2008-02-04

"Głód i jedwab" Herta Müller

Dzięki staraniom Wydawnictwa Czarne, polski czytelnik ma okazję zapoznać się z siódmą książką Herty Müller. Tym razem materia słowna nie będzie misternie tkanym gobelinem, po którym kroczy się delikatnie, miękko i subtelnie przez kolejne rozdziały. Eseje, wykłady i odczyty składające się na „Głód i jedwab” w większości uciekać będą od metaforycznych ornamentów, do jakich Müller przyzwyczaiła nas w powieściach. Teksty te nie będą do końca wolne od semantycznej maniery „krojenia słów”, jaka charakteryzuje autorkę, niemniej jednak dotykać będą problemów nad wyraz konkretnych, dlatego też językiem konkretu będą operować.

Müller po raz kolejny poruszać będzie kwestie związane z życiem w totalitarnej Rumunii, jak również dotykające auslandera, który próbuje odnaleźć się w niemieckiej rzeczywistości, oswajając zarówno jej język, jak i system wartości. Siłą tych esejów jest ich bezkompromisowość i silny ładunek emocji, jakie niosą barwnie i plastycznie przedstawiane stany umysłu i ducha zarówno Müller, jak i ludzi, których przez całe swoje życie obserwowała. Można zadać sobie pytanie – czy po raz kolejny eksploatując te same motywy, pisząc o tych samych destruktywnych uczuciach i emocjach, autorka nie popełnia grzechu wtórności? Otóż nie, to doprawdy zachwycające i niezwykłe, iż pisząc o mroku i próbach zeń wychodzenia, Müller za każdym razem potrafi opowiedzieć o tym inaczej i po raz kolejny mocno wstrząsnąć czytelnikiem.

W otwierającym zbiór eseju przeczytamy o umowności i efemeryczności znaków życia, o jego kruchości i niepewności, których nie jest w stanie oddać żadna myśl, ani żaden czyn. Ta swoista introdukcja wstępnie nakreśli materię, o jakiej autorka będzie pisać dalej. I chociaż Müller dotyka tematów niezwykle drażliwych, bolesnych i przykrych, robi to w ten sposób, iż nie można ich od siebie odepchnąć, pozostają z czytelnikiem i nie dają mu spokoju. Kto nigdy nie zaznał koszmaru totalitaryzmu i życia w strachu, jest w stanie wszystko to poczuć. Komu obce są doznania imigranta, próbującego zrozumieć odmienność obcego kraju, jaki ma się stać jego drugą ojczyzną, ten po lekturze „Głodu i jedwabiu” dotknie owej bolesnego punktu przekraczania – nie tylko granicy w sensie dosłownym.

W esejach Müller będziemy mieli do czynienia z dwoma spojrzeniami: jedno z nich lustruje Rumunię okiem emigrantki, drugie natomiast przygląda się Niemcom z perspektywy imigrantki. Dwie bolesne ojczyzny autorki nakazują jej mówienie o trudnych problemach obu krajów z ogromnym zaangażowaniem. Tytułowy esej, najbardziej wstrząsający i oddziałujący na wyobraźnię, przedstawia obraz szarej, pozbawionej nadziei komunistycznej Rumunii, rodaków pełnych bierności i apatii (poruszająca metafora „pustych korytarzy” w ich oczach pozostaje z czytającym na zawsze). Müller przygląda się państwu, z którego uciekła i pisze o głodzie, bylejakości ubiorów i poglądów ludzi, o polityce antyaborcyjnej Ceauşescu i o dramatycznych próbach kobiet usiłujących bronić się przez nakazem posiadania piątki dzieci ku chwale ojczyzny. Pisząc o problemach dotyczących niechcianych ciąż, Müller uczyni bardzo osobiste i wstrząsające wyznanie… Nade wszystko ukaże jednak kraj w stanie zapaści, kraj kontrastu i wszechogarniającego poczucia lęku i zagrożenia. „Tam, gdzie stykał się głód z jedwabiem, gdzie cały kraj kondensował się na kilku metrach kwadratowych i piętrzył przed oczyma jako obłęd, pozostaje strach”.

Spoglądając na Niemcy, Müller porusza głównie problem prześladowań cudzoziemców, pisząc o tym, jak inteligentnie i okrutnie zarazem Niemcy potrafią zrzucać na siebie nawzajem odpowiedzialność za skrajne problemy nietolerancji. Autorka ostro krytykuje rząd i polityków niemieckich, którzy umywają ręce i dystansują się wobec problemu. Pisząc o swej drugiej ojczyźnie, autorka po raz kolejny (jak i w poprzednich książkach) zwróci uwagę na pułapkę semantycznej pajęczyny, która nie pozwala jej po niemiecku wyrażać tego, co miałaby do powiedzenia po rumuńsku.

„Głód i jedwab” to bardzo osobisty zbiór, którego bogactwa tematycznego nie omówi niniejsza recenzja. Dość wspomnieć, że pośród rozważań Müller pojawiają się często nadzwyczaj prywatne deklaracje, jak choćby ta: „Nie wierzę ani w Boga w niebie, ani w idealny stan rzeczy w państwie. Nie istnieją takie okoliczności, w których słowo szczęście oznaczałoby dla wielu ludzi to samo. I nie powinny istnieć.”

Chociaż po raz kolejny przekonujemy się w jak gęstej mgle traumatycznych wspomnień, strachu, wyobcowania i lęku nadal tkwi Herta Müller, dostrzegamy jednocześnie, iż śmiało i zdecydowanie opowiada o tym stanie, czym buduje świadectwo tych poszkodowanych i zniszczonych przez reżim Ceauşescu, którzy nie mieli (a teraz już może nie mają) możliwości opowiedzenia o swym życiowym koszmarze.

Mocna, zdecydowana i wyrazista w swej wymowie książka. Do wielokrotnego czytania. Zwolenników autorki nie muszę zachęcać. Tym, którzy nie znają dokonań Müller, polecam do wstępnego rozpoznania problematyki, jaką porusza w całej swojej twórczości.

Wydawnictwo Czarne, 2008

Brak komentarzy: