Autor to dla mnie zagadka. Niepozorny chłopczyk czytający swe wierszyki na slamach poetyckich. Gwiazda wieczorków, na których młodzi poeci nawzajem ocierają sobie łzy, czytając dramatyczne monologi ukazujące bezsens egzystencji i sprzeciw wobec takiego bezsensu. Właśnie o tym poczuciu bezsensu jest druga prozatorska propozycja Jasia Kapeli (pierwsza jakoś umknęła mej uwagi i mam wrażenie, że niewiele straciłem). Młody bohater „Janusza Hrystusa” nie jest przekonujący w swym afirmowaniu bezsensu istnienia nie tylko dlatego, że wyciska pryszcze, a jego jedyne doświadczenia życiowe to rozmowy z ekspedientkami w sklepie, kilkoma znajomymi i tak samo zaburzonymi emocjonalnie jak on dziewczynami. Tak naprawdę ani autor, ani jego cierpiący na współczesny „Weltschmerz” bohater nie mają niczego do powiedzenia i „Janusz Hrystus” to po prostu stek bzdur napisanych w wolnych chwilach dla zabicia czasu.
„Skoro świat istnieje, to być może ja też mogę”. To deklaratywne „mogę” jest kluczowe dla tej książki, bo narrator tak naprawdę wiele by mógł, ale nie robi niczego. Co robi? Pisze bloga, sprawdza konto na Facebooku, przygotowuje kanapki, zabija muchy… Snuje się całymi dniami po domu, gardzi jakąkolwiek pracą zarobkową (puer aeternus na utrzymaniu rodziców), śni o Julii Hartwig, Adolfie Hitlerze, Władimirze Putinie i Januszu Korczaku, je, śpi, wydala, rozmawia z dziewczyną, rozstaje się z nią, rozmyśla o wszechobecnej pustce i po prostu chrzani od rzeczy od pierwszego do ostatniego słowa. Bohater Kapeli to klasyczny przykład osobowości wycofanej z życia społecznego, bo niemogącej uporządkować swojego emocjonalnego życia osobistego. On dryfuje po oceanie zdarzeń na kruchej tratwie swoich poglądów. Poglądów tych jest wiele i są po prostu nudne. Konstrukcja chłopca zamkniętego w klatce własnych urojeń początkowo wskazuje na to, że będziemy mieć w jego osobie neurotycznego Adasia Miauczyńskiego młodszego o kilkanaście lat, ale dość szybko można się przekonać, że Janusz Hrystus jest jedynie autorską prowokacją, tyleż ironiczną co całkowicie pozbawioną wyrazu. Bo to naprawdę sztuka napisać o pustce i bezsensie, nawet przyjmując formę powieści, w której założeniem autorskim jest „niedzianie się”. Ta książka drwi sobie z samej siebie, kpi z bohatera i z czytelników, ale w gruncie rzeczy jest jedynie nieudaną próbą autoironicznego podejścia do zagadki ludzkiego bytu i czynników, które ów byt warunkują.
Dramat książki Jasia Kapeli to nie tylko dramat pozornie pogodzonego z ładem młodego człowieka, który w gruncie rzeczy pełen jest wewnętrznej agresji i chciałby przez chwilę przelewać krew, swoją i cudzą. To dramat przerabiania elips i metafor dobrych do wykorzystania podczas poetyckich slamów na język prozy, którym to językiem młody poeta nie potrafi się posługiwać. Trzeba przed tą pozycją ostrzec, bo jej lektura to marnowanie czasu, czyli to, w czym mistrzem jest bohater książki. Czasami naprawdę lepiej wyjść na spacer, posiedzieć przy komputerze, pojeździć na rowerze czy zwyczajnie pospać, bo czas zostanie spędzony równie produktywnie jak na czytaniu „Janusza Hrystusa”.
Dwie książki tej wiosny – mam na myśli powieść Jasia Kapeli i debiut prozatorski Dominiki Ożarowskiej – każą pomyśleć po raz kolejny o tym, że marna rysuje się przyszłość polskiej literatury, skoro młodzi twórczy unoszą nicość do rangi symbolu, pisząc jednocześnie książki przepełnione pustosłowiem, za którym kryje się prawdziwe „nic”. Dodatkowo smutne i wyjątkowo odpychające.
Wydawnictwo "Krytyki Politycznej", 2010
KUP KSIĄŻKĘ
„Skoro świat istnieje, to być może ja też mogę”. To deklaratywne „mogę” jest kluczowe dla tej książki, bo narrator tak naprawdę wiele by mógł, ale nie robi niczego. Co robi? Pisze bloga, sprawdza konto na Facebooku, przygotowuje kanapki, zabija muchy… Snuje się całymi dniami po domu, gardzi jakąkolwiek pracą zarobkową (puer aeternus na utrzymaniu rodziców), śni o Julii Hartwig, Adolfie Hitlerze, Władimirze Putinie i Januszu Korczaku, je, śpi, wydala, rozmawia z dziewczyną, rozstaje się z nią, rozmyśla o wszechobecnej pustce i po prostu chrzani od rzeczy od pierwszego do ostatniego słowa. Bohater Kapeli to klasyczny przykład osobowości wycofanej z życia społecznego, bo niemogącej uporządkować swojego emocjonalnego życia osobistego. On dryfuje po oceanie zdarzeń na kruchej tratwie swoich poglądów. Poglądów tych jest wiele i są po prostu nudne. Konstrukcja chłopca zamkniętego w klatce własnych urojeń początkowo wskazuje na to, że będziemy mieć w jego osobie neurotycznego Adasia Miauczyńskiego młodszego o kilkanaście lat, ale dość szybko można się przekonać, że Janusz Hrystus jest jedynie autorską prowokacją, tyleż ironiczną co całkowicie pozbawioną wyrazu. Bo to naprawdę sztuka napisać o pustce i bezsensie, nawet przyjmując formę powieści, w której założeniem autorskim jest „niedzianie się”. Ta książka drwi sobie z samej siebie, kpi z bohatera i z czytelników, ale w gruncie rzeczy jest jedynie nieudaną próbą autoironicznego podejścia do zagadki ludzkiego bytu i czynników, które ów byt warunkują.
Dramat książki Jasia Kapeli to nie tylko dramat pozornie pogodzonego z ładem młodego człowieka, który w gruncie rzeczy pełen jest wewnętrznej agresji i chciałby przez chwilę przelewać krew, swoją i cudzą. To dramat przerabiania elips i metafor dobrych do wykorzystania podczas poetyckich slamów na język prozy, którym to językiem młody poeta nie potrafi się posługiwać. Trzeba przed tą pozycją ostrzec, bo jej lektura to marnowanie czasu, czyli to, w czym mistrzem jest bohater książki. Czasami naprawdę lepiej wyjść na spacer, posiedzieć przy komputerze, pojeździć na rowerze czy zwyczajnie pospać, bo czas zostanie spędzony równie produktywnie jak na czytaniu „Janusza Hrystusa”.
Dwie książki tej wiosny – mam na myśli powieść Jasia Kapeli i debiut prozatorski Dominiki Ożarowskiej – każą pomyśleć po raz kolejny o tym, że marna rysuje się przyszłość polskiej literatury, skoro młodzi twórczy unoszą nicość do rangi symbolu, pisząc jednocześnie książki przepełnione pustosłowiem, za którym kryje się prawdziwe „nic”. Dodatkowo smutne i wyjątkowo odpychające.
Wydawnictwo "Krytyki Politycznej", 2010
19 komentarzy:
Skoro "Nie uderzy żaden piorun" okazał się dla mnie jedną z ciekawszych pozycji, jakie pojawiły się w ostatnim czasie w polskiej literaturze, to pewnie powinienem sięgnąć również po Hrystusa... :]
Cholera, jakbyście się obaj zdecydowali zająć jedno stanowisko, to bym miał z głowy, a tak ... muszę przeczytać :D
PS. A propos panajezusowych nowości, to czekam na Wasze opinie o "Jezus na prezydenta", o ile planujecie :)
Ja planuję, ale po przeczytaniu opinii Bernadetty jakoś chęć do czytania zmalała :-)
Marcinie, oświeć mnie, co ciekawego jest w pisaniu Ożarowskiej, będę wdzięczny :-)
Od jakiegos czasu sledze tego bloga. I musze powiedziec, ze - choc recenzje (bedac szczery) nie zawsze sa porywajace od strony stylistycznej (a pewnie mogly by byc) - bardzo mi sie podoba. Podoba mi sie poniewaz autor pisze szczerze - to co na mysli bez zabaw w koterie i koleczka wzajemnej adoracji, tak zeby strategicznie swoje czy kogos interesy obronic.
Jas Kapela to zadna zagadka. To po prostu produkt roznych ukladzikow i strategii wydawniczej - najpierw Ha!Artu, teraz KP, ktora duzo traci wydajac tego autora. W koncu Sierakowski i s-ka chca uchodzic za ludzi powaznych, a tu taka blazenada. Choc moze to celowe - w koncu kazdy dwor powinien miec swojego blazna. A przeciez wlasnie na blaznowaniu Jasio sie wozi, podobnie jak kiedys Shuty. O Shutym wlasciwie dzis juz nikt nie pamieta i pewnie za lat 2-3, a za 5 na pewno nikt nawet nie bedzie kojarzyl nazwiska Kapeli, a chlopak zasili szeregi copywriterow albo redaktorow mielacych wypociny jakis pismakow.
Jas w swoim pozowaniu na nihiliste chcialby byc takim polskim Houellebecq'em. Ale - niestety - Houellebecq juz byl - to raz. Dwa - zeby cos napisac, trzeba cos przezyc. A tu mamy dwudziestokilkuletniego wannabe, ktory... Wlasnie ktory co? Chodzil tu, chodzil tam. Jakies smieszne wiersze pisal. I teraz wciska nam swoje smieszne ksiazeczki o.... Wlasnie o czym? Aaaa... A o pustce. No tak, o pustce wspolczesnej kultury. No tak. Kazdy ma taka pustke, jaka sobie zrobi. Li tez, nie. A nawet - jak zauwazasz - o pustce, jesli chce sie pisac, to trza wiedziec jak i jest to nie lada sztuka. Takze ogolnie, smutek troche czlowieka ogarnia, ze sie takie miernoty lansuje, ze sie z nich pisarzy robi. Choc z drugiej strony to zawsze istnialo - czas zrobi swoje i ziarno od plewa odsieje. Poki co, podoba mi sie, ze w koncu ktos bez ogrodek napisal, ze to NIC...
Pozdrawiam
Mick, dzięki za opinię, interesujący pogląd.
Styl? Cóż, ja wiem, że jest kwiecisty, że czasami męczący, ja to wszystko wiem...
Jak zauważyłeś piszę o wszystkim zawsze szczerze oraz uczciwie względem czytelników i lojalnie wobec książek, jakie recenzuję. Cieszę się, że jest to dostrzeżone.
Jarku, tak się dopominam, bo autor to mój krajan, rodem z wioski obok. I za każdym razem kiedy wypowiem się, że mnie jego twórczość jakoś nie bardzo, to się zaczyna dziać. Więc chcę opinii innych :D
Jak tak już dyskutujecie chłopaki to ja się także przyłączę :)Trafiłam tutaj przypadkiem,a jak to zwykle bywa w moim wypadku - przypadkiem natrafiam na najlepsze rzeczy!Blog przeglądam od kilku dni-jest świetny(tutaj podziękowania dla Pana Jarka i jego pracy)!Recenzja nie zachęca do tej pozycji,ale może to i dobrze,bo przecież po co marnować czas jak tyle wartościowych ksiązek czeka? ;)
jak się okazuje, recenzent to człowiek, który traci czas, by uchronić przed tym innych...
pozdrawiam
To nie chodzi o kwiecistosc. Bo styl moze byc kwiecisty, a przy tym z pazurkiem - a tego wlasnie mi brakuje np. odrobiny zlosliwej ironii... W kazdym razie dobra robota, tak czy siak. Bede sledzil z pewnoscia. Pozdrawiam. M.
Auł, auł... strasznie to ostro napisane. Uch...
Swoja drogą ilekroć tu zaglądam mam wyrzuty sumienia, że nie czytam tyle, co Ty, dobrze, że piszesz, bo potem mogę udawać, że jestem na bieżąco ;)).
Hrystusa zaczęłam, ale nie skończyłam, bo sama mam na własność zupełnie wystarczająco dużo pustej beznadziei, dodatkowe dawki nie są mi potrzebne.
Pzdr
Jak dobrze trafić na szczerą recenzję. Podpisuje się pod stwierdzeniem, że jeśli autorzy tacy jak Ożarowska i Kapela mają wyznaczać prądy w tzw "młodej polskiej" oraz inspirować młodych ... może być kiepsko. Być może wypowiedzi krytyczne podobne Twoim, Drogi Autorze, dadzą do myślenia nieszczęsnym wydawcom, którzy przestana promować chłamy wychodzące spod piór młodych zblazowanych.
Dambski, faktycznie sporo już czasu straciłem nad podobnymi lekturami ku przestrodze innych.
Mick, mało złośliwości i ironii? :-) Czasami jak sobie czytam którąś moją krytyczną recenzję to naprawdę jestem w stanie sobie wyobrazić, dlaczego krytykowany autor "toczy pianę".
Kaju, tak się składa że Krytyka puściła w niedużym odstępie czasowym dwie różne książki - Twoją dobrą i Jasia kiepską. Może taka harmonia musi być :-)
Hanoi, obym dał do myślenia, bo jest coraz gorzej...
Niestety - również doświadczam tego na własnej skórze pisząc recenzje. Rozumiem, że np ha!art związany mocno ideologicznie z KP wydaje książki zaangażowane, niosąc kaganek oświaty wśród ciemnego ludu ... rozumiem i doceniam. Jednak czytając
książki pokroju "Cockring" Maćka Millera, zaczynam wątpić w to, że literatura jako taka, umiejętności pisarskie czy warsztat mają jeszcze jakiekolwiek znacznie, pozostając w cieniu nadrzędnej "idei". :( Brrrr
Cóż za asekuracyjna recenzja.
Opowiadam się za tym, aby nazywać rzeczy po imieniu i w kiepskich książkach kiepskich pisarczyków nie doszukiwać się jakiejkolwiek głębi.
Litości!
recenzent nie czytał poprzedniej prozy kapeli i ma rację, przypuszczając, że wiele nie stracił. debiut prozatorski tego przemiłego grafomana to najgłupiej wydane 25złotych w historii moich osobistych wydatków.
pomyślec, że za tą samą kaskę mógłbym sobie sprawic 4 piwa w knajpie.
autor recenzji nie ma poczucia humoru, wspolczuje
A według mnie Panie Czechowicz, Janusz Hrystus to małe arcydzieło. Poczytaj sobie Pan moją recenzję:)!
Mówiąc szczerze, niektóre wydawnicze przedsięwzięcia KP mocno mnie dziwią. Zwłaszcza, że szanuję tę grupę intelektualnych zapaleńców i z przyjemnością bywałem tam choćby na wykładach prof. Andrzeja Friszke.
"Janusza Hrystusa" znam tyle, co z internetowych wycinków i z omówień, w tym tego tutaj, ale coś czuję, że nie wrzucę go do koszyka z zakupami w hipermarkecie, jak już trafi tam z przeceną.
Na podstawie tych fragmentów i opinii takich recenzentów jak autor niniejszego bloga czy Ewa Bieńczycka, rysuje mi się wizja literatury, która się ogląda. To znaczy takiej, co zamiast podążać za wewnętrznym imperatywem, wypatruje co akurat jest modne, o czym się gada i hop siup - niczym grzankę z serem, robi z tego książkę sezonu. Na wiecznej zgrywie, nudzeniu i epatowaniu pustką (która nawet nie jest pustka, tylko jakimś wydziwaczonym młodoliterackim grymasem, bo o tragedii pustki Hrystus wie chyba tyle, co ja o fizyce kwantowej), proza rodzima daleko nie zajedzie.
Nie jest to - jak na blogu Bieńczyckiej sugerował tajna - otwarcie nowej epoki, ani sposób, by wreszcie świat nas poznał. KP po prostu dostaje kupę forsy na działalność, więc trwoni ją na wydawanie takich "powieści". W sensie zarówno długości, jak i rozpiętości fabularnej to nie jest zresztą powieść, tylko nowelka.
A tych spośród polskich pisarzy, których świat miał poznać, już poznał. Na pierwszym lepszym lotnisku znajdziecie (przynajmniej tak było jeszcze przed kilku laty, nie wiem jak teraz, bo dawno nie latałem) Kapuścińskiego i Lema. Na uniwersytetach wymienią Miłosza, Herberta i Gombrowicza. Im tyle wystarczy. Reszta musi jeszcze solidnie popracować.
Dla mnie Janusz Hrystus jest genialny
Prześlij komentarz