oferować coś więcej niż ponurość życia pozbawionego wszelkiej radości.

W światach przedstawionych tych opowiadań mnóstwo jest odcieni mroku. Tytuł określa pierwszy tekst, odważnie wkraczający w ten niezwykły i różnorodny świat, ale ta metafora się rozszerza, staje się coraz bardziej intensywna. Bohaterom – dorosłym i dzieciom – jest trudno ze sobą nie tylko dlatego, że życie postanowiło dać im taką, a nie inną lekcję, lecz przede wszystkim z powodu klaustrofobicznej atmosfery, w której przestrzeń się zawęża. I coraz trudniej się w niej poruszać. Dlatego możliwość wyzwolenia daje tylko odejście, ucieczka. Dlatego otwarte zakończenia przykuwają uwagę. To zawsze opis działania podjętego po to, by dać sobie szansę na zmianę. Przeżyć coś innego albo stać się kimś innym. Na tyle, na ile pozwala na to okrutny świat, w którym tak wiele się nie spełniło i tak bardzo boli to, kim się jest. Nawet jeżeli nie rozumie się swojej tożsamości, bo przecież dzieci stają się bezbronne najbardziej wobec samych siebie.

Ariadna Castellarnau opowiada także o ukrytych tęsknotach każdego z nas: znaleźć się przez chwilę w takim rodzaju raju, w którym nic nie będzie niepokoić, wygasną niedobre emocje, będzie można stać się kimś innym. Niby przypadkiem dziewczynka z opowiadania „Calipso” ma na sobie koszulkę z napisem „Paradise”. To jest trochę tak, jakby symboliki tego raju poszukiwano tutaj wszędzie, gdy tymczasem wszystkich zniewala i ogranicza mrok piekła istnienia. Co bardziej boli? To, co już się przeżyło w goryczy, czy gorycz świadomości, że tak naprawdę niewiele można zmienić? „Mrok jest miejscem” to zbiór opowiadań dla introwertycznych nadwrażliwców. Tych, którzy w opowiadanych historiach są gotowi odnaleźć tę smutną, a jednocześnie fascynującą osobność bohaterów. Ludzie żyją tu w małych społecznościach, a sami są samotnymi wyspami. Zaglądamy tam, dokąd nie zagląda nikt, bo życie toczy się gdzieś indziej i być może w dużo lepszym, satysfakcjonującym kształcie. Czy komukolwiek uda się wyjść mu naprzeciw? Może być coś lepszego, jeśli świat określany jest jako ruina czy bezmiar smutnej rozpaczy? „Wyspa w chmurach”, odwołując się do Yeatsa, sygnalizuje, że wiara w utopię wcale nie jest wiarą w coś zupełnie niemożliwego. Dlatego w tych na wskroś smutnych opowiadaniach znajdzie się miejsce na maleńką choćby ekspiację i nadzieję na lepsze życie. Wszystko w klimacie noir, lecz również w fascynujących kolorach, choć z palety tych ciemnych. Dowód na to, że opowiadanie może mieć wspomnianą moc ekspiacji także dla czytelnika. Dobra, niepokojąca i przemyślanie skonstruowana proza w ośmiu niezwykłych odsłonach.

Brak komentarzy: